niedziela, 30 marca 2014

Kwiaty na widelcu



Piękną wiosnę mamy tego roku, ciepło, słonecznie, sprzyja to leśnym wędrówkom i zbieraniu dzikich roślin jadalnych. Po okresie szarości pomyślałem, że dobrze będzie zjeść coś kolorowego i pachnącego wiosną. Dajmy na to taki fiołek, jedna z oznak wiosny, ok. 20 gatunków rośnie dziko u nas, jadalne są młode liście i pączki kwiatowe, na surowo lub gotowane.

Fiołek wonny (Viola odorata), o niebieskich kwiatach, co wyróżnia go spośród innych gatunków to piękny kwiatowy zapach, wydaje mi się najsmaczniejszy. Przy nadrzecznej ścieżce narwałem dwie garści kwiatów, do ryżu jak znalazł :)

Ugotowałem ryż, biały by podkreślić kolor kwiatów. W osobnym naczyniu skarmelizowałem delikatnie odrobię cukru i dorzuciłem kwiaty fiołka, część zostawiłem by zjeść surowe z ugotowanym ryżem.
Kwiatów fiołka można też dodać do ryżu ugotowanego na mleku, zrobić z nich syrop lub dodać do sałatki uzyskując ciekawy, egzotyczno-perfumowany smak.
Same kwiaty to bardzo skromne danie i trudno się nimi najeść, ale już z ryżem, co innego.



piątek, 14 marca 2014

Pal i skrob



Dawno temu, gdy miałem niewiele lat bardzo chciałem wystrugać sobie drewnianą łyżeczkę. O nożu łyżkowym jeszcze wtedy nie słyszałem, a zwykłym wybieranie drewna na komorę zupną nie wychodziło mi zbyt pięknie. Wpadłem wtedy na pomysł, by ułatwić sobie robotę i wypalić potrzebne zagłębienie kawałkiem żaru z ogniska. Więc dzisiaj małe co nieco o wypalaniu. W końcu jak już ma się ten ogień, to warto też nauczyć się jak go wykorzystywać.

Drewno można kształtować za pomocą np. noża, siekierki, dłutka, piły. W epoce kamienia radzono sobie używając do tego celu ognia i krzemiennego skrobaka, stąd też wzięła się nazwa ''pal i skrob''. Obróbka twardego drewna jest trudniejsza i dłużej potrwa, ale wyrób końcowy będzie bardziej wytrzymały. Należy utrzymywać mały ogień (żar), a do obróbki wykorzystywać drewno sezonowane (czasami trwa to 2 ÷ 3 lata), dobrze wyschnięte. Gdy nie chcemy czekać aż drewno wyschnie możemy poszukać w lesie wiatrołomu. Drewno, które jest spróchniałe (za miękkie do naszych celów), podziurawione przez korniki lub wilgotne odrzućmy. Proces można przyspieszyć susząc drewno przy ognisku, ale nie za szybko, bo może popękać. Metodą ta można wykonać misy, kubki i łyżki. Im bliżej krawędzi i im mniejsze naczynie tym większa ostrożność i mniejszy ogień. Kształt ostateczny nadajemy nożem lub krzemiennym skrobakiem. Wnętrze naczynia oczyszczamy piaskiem i kamiennym otoczakiem. Najlepiej, gdy przebieg słojów będzie przebiegał równolegle do kształtowanych naczyń. Ewentualne niewielkie pęknięcia i dziury możemy na koniec zakleić żywicą (świerk, sosna) zmieszaną z węglem drzewnym.


Metoda ''pal i skrob''
Wyjmujemy kawałek żaru z ogniska i umieszczamy go na środku drewnianego klocka. Przytrzymując węgiel patykiem dmuchamy na niego bezpośrednio lub przez rurkę (np. z trzciny, słomy, bzu czarnego). Można również użyć wyciągniętego z ogniska patyka z żarzącym się końcem, nie trzeba wtedy przytrzymywać żarzącego się kawałka żaru dodatkowym patykiem. Żarzący się kawałek będzie wypalał powierzchnię klocka. Gdy jest to duży klocek można użyć kilka żarzących się kawałków jednocześnie i ustawić go tak, aby powiew wiatru sam rozdmuchiwał żar i wypalał za nas powierzchnię klocka. Jeśli zagłębienie się powiększy nie trzeba przytrzymywać patykiem żaru. Zbyt duży dym przy wypalaniu świadczy o mokrym drewnie.
Kiedy powierzchnia klocka będzie już wypalona usuwamy żarzące się węgle i wydrapujemy nożem lub ostrym kamieniem nadpalone drewno. Przy wypalaniu trzeba zachować ostrożność i wykonywać tą czynność po trochu, żeby zapobiec rozwarstwieniu się słojów i popękaniu naczynia. Nie wypalamy zbyt szybko, bo może się zapalić. Nie robimy zbyt cienkich ścian naczynia. Czynność wypalania i wydrapywania drewna powtarzamy aż do momentu otrzymania żądanego przez nas zagłębienia. Nie dmuchamy zbyt mocno, wystarczy lekko dmuchać, aby podtrzymać żarzenie.

Metoda z wykorzystaniem kamienia
Kamień, najlepiej o równej powierzchni, w miarę okrągły należy wrzucić do ogniska i zaczekać aż się mocno rozgrzeje. Można do ogniska wrzucić kilka kamieni podobnej wielkości i zmieniać je kiedy wystygną, co skraca czas wypalania. Nie używać do tego kamieni mokrych, porowatych lub o szklistej strukturze gdyż pod wpływem ciepła popękają. Rozgrzany kamień szybko wyjmujemy zaimprowizowanymi szczypcami i umieszczamy na środku drewnianego klocka w miejscu przyszłego zagłębienia. Gorący kamień spowoduje zwęglenie powierzchni, którą należy zeskrobać nożem lub krzemiennym skrobakiem. Ostygły kamień trafia z powrotem do ogniska, a my bierzemy następny i ponownie przykładamy do zagłębienia. Czynność wypalania i skrobania powtarzamy do momentu uzyskania pożądanej wielkości zagłębienia.
W porównaniu z wyżej przedstawioną metodą, wypalanie z wykorzystaniem kamienia trwa o wiele dłużej. Jednak w metodzie tej drewno nie musi byś suche (choć wypalanie zagłębienia w wilgotnym drewnie potrwa dłużej), ścianki naczynia są gładsze i nie musimy obawiać się, że popękają nam w czasie wypalania, a końcowy produkt jest bardzo trwały.
Metoda ta świetnie nadaje się do wykonywania miseczek, kubków i dzież. Najważniejszym czynnikiem podczas wykonywania naczyń jest cierpliwość. Wypalanie pochłania wiele czasu, ale będziemy mieli za to trwały i przydatny sprzęt, a jaki niepowtarzalny.

czwartek, 13 marca 2014

Siarkowa łyżka i patyczki zapalające



Siarkowa łyżka (ze szwedzkiego -svavelkopp) to miniaturowy pojemnik, wykonany zazwyczaj z drewna, kości, poroża lub metalu wypełniony stopioną siarką. Używana była przez Samów wraz z zestawem do krzesania w celu uzyskania płomienia. Działanie jest proste, po skrzesaniu iskier na hubkę żarzący się koniec przykładamy do siarki, wysoka temperatura powoduje nadtopienie siarki, a następnie jej zapłon. Pojawia się na kilka sekund płomień, który przenosimy np. na pasek kory brzozowej.

Nieco innym sposobem uzyskania ognia, ale w oparciu też o siarkę, są patyczki zapalające. Cienkie drewniane drzazgi (miękkie drewno) lub nawet sosnowe igły zanurzamy z jednej strony w roztopionej siarce, robimy coś na wzór współczesnych zapałek. Następnie wystarczy przytkną rozżarzoną hubkę do takiej prymitywnej zapałki. Nastąpi zapłon i otrzymamy na kilkanaście sekund płomień, który można przenieść na inny palny materiał.

Siarkowa łyżka jak i patyczki zapalające umożliwiają w łatwy i szybki sposób otrzymanie płomienia. Nie potrzebna jest nam rozpałka wstępna, na którą przenosimy hubkę by rozdmuchać i uzyskać płomień. Zwykle używamy roślinnego włóknistego materiału np. końców traw, puchu z kwiatostanów, kory. W Skandynawii, szczególnie w zimie przy grubej pokrywie śnieżnej, poza drzewami i porostami trudno znaleźć włóknisty materiał nadający się na rozpałkę. Siarkowa łyżka ułatwiała codzienne życie mieszkańcom tej mroźnej krainy. Bez wysiłku i gryzącego w oczy dymu za pomocą siarkowej łyżki lub patyczków zapalających mogli otrzymać płomień.

wtorek, 11 marca 2014

Korzenie pięciornika gęsiego


Dieta korzonkowa, tak by można nazwać część potraw z leśnego menu.

Pięciornik gęsi (Potentilla anserina) jest tego dobrym przykładem, to bardzo pospolita roślina łąk, pól i przydroży. Jadalne są jego młode liście i kłącza bogate w skrobię, w świeżej  zawierają ok. 30%, są więc bardzo odżywcze. Od jesieni do wiosny można wykopywać drobne, zgrubiałe kłącza (bulwki grubości do 1 cm i długości ok. 5cm), jadalne po ugotowaniu (bezpieczniej) lub na surowo (równie smaczne ale nie polecam). Wykopywanie i oczyszczanie kłączy jest pracochłonne, ale czasami, tak jak mi się to zdarzyło, zbiór jest bardzo ułatwiony. Pozyskanie 200 g zajęło mi niecałą godzinę, czyszczenie i mycie ok. 0,5 h. Kłącza po dokładnym umyciu gotujemy 15 min. w osolonej (dla smaku) wodzie, odlewamy i jemy jeszcze ciepłe. Kłącza można też wkroić do zupki lub sałatki. Smak 4 (w skali od 1 do 5), orzechowy, czasami lekko gorzki, mączysty, kłącza są miękkie, sypkie i bez włókien. Nie zawsze mi się udaje taką ilość pięciornika nazbierać, tym razem pomogły mi dziki:)

środa, 5 marca 2014

Kula z kwarcu


My ze szkła promień słońca dobywamy, Prometeusza wiernie naśladując.

Napisałem już jak wzniecić ogień za pomocą soczewki wykonanej z lodu, butelki PET z wodą, butelki szklanej, denka od butelki,  ''soczewki'' ze stretch folii i innych, podobnych ''wynalazków''.
Działanie wszelkich soczewek wodnych (np. butelka PET czy szklana karafka napełniona wodą) jest znacznie słabsze niż szklanych (kwarcowych). Przede wszystkim dlatego, że załamanie światła w wodzie jest znacznie mniejsze niż w szkle. Współczynnik załamania światła dla różnych ośrodków: lód 1,31, woda 1,33, szkło 1,45-1,9, kwarc krystaliczny 1,54.

Drugim elementem jest to, że woda w znacznym stopniu pochłania promieniowanie podczerwone, które mają duży udział w nagrzewaniu ciał.


Niektórym się wydaje, że soczewka do rozpalania ognia to mało historyczna, współczesna rzecz. Otóż nie, powstanie pierwszej soczewki wykonanej z kryształu górskiego datuje się na ok. 2000 lat p.n.e. (starożytna Troja). Soczewki szklane znane były starożytnym Grekom, używali oni wodnych soczewek do rozniecania ognia. Na terenie dawnej wioski Wikingów na wyspie Gotland (Szwecja) znaleziono dwuwypukłe soczewki o niemal doskonałym, eliptycznym kształcie wykonane z kryształu górskiego oprawione w srebro datowane na XI - XII wiek. Szlifowane na prymitywnych tokarkach do dzisiaj zadziwiają kunsztem i precyzją wykonania.



Pierwsze soczewki służyły do jako lupy, głównie rzemieślnikom do precyzyjnych prac np. podczas miniaturowych zdobień czy rzeźbienia. Naukowcy uważają też, że mogły służyć do opalania ran by zapobiec krwawieniu i zakażeniu oraz do wzniecania ognia.
Jeśli soczewki wykonane z kwarcu były rzeczywiście używane do rozniecania ognia to wyjątkowo rzadko, z różnych względów, i nie tylko chodzi tu o odpowiednie warunki pogodowe. Soczewki z kryształu górskiego były drogie jak na ówczesne czasy i mało kogo było stać na jej posiadanie. Zdobycie kwarcu, który by się nadawał do wykonania soczewki oraz samo jej wykonanie nie było łatwe. Być może niektóre z soczewek oprawionych w srebro były traktowane wyłącznie jako biżuteria i nie miały praktycznego zastosowania.

Nie mam żadnych możliwości, aby we własnym zakresie wykonać soczewkę z kryształu górskiego. O ile ze zdobyciem materiału nie było by problemu to już szlifowania na prymitywnej tokarce sobie nie wyobrażam. Szlifowałem ręcznie siekierki krzemienne, a więc materiał o takiej samej twardości (7 w skali Mohsa), mozolnie, przez kilkadziesiąt godzin i wiem ''jak to smakuje''. Przy soczewkach dochodzi jeszcze konieczność utworzenia odpowiedniej krzywizny i polerowanie powierzchni. Wydaje mi się wręcz niemożliwym obecnie wykonanie w warunkach domowych soczewki zdolnej skupiać promienie słoneczne bez posiadania odpowiedniego doświadczenia i sprzętu. Widziałem zdjęcia soczewek używanych przez Wikingów i duży szacunek dla ich twórców, że już 1000 lat temu potrafili stworzyć tak piękne i jednocześnie praktyczne rzeczy.

Kupiłem w sklepie internetowym kulę z czystego kwarcu laboratoryjnego ''water clear'', 100% czystości, doskonałej jakości, bez żadnych skaz. Kula waży ok. 660g (!) i ma 8cm średnicy. Dla ochrony zrobiłem sakiewkę ze skóry sarny z włosiem do środka. Do rozpalania ognia można użyć mniejszej, będzie lżej w plecaku. Współczesne soczewki są dużo bardziej doskonalsze niż te historyczne, lepsza jest zarówno jakość materiału jaki i dokładność szlifowania, a co za tym idzie i wyższa skuteczność działania.

Uzyskanie ognia za pomocą kuli z kryształu górskiego, o ile tylko mamy słoneczna pogodę, jest dziecinnie łatwe. Wystarczy wystawić kulę na słońce i podłożyć pod skupioną wiązkę światła łatwopalny materiał. Moja kula ma dużą ''moc'', robiłem w lutym próby przy średnio słonecznej pogodzie i gdy trzymałem ją na ręce to zostałem poparzony, a gdy odłożyłem na skórzaną sakiewkę to w ułamku sekundy wypaliła dziurę.

Trzeba uważać z ogniem, by nie spowodować przypadkowo pożaru, zabawa, ale pod kontrolą.

niedziela, 2 marca 2014

Ręczny świder ogniowy - nawłoć


Rozpoznanie tego gatunku będzie proste, nawłoć sp. to antropofit zadomowiony, bardzo ekspansywny gatunek, pełno tego po lasach i nieużytkach rolnych. Bardzo charakterystyczna, o żółtych kwiatostanach, rośnie w dużych skupiskach, nieraz wielohektarowych. Dużo bardziej rozpowszechniona niż konyza kanadyjska, którą już wcześniej opisałem. Jest rośliną miododajną, rzadziej wykorzystywane są jej właściwości lecznicze.

Uschnięte pędy tej rośliny czasem używam na posłanie, znacznie jednak częściej do niecenia ognia. W Polsce nawłoć sp. występują wszędzie, z wyjątkiem wyższych partii gór. Najbardziej okazała jest nawłoć późna (Solidago gigantea), do 2,5m wysokości, mniejsze rozmiary osiąga nawłoć kanadyjska (Solidago canadensis) do 1,5m, oraz nawłoć pospolita (Solidago virgaurea) do 1m.
Ostatni gatunek ma też najcieńsze łodygi i nie zawsze uda się znaleźć dobry materiał na świder. Najłatwiej świder zrobić z nawłoci późnej, przy pozostałych gatunkach, jeśli nie znajdziemy łodygi o wystarczającej długości, może być konieczne zastosowanie świdra z przegubem.

Porównując do konyzy właściwości świdrów z nawłoci sp. to są one minimalnie twardsze. Stopień trudności (effort average) osiągnięcia żaru jest nieco wyższy.
Uschnięte łodygi nawłoci dłużej pozostają na wiosnę, nie kruszeją tak szybko, co jest zaletą. Nie sezonuję ich, zbieram w terenie i na miejscu wykorzystuję. Sposób przygotowania świdra, materiał na podstawkę, itd., jak przy konyzie.