Pomysł zaczął się od improwizowanej tarki. W dnie puszki, blisko siebie, zrobiłem gwoździem otwory. Wygląda dobrze, ale czy działa?
Dwie puszki i dwie tarki.
Przygotowania ;) Plan awaryjny, jeśli z tarki nic nie wyjdzie, to chociaż chipsy ziemniaczane zrobię. Od tego zacząłem.
Ułożyłem kamienie i rozpaliłem ognisko. Gdy kamień rozgrzał się poprószyłem gruboziarnistej soli i kładłem pokrojone w cienkie plasterki ziemniaki.
Po kilku minutach przewracałem plasterki na drugą stronę. Kilka kolejnych minut i chipsy ziemniaczane gotowe.
To teraz trudniejsze zadanie. Obieranie ziemniaków i ścieranie na improwizowanej tarce. Wbrew obawom tarka działa znakomicie. Wielkość idealna na placki ziemniaczane. Starłem ziemniaki, posoliłem, wymieszałem i odstawiłem. Po kilkunastu minutach odcisnąłem wodę. Dodałem pieprz, startą cebulę i wymieszałem.
To się nazywa prawdziwy grill :) Puszkę zawsze można w lesie znaleźć ale taki stary gwóźdź to chyba trzeba nosić w plecaku? No, ja mam starą tarkę w piwnicy, którą kiedyś moja siostra chciała wyrzucić. Może kiedyś się przyda. Taki płaski kamień to chyba trudno znaleźć. Wygląda na to, że masz taką dobrą miejscówkę z płaskim kamieniem. Te zadziory, które powstają przy przebijaniu puszki były na zewnątrz puszki? Masa ziemniaczana była odciskana w puszce czy przez ten materiał na którym formujesz placuszka? Twoja kuksa jest wspaniała, zawsze kiedy ją widzę wpadam w zachwyt :D
OdpowiedzUsuńTak, stary gwóźdź lepiej mieć w plecaku. Takie zadziory można porobić ostrym metalowym przedmiotem np. siekierą, nożem, zaostrzonym stalowym prętem. Tak, zadziory na zewnątrz. Fakt, taki płaski kamień nie łatwo znaleźć. Masę ziemniaczaną odciskałem przez materiał. Dziękuję :)
UsuńJęzyk ucieka do Kijowa. Ja dziś spomiędzy kamiennej "kostki brukowej" wydłubałam kilka młodziutkich taszników... Pozdrowienia ze słonecznej ostatnio Wielkopolski.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńChipsy z ziemniaków to moje wspomnienia z dzieciństwa. Pieczone wprost na blasze pieca węglowego, tak jak prołzioki i gołąbki zielone.
OdpowiedzUsuńŚP Ojciec twierdził, że tak sobie piekli kartoszki, ruskie w '44. Oczywiście na blasze pieca nie po Wilsonowemu. Tylko w "łupkowych okolicach" da się bezproblemowo pozyskać takie cienkie płaskie kamienne płytki. Można wszak metalową taszczyć w teren, jeśli nie trzeba będzie chodzić z nią cały weekend, albo prościej, duża patelnia. Ale to już ersatz.
No i "złapałem smaka" na placki ziemniaczane z zieleniną. Zielonego w koło ile dusza zapragnie, ale nie "powalczę" z kamienną płytką.
OdpowiedzUsuńWersja z patelnią wyjdzie czasowo krócej, w końcu priorytetem jest pełny brzuch.
ALE, jak już się jest w terenie i trafi się taka fajna (cienka!) kamienna płytka, to może warto gdzieś takową zadekować? Albo też ponieść bez dużej fatygi, gdy obozowisko nieodległe w czasie? Temat do realizacji, jak się ma dużo czasu i "kiszki marsza nie grają". Pies