Udoskonalam swój sprzęt, dostosowuję go do własnych wymagań, leży to w naturze każdego bushcraftowca. Nie odważę się mieć całego wyposażenia własnego wyrobu, to nie ma sensu w obecnych czasach, ale małe przeróbki jak najbardziej.
Rozwiązanie to jest bardzo wygodne, docisk nieznacznie zwiększa tylko wagę noża, nie przeszkadza w jego normalnym użytkowaniu. Mamy dwa w jednym, nóż i docisk, oszczędność wagi i miejsca w plecaku, trudno zapomnieć zabrać ze sobą nóż. W lesie, gdy chcę rozpalić ogień za pomocą łuku ogniowego jeden element już mam, nie szukam materiału na docisk, odpada jego wykonanie, nie dlatego, że nie potrafię, ale czasami zwyczajnie nie chce mi się robić docisku. Nie dotyczy to sytuacji, gdy trenuję techniki ogniowe z wykorzystaniem tylko naturalnych materiałów znalezionych w terenie takich jak drewno, kamień, kość, wtedy nie ma ułatwień.
super pomysl
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na wykonanie tulejki !
OdpowiedzUsuńNo, nawet ciekawe...
OdpowiedzUsuńCzego to Wilson gotów nie zrobić, z miłości do łuku ogniowego. Nawet ładny nóż popsuje. Fakt, są gorsze zboczenia!
OdpowiedzUsuńPatrząc z punktu odciążania, to oszczędność masy jest.
Ja zabieram zapalniczkę i jestem z masą "do przodu", ale to ja.
Dobra, przyznam się: jak mam "dowalony " plecak, bo "tak trzeba" to też idę na łatwiznę i biorę do plecaka Perełkę puszkową, miast klasycznej butelkowej. Kręgosłup "mi mówi" : "myślisz chłopie", (wątroba jest dyplomatką: milczy), kubki smakowe wyrażają oburzenie! A ja jakoś muszę żyć!
Przecież pisałem, że są większe zboczenia (na wstępie) ... a żyć trzeba. Pies