środa, 29 listopada 2023

Idź swoją drogą


Zimny i śnieżny listopadowy wieczór. W końcu znalazłem chwilę czasu by spojrzeć na zdjęcia, które zrobiłem kilka miesięcy temu. Miło się ogląda i wspomina przyjemny czas urlopu. Czasu odpoczynku od pracy i realizacji swoich pasji. Świat się zmienia, ale nie moje pasje. Nie ulegam modzie, wpływom ani chwilowym trendom. Od kilkudziesięciu lat podążam leśną drogą, swoją drogą.

Idź swoją drogą, spolszczone przez Wojciecha Młynarskiego słowa piosenki My way, mogłoby stanowić motto nie jednej wyprawy, i nie tylko. Kolejny raz byłem w tym samym, dobrze znanym sobie miejscu . Nie miałem sił na ,,przeprowadzki'', chciałem posiedzieć przez tydzień i zająć się leśnym rzemiosłem. Mam zamiar zbudować neolityczną dłubankę i spłynąć Wisłą kilkadziesiąt kilometrów w reko stylu. Niestety nie znalazłem odpowiedniego miejsca ani materiału. Być może innym razem się powiedzie? Rozpoznanie zacząłem robić już wiosną, na lewym i prawym brzegu Wisły, w sumie kilka dni i kilkadziesiąt km. Udało mi się tylko popracować odrobinę ciosłem metalowym i krzemiennym. Praca w drewnie siekierą, wypalanie i wybieranie materiału. Pierwsze przymiarki już za mną. Na pewno w pojedynkę łatwe to nie będzie.

Obóz założyłem blisko brzegu Wisły na trawiastej, wysokiej skarpie pośród drzew. Miałem dogodną lokalizację do wędkowania, pływania, wędrówek i rzemiosła. Z drewna, które naniosła rzeka wybrałem materiał na mały pojemnik wykonany z wykorzystaniem ognia i muszli. 


Technika pal i skrob znana jest przez człowieka od tysiącleci. Umożliwia kształtowanie drewna, w sytuacji gdy nie dysponujemy narzędziami, od małych łyżek do kilkunastometrowych dłubanek. Do tej pory wypalałem jedynie pojemniki max. 1 m długości. Dłubanka, którą zamierzam zrobić ma mieć długość minimum 3-4 m. Liczę, że proces wypalania znacznie przyspieszy prace. Kontrolując co kilka godzin proces wypalanie można prowadzić przez całą dobę, czyli my śpimy, a dłubanka sama ''sama'' się robi. Plany spływu Wisłą dłubanką w stylu neolitycznym jeszcze bardziej stały się przejrzyste po obejrzeniu relacji z Ekspedycji Monoxylon IV. Znacie ,,Czeską szantę''?  Ja też ,,...chcę być marynarzem, pływając na czeskich statkach'' ;)  

Z braniami ogólnie było słabo, to też efekt moich nieumiejętności w moczeniu kija. Trochę drobnicy jednak wyciągnąłem i na wkładkę mięsną do kotła wystarczyło. 


Płotka, okonek czy jazgarz, nawet taki niewielki, upieczony na patyku jest pyszny. 


Jak ryba nie brała, to zajmowałem się innymi rzeczami. Ze stosiny pióra łabędzia zrobiłem spławik. Do tego gumki, haczyk, ciężarki, kilka metrów żyłki i świeżo wycięty kij z wierzby, taki powrót do dzieciństwa. 


Piór, nie tylko łabędzia, miałem więcej. Przyciąłem je i wykonałem lotki do drzewców miotacza oszczepów. 


Do tej pory korzystałem z pożyczonego sprzętu, obecnie pracuję nad własnym. Polować nie zamierzam, ale miotanie do celu jest w planach.

Na ostrodze, gdzie łowiłem ryby, opadająca woda odsłoniła dużo muszli. To przydatny materiał z którego można zrobić zaimprowizowane świeczki, miseczki, łyżki, pojemniki, skrobaki, noże oraz groty. Rozbiłem muszle kamieniem i wybrałem fragment o największej grubości ścianki. Po kilkunastu minutach szlifowania na piaskowcu otrzymałem grot. Muszle to materiał łatwo dostępny i prosty w obróbce.
 

Pełno śmieci, także tu gdzie biwakuję. Nie brakuje materiału na sprawdzenie survivalowych patentów. Z puszek po piwie i podgrzewaczy wykonałem oświetlenie. 


Testowałem kilka rozwiązań zaimprowizowanego noża - z wieczka metalowej puszki po konserwie, ze szlifowanej muszli oraz nóż hoko z krzemiennym ostrzem. Wyniki eksperymentu opiszę innym razem.

Z łodyg nadrzecznej roślinności wyplotłem matę na stolik. Dawno taki mat nie wyplatałem - to było jakieś 30 lat temu? Biegałem wtedy po bagnach, budowałem szałasy z łodyg pałki i wyplatałem duże maty do siedzenia. Spożywanie posiłków w plenerze i estetyka :)


Codziennie piekłem podpłomyki na różne sposoby. To żelazna cześć moich dłuższych wyjazdów. 


Był też bannock z dodatkiem dużej ilości suszonych owoców i ziaren. 


Fantastycznie smakuje z poranną, gorącą, gorzką kawą. 

Tylko jednego dnia musiałem schować się pod plandekę. Pogoda sprzyjała i mogłem spać tak lubię, czyli przy ognisku. Gleba, mata, na to śpiwór, wystarczy. 


Po śniadaniu czas na wędrówki po okolicy. Trafiłem na wysyp kań, ale innych jadalnych gatunków też nie brakowało. 


Grzyby w ilościach znacznie większych niż byłbym w stanie sensownie wykorzystać, także wracałem z niewielką cześć tego, co znalazłem. Przygotowywałem z nich sos, w osobnym naczyniu miałem kaszę gryczaną. Gotowałem też zupy, które uwielbiam. 

Stado krów, które cały dzień pasło się na wiślanej wyspie, wieczorem rolnik przygonił aby napiły się wody. Krowy ochoczo wchodzą do rzeki i niespiesznie piją. 


Słyszę głośne przeklinanie rolnika, który stara się opanować rozbrykane stado. Krowy, które kiedyś były stałym elementem wiejskiego krajobrazu, obecnie w naturze stanowią rzadki widok. Regulacja rzek, zaniechanie wypasu i zmiany gospodarcze przyczyniły się do sukcesji znacznej części nadwiślańskich pastwisk. Zmienia się krajobraz, roślinność, gatunki. Woda w rzecze na pierwszy rzut oka nie wygląda na zbyt czysta, ale myślę, że nie jest tak źle. Nie odmówiłem sobie codziennej kąpieli. Robię tak na każdym wyjeździe. 

Shou Sugi Ban, czyli technikę opalania drewna zastosowałem do wykonania deski do krojenia. Poskręcałem trochę sznurków i testowałem nowe pomysły przy technikach ogniowych. Po tych kilku miesiącach wszystkiego nie przypomnę sobie, tym bardziej że nie zawsze robiłem zdjęcia. Coraz mniej przykładam się do zapisywania tego, co robię.

Rozkład dnia wyglądał tak, że wstawałem przed świtem i szedłem zarzucić wędki. Po 3-4 godzinach przychodziłem i jadłem śniadanie. Później kilku godzinna wędrówka po okolicy, następnie powrót i przerwa obiadowa. Roboty w obozie, a później aż do 22.00 siedziałem na ostrodze. Wieczorem były najlepsze brania. A nawet jak brań nie było, to słuchałem nawoływania sów i obserwowałem drogę mleczną. Patrzyłem hen, hen daleko i snułem plany. A gdy podładowałam baterie w telefonie mogłem posłuchać ulubionej muzyki. 

Idź swoją drogą - (Autor oryginału - Paul Anka, opracowanie słów w języku polskim - Wojciech Młynarski)

Co dzień, gdy przejdziesz próg,
masz wiele dróg, co w świat prowadzą
i znasz sto mądrych rad,
co drogę w świat wybierać radzą
i wciąż ktoś mówi ci,
w czym właśnie tkwi tej sprawy sedno,
byś mógł - z tysiąca dróg -
wybrać tę jedną.

Lecz gdy, tak zrządzi traf,
że świata praw nie zechcesz zmieniać
i kark potrafisz zgiąć,
gdy siłą wziąć, sposobu nie ma,
gdy w tym nie zgubisz się,
nie zwiodą cię zbyt trudne cele,
wierz mi - na drodze tej
osiągniesz wiele.

Bo znajdziesz na tej jednej z dróg
i kobiet śmiech, i forsy huk,
choćby cię kląć świat cały miał,
lecz w oczy nikt nie będzie śmiał,
chcesz łatwo żyć, to śmiało idź,
idź taką drogą.

Lecz gdy przetarty szlak
wybierzesz, jak wielu wybrało
i nim osiągniesz już
co w życiu zawsze krótko trwało
lecz nim w świat wejdziesz ten,
gdzie według cen pochlebstwem płacisz,
choć raz, raz pomyśl, czy
czegoś nie tracisz...

Bo przecież jest niejeden szlak,
gdzie trudniej iść, lecz - żyjąc tak,
nie musisz brnąć w pochlebstwa dym
i karku giąć przed byle kim,
rozważ tę myśl, a potem idź -
idź swoją drogą!


Ahoj ;)

6 komentarzy:

  1. Świetna przygoda. Już się stęskniłem za relacjami z Twoich wypraw.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie napisane. Zdjęcie krów pojących się w rzece przypomina dzieciństwo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za piękny opis. Czytam i myślę aby od nowego roku jak się uda więcej po lesie chodzić. Oczywiście nie tak jak ty, dość blisko by do domu przed wieczorem wrócić :D

    OdpowiedzUsuń
  4. I my podążamy nieśmiało Twoją drogą, czytając od kilku lat Twojego bloga, niesamowite źródło prostoty, pomysłów i inspiracji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niewątpliwie, spanie tuż przy ognisku (i liczne dziury - efekt zmiany kierunku wiatru) to również i moje najlepsze klimaty. Korzystna jonizacja powietrza, ciepło ogniska i jego magia,
    Dawno nie oglądałem krów pędzonych do wodopoju nad rzekę. Trzeba będzie odwiedzić dawno temu deptane okolice. Czy jeszcze tam pasają krowy nad rzeką? Wieś się "wykrowia", bo dzieci mniej i mleko UHT w kartoniku w każdym sklepie. Tylko ta woda w rzece płynie jak płynęła a cała reszta (właśnie) odpłynęła z czasem. Ścieżki którymi chodziłem dawniej, zarosły. Wydeptuję wciąż nowe. Roztoczańskie klimaty mile wspominam, lecz nie jest to mój teren weekendowy. Też chodzę swoją drogą, która prowadzi jakże często w przeciwnym kierunku niż ta, którą ganiają hałaśliwe tabuny stonki turystycznej.

    OdpowiedzUsuń