Zimny i śnieżny listopadowy wieczór. W końcu znalazłem chwilę czasu by spojrzeć na zdjęcia, które zrobiłem kilka miesięcy temu. Miło się ogląda i wspomina przyjemny czas urlopu. Czasu odpoczynku od pracy i realizacji swoich pasji. Świat się zmienia, ale nie moje pasje. Nie ulegam modzie, wpływom ani chwilowym trendom. Od kilkudziesięciu lat podążam leśną drogą, swoją drogą.
Obóz założyłem blisko brzegu Wisły na trawiastej, wysokiej skarpie pośród drzew. Miałem dogodną lokalizację do wędkowania, pływania, wędrówek i rzemiosła. Z drewna, które naniosła rzeka wybrałem materiał na mały pojemnik wykonany z wykorzystaniem ognia i muszli.
Technika pal i skrob znana jest przez człowieka od tysiącleci. Umożliwia kształtowanie drewna, w sytuacji gdy nie dysponujemy narzędziami, od małych łyżek do kilkunastometrowych dłubanek. Do tej pory wypalałem jedynie pojemniki max. 1 m długości. Dłubanka, którą zamierzam zrobić ma mieć długość minimum 3-4 m. Liczę, że proces wypalania znacznie przyspieszy prace. Kontrolując co kilka godzin proces wypalanie można prowadzić przez całą dobę, czyli my śpimy, a dłubanka sama ''sama'' się robi. Plany spływu Wisłą dłubanką w stylu neolitycznym jeszcze bardziej stały się przejrzyste po obejrzeniu relacji z Ekspedycji Monoxylon IV. Znacie ,,Czeską szantę''? Ja też ,,...chcę być marynarzem, pływając na czeskich statkach'' ;)
Z braniami ogólnie było słabo, to też efekt moich nieumiejętności w moczeniu kija. Trochę drobnicy jednak wyciągnąłem i na wkładkę mięsną do kotła wystarczyło.
Płotka, okonek czy jazgarz, nawet taki niewielki, upieczony na patyku jest pyszny.
Jak ryba nie brała, to zajmowałem się innymi rzeczami. Ze stosiny pióra łabędzia zrobiłem spławik. Do tego gumki, haczyk, ciężarki, kilka metrów żyłki i świeżo wycięty kij z wierzby, taki powrót do dzieciństwa.
Piór, nie tylko łabędzia, miałem więcej. Przyciąłem je i wykonałem lotki do drzewców miotacza oszczepów.
Do tej pory korzystałem z pożyczonego sprzętu, obecnie pracuję nad własnym. Polować nie zamierzam, ale miotanie do celu jest w planach.
Na ostrodze, gdzie łowiłem ryby, opadająca woda odsłoniła dużo muszli. To przydatny materiał z którego można zrobić zaimprowizowane świeczki, miseczki, łyżki, pojemniki, skrobaki, noże oraz groty. Rozbiłem muszle kamieniem i wybrałem fragment o największej grubości ścianki. Po kilkunastu minutach szlifowania na piaskowcu otrzymałem grot. Muszle to materiał łatwo dostępny i prosty w obróbce.
Pełno śmieci, także tu gdzie biwakuję. Nie brakuje materiału na sprawdzenie survivalowych patentów. Z puszek po piwie i podgrzewaczy wykonałem oświetlenie.
Testowałem kilka rozwiązań zaimprowizowanego noża - z wieczka metalowej puszki po konserwie, ze szlifowanej muszli oraz nóż hoko z krzemiennym ostrzem. Wyniki eksperymentu opiszę innym razem.
Z łodyg nadrzecznej roślinności wyplotłem matę na stolik. Dawno taki mat nie wyplatałem - to było jakieś 30 lat temu? Biegałem wtedy po bagnach, budowałem szałasy z łodyg pałki i wyplatałem duże maty do siedzenia. Spożywanie posiłków w plenerze i estetyka :)
Codziennie piekłem podpłomyki na różne sposoby. To żelazna cześć moich dłuższych wyjazdów.
Był też bannock z dodatkiem dużej ilości suszonych owoców i ziaren.
Fantastycznie smakuje z poranną, gorącą, gorzką kawą.
Tylko jednego dnia musiałem schować się pod plandekę. Pogoda sprzyjała i mogłem spać tak lubię, czyli przy ognisku. Gleba, mata, na to śpiwór, wystarczy.
Po śniadaniu czas na wędrówki po okolicy. Trafiłem na wysyp kań, ale innych jadalnych gatunków też nie brakowało.
Grzyby w ilościach znacznie większych niż byłbym w stanie sensownie wykorzystać, także wracałem z niewielką cześć tego, co znalazłem. Przygotowywałem z nich sos, w osobnym naczyniu miałem kaszę gryczaną. Gotowałem też zupy, które uwielbiam.
Stado krów, które cały dzień pasło się na wiślanej wyspie, wieczorem rolnik przygonił aby napiły się wody. Krowy ochoczo wchodzą do rzeki i niespiesznie piją.
Słyszę głośne przeklinanie rolnika, który stara się opanować rozbrykane stado. Krowy, które kiedyś były stałym elementem wiejskiego krajobrazu, obecnie w naturze stanowią rzadki widok. Regulacja rzek, zaniechanie wypasu i zmiany gospodarcze przyczyniły się do sukcesji znacznej części nadwiślańskich pastwisk. Zmienia się krajobraz, roślinność, gatunki. Woda w rzecze na pierwszy rzut oka nie wygląda na zbyt czysta, ale myślę, że nie jest tak źle. Nie odmówiłem sobie codziennej kąpieli. Robię tak na każdym wyjeździe.
Shou Sugi Ban, czyli technikę opalania drewna zastosowałem do wykonania deski do krojenia. Poskręcałem trochę sznurków i testowałem nowe pomysły przy technikach ogniowych. Po tych kilku miesiącach wszystkiego nie przypomnę sobie, tym bardziej że nie zawsze robiłem zdjęcia. Coraz mniej przykładam się do zapisywania tego, co robię.
Rozkład dnia wyglądał tak, że wstawałem przed świtem i szedłem zarzucić wędki. Po 3-4 godzinach przychodziłem i jadłem śniadanie. Później kilku godzinna wędrówka po okolicy, następnie powrót i przerwa obiadowa. Roboty w obozie, a później aż do 22.00 siedziałem na ostrodze. Wieczorem były najlepsze brania. A nawet jak brań nie było, to słuchałem nawoływania sów i obserwowałem drogę mleczną. Patrzyłem hen, hen daleko i snułem plany. A gdy podładowałam baterie w telefonie mogłem posłuchać ulubionej muzyki.
Idź swoją drogą - (Autor oryginału - Paul Anka, opracowanie słów w języku polskim - Wojciech Młynarski)
Co dzień, gdy przejdziesz próg,
masz wiele dróg, co w świat prowadzą
i znasz sto mądrych rad,
co drogę w świat wybierać radzą
i wciąż ktoś mówi ci,
w czym właśnie tkwi tej sprawy sedno,
byś mógł - z tysiąca dróg -
wybrać tę jedną.
Lecz gdy, tak zrządzi traf,
że świata praw nie zechcesz zmieniać
i kark potrafisz zgiąć,
gdy siłą wziąć, sposobu nie ma,
gdy w tym nie zgubisz się,
nie zwiodą cię zbyt trudne cele,
wierz mi - na drodze tej
osiągniesz wiele.
Bo znajdziesz na tej jednej z dróg
i kobiet śmiech, i forsy huk,
choćby cię kląć świat cały miał,
lecz w oczy nikt nie będzie śmiał,
chcesz łatwo żyć, to śmiało idź,
idź taką drogą.
Lecz gdy przetarty szlak
wybierzesz, jak wielu wybrało
i nim osiągniesz już
co w życiu zawsze krótko trwało
lecz nim w świat wejdziesz ten,
gdzie według cen pochlebstwem płacisz,
choć raz, raz pomyśl, czy
czegoś nie tracisz...
Bo przecież jest niejeden szlak,
gdzie trudniej iść, lecz - żyjąc tak,
nie musisz brnąć w pochlebstwa dym
i karku giąć przed byle kim,
rozważ tę myśl, a potem idź -
idź swoją drogą!
Ahoj ;)
Świetna przygoda. Już się stęskniłem za relacjami z Twoich wypraw.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane. Zdjęcie krów pojących się w rzece przypomina dzieciństwo.
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękny opis. Czytam i myślę aby od nowego roku jak się uda więcej po lesie chodzić. Oczywiście nie tak jak ty, dość blisko by do domu przed wieczorem wrócić :D
OdpowiedzUsuńI my podążamy nieśmiało Twoją drogą, czytając od kilku lat Twojego bloga, niesamowite źródło prostoty, pomysłów i inspiracji.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie, spanie tuż przy ognisku (i liczne dziury - efekt zmiany kierunku wiatru) to również i moje najlepsze klimaty. Korzystna jonizacja powietrza, ciepło ogniska i jego magia,
OdpowiedzUsuńDawno nie oglądałem krów pędzonych do wodopoju nad rzekę. Trzeba będzie odwiedzić dawno temu deptane okolice. Czy jeszcze tam pasają krowy nad rzeką? Wieś się "wykrowia", bo dzieci mniej i mleko UHT w kartoniku w każdym sklepie. Tylko ta woda w rzece płynie jak płynęła a cała reszta (właśnie) odpłynęła z czasem. Ścieżki którymi chodziłem dawniej, zarosły. Wydeptuję wciąż nowe. Roztoczańskie klimaty mile wspominam, lecz nie jest to mój teren weekendowy. Też chodzę swoją drogą, która prowadzi jakże często w przeciwnym kierunku niż ta, którą ganiają hałaśliwe tabuny stonki turystycznej.
Słoneczna jesień to piękna pora roku. Wszystkiego "do oporu" można sobie bimbać na urlopie i chłonąć "przyrodę".
UsuńJak nie rybki to grzybki i psychoterapeuci niech się leczą wzajemnie :-). Przyroda w sposób naturalny przywraca nam równowagę emocjonalną i koi nerwy. Daleko odeszliśmy od natury i ... to nie do końca jest korzystne dla człowieka. Warto przemyśleć te słowa.
Wilson pokazuje/opisuje swój sposób na relaks w naturze. Każdy ma swoje preferencje i nie każdy kartę wędkarską. Ale kierunek został tu pokazany: przyroda, plener, "dzicz"*
*Tej akurat niewiele nam zostało. Małe skrawki i nie dla każdego bezpieczne!
Warto odnajdywać dla siebie takie miejsca i ABSOLUTNIE nie chwalić się nimi! Każdy powinien mieć jakieś fajne miejsce w okolicy, gdzie nie widać skażenia cywilizacyjnego.
Napiszę więcej: Trzeba mieć ich kilka, bo BYDŁO jest wśród nas! TAK nie boję się napisać TEGO. Bezmyślność i głupota oraz cholerny egoizm oraz konsumpcjonizm jest mocno rozbuchany.
Znalazł sobie miejsce aby ponarzekać, stary zgred?
Tylko brakuje tu młodego cwaniaka, który ma siłę "dowlec" nad rzeczkę pełną butelkę ale tak go zmęczyło opróżnianie, że musiał pozostawić opakowanie aby PRZEŻYĆ :-)
Te 2-3 butelki zabieram po ZDOBYWCY brzegu rzeczki, który często twierdzi, że "uprawia survival"! Bredzę? :-) :-) :-) Nie sądzę
Chyba jednak "za długo żyję" i gdzie ja się pcham, nie w te krzaki i nie nad tą rzeczkę!
Fajnie, że Wilsonowi udał się spokojny urlop nad czystym nadwiślańskim brzegiem. Bo nie wszędzie tak jest! Wędkarze-syfiarze, to jedno (butelki!).
Ale przyplątuje się BYDŁO, które nie zna umiaru i to co widzę PO, to jest tak przykre, że nie warto opisywać. Czy więc musi przyjść nieuchronna zagłada ... . Jeszcze tego by BRAKOWAŁO abym zaczął wieszczyć!
Jak jedziecie z kimś w teren i zaobserwujecie TAKIE zachowanie, nie zwracajcie mu uwagi. Nie wybierajcie się więcej z takim BURAKIEM w teren, niech siedzi przed komputerem i niszczy klawiaturę!
Ja już dorosłem? aby nie wyciągać "na siłę" sprzed ekranu wandali i dzikusów w "dzicz". BO TU CHYBA COŚ nie tak.
Łagodna, żyjąca swoim odwiecznym rytmem natura: BYDLE oderwane od klawiatury, nie potrafiące niczego uszanować.
Jestem turystą, nie jestem "chorym ekologiem", bywam w terenie cały rok, w KAŻDĄ pogodę. Widzę to co opisuję.
Nikogo o nic nie proszę, ci co czasem ze mną przemykają, tu i tam przez fragmenty przyrody Polskiej, widzą mój przykład.
Wilson poszedł dalej. Opisuje, jak można pięknie i w zgodzie z naturą spędzić czas i zregenerować zdrowie psychiczne (od bab?) nie niszcząc, nie śmiecąc. Potrzeba tu jakiegoś LEPSZEGO przykładu? nie!
Wilson nie jest Idealny, ja nie jestem idealny nie o ideałach tu mowa.
Chcę zastać piękną i nieskazitelną przyrodę, taką powinienem ją zostawić ŚWIADOMIE (nie piszę tu o zgubionych chusteczkach, monetach i to co wypadło z kieszeni!). Czy to jakiś problem dla zdrowego na umyśle człowieka? Jak napiszę prawdę to będę miał z 10 milionów WROGÓW!
A co mi tam, właśnie tyle mamy w narodzie SYFIARZY! Mało? Tak, bo jest więcej!
Komu się spodoba relacja Wilsona: "po 2 godzinach odśmiecania, usiadłem na czystym skrawku brzegu, czego?
Puste opakowania i inne "wizytówki" naszej bytności ZABIERAMY ze sobą. Trudne? To siedź buraku przed komputerem! Tam jest twoje środowisko naturalne (i degeneracja genów).
W teren nie jedziemy: NISZCZYĆ, ŚMIECIĆ, DRZEĆ RYJA!
A ja obserwuję, takich w kamuflarzu, co tak czynią! Nie ćpam, nie nadużywam (PIJE PIWO!) i bez zwidów obserwuję :-( !!! Pies
Przeglądam po raz kolejny wpisy Wilsona i ... własnym oczom nie wierzę. To ja wyskrobałem taki elaborat - komentarz?
OdpowiedzUsuńMój wzrok zatrzymał się jednak wcześniej na fotce bannocka, tego przed wypiekiem.
Przypomina mi to bardzo widok mojego kolorowego risotto, całkiem niedawno czynionego przy ognisku, bardzo podobne kolorystycznie (tu ślinotok :-) ).
Pies