Jeden z wypadów, który bardzo miło wspominam. Z braku czasu nie napisałem o nim. Zdjęcia były dostępne w galerii na Picassie, jednak same zdjęcia nie oddadzą ducha tamtej wędrówki. Nie jedną historię z nią związaną do tej pory wspominam.
Pod koniec 2014 roku siedziałem w domu i jakoś nie bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Pomysł na wędrówkę po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej podsunął Leśny Dziad Kamykus, kolega z reconnetowego forum. Później dołączył do nas jeszcze Irol. Ekipa liczyła trzy osoby plus pies ;)
W tak kameralnym towarzystwie przemierzaliśmy szlaki Jury. Przez 5 dni zrobiliśmy około 90 km. Start z Zawiercia Borowe Pole, spieszymy się, gdyż grudniowe dni są bardzo krótkie.
Po drodze lokalizujemy źródło wody i uzupełniamy zapasy. Woda przesączająca się przez wapienne skały jest na tyle czysta, że można ją pić bez przegotowania.
Nocujemy koło skałek w młodniku sosnowym. Szybka kolacja i idziemy spać.
Noc ciepła, ale bardzo wietrzna. Kolejnego dnia zwiedzamy - piec do wypalania wapienia, Babią Górę, skałki i lasy, których tutaj nie brakuje. Lecimy dalej, Góra Zborów, z której roztaczają się wspaniałe widoki.
Odbudowany zamek w Bobolicach, piękny. W gorszym stanie jest zamek w Mirowie.
Ponownie skałki, gdzie ktoś zbudował sobie wiatę, a w szczelinie urządził miejsce do spania.
Po drodze mnóstwo krzemieni. Kolorowe i duże konkrecje, ale mocno spękane. Do plecaka dużo nie zabiorę. Będzie trzeba innym razem przyjechać. Są jeszcze piękne amonity :)
Podczas marszu korzystaliśmy z nawigacji GPS.
Dni wietrzne, pochmurne z dużą wilgotnością. Widoczność kiepska. Trochę w nocy popadało. Śpię pod plandeką i zebraną wodę używam do mycia.
Po drodze, w jakiejś małej wsi, wstępujemy do sklepu i robimy małe zakupy. Przed sklepem zagadują nasz lokalsi uzupełniający elektrolity. Byli ciekawi gdzie o tej porze roku wędrujemy. Z dużymi plecakami, przed samymi świętami, zimą? Zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że idziemy do lasu spać. Gdzie?! Nie byli przygotowani na taką odpowiedz. Wypili łyka za nasze zdrowie i powiedzieli - ''nie przeżyjecie! " ;) Ta historia bardzo nas rozśmieszyła.
Wieczorem deszcz, rano prawdziwa zima, śnieg i mróz. Nocleg w okolicach Sokolich Gór, zimno, temperatura spada do -9 stopni, odczuwalna jeszcze niższa. Komfort mojego śpiwora kończył się gdzieś przy + 3 stopniach. Ciężka noc.