piątek, 7 lutego 2014

Sało

Od samego patrzenia nie przytyjemy, bezpiecznie można oglądać :D

Dla wielbicieli tłustego jedzenia, czegoś konkretnego, kaloryczna bomba, doskonały zapas na czarną godzinę, zimowy smakołyk, słonina smakowa na dwa sposoby. U nas niezbyt popularna, za to np. na Ukrainie czy  Rosji to narodowa tradycja. Posmakuje nawet tym sceptycznie nastawionym. Sposobów na zrobienie sała jest dużo, ja podam dwa.



1. Sało tradycyjne (na sucho)

Trzeba poszukać grubej słoniny, takiej przynajmniej na 2 palce, może być z mięsnymi przerostami.
Tniemy ją na pasujące nam kawałki i odcinamy skórę. Nacieramy rękoma grubą solą kamienna bądź ziołową, posypujemy dokładnie z wierzchu i po bokach, wsypujemy również 1-2 cm warstwę soli na dno naczynia, w którym będziemy przechowywać sało. Można posypać ostrą sproszkowaną papryką, ziołami lub czosnkiem. Owijamy szczelnie w papier, przenosimy w suche, ciemne i chłodne miejsce (ewentualnie lodówka) na kilka (1-4) tygodni. Najlepszym okresem do robienia sała jest zima, okresy ujemnych temperatur z odwilżą, wtedy sobie powoli dojrzewa. Słoninę wyciągamy, zeskrobujemy sól i przyprawy. Posypujemy świeżą solą (mniej niż za pierwszym razem), dodajemy ulubione przyprawy. Zwykle używam gotowej mieszanki do sała, sproszkowanej ostrej czerwonej papryki lub czosnku, suszonego czy świeżego (krótszy okres przechowywania) pokrojonego w plasterki. Odstawiamy na kolejne kilka tygodni w chłodne miejsce, aż skruszeje. Dobre sało powinno być miękkie, o przyjemnym smaku i aromacie. Przed zjedzeniem nadmiar soli z wierzchu zeskrobujemy nożem. Cienkie plasterki sała kroimy na chleb i zagryzamy np. kiszonym ogórkiem.


2. Sało marynowane

W tym przypadku możemy użyć cieńszych kawałków słoniny, już takie 2 cm grubości wystarczą. Słoninę kroimy w kostkę. Na dno czystych, wyparzonych słoików wsypujemy nasze ulubione przyprawy, co kto lubi. Mi najbardziej smakuje z kminkiem, robię też z ziołami prowansalskimi, majerankiem, cząbrem, papryką, czosnkiem, cebulą, pieprzem, curry, chmeli-suneli, gotowymi mieszankami przypraw do sała czy grilla. Następnie przygotowujemy solankę, na litr wody dajemy ok. pół szklanki soli (zwykle daję trochę mniej), doprowadzamy do wrzenia. Pokrojoną słoninę przekładamy do w słoików, luźno, nie upychamy na siłę i  zalewamy solanką. Zakręcić, postukać o stuł i uzupełnić solanką. Szczelnie zakręcone słoiki  pasteryzujemy. Słonina jest najsmaczniejsza, gdy dojrzeje, ma zmięknąć i nabrać odpowiedniego smaku. W zależności od temperatury, w jakiej przechowywać będziemy słoiki z marynowanym sało, musimy poczekać, co najmniej tydzień. Warto zaczekać dłużej, kilka miesięcy nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie. Tak przygotowaną słoninę można bardzo długo przechowywać, w chłodnym i ciemnym miejscu nawet kilka lat.


Tu u mnie, na dzikim wschodzie Polski, przyprawy jak i niektóre specjały kuchni krajów za Buga, można zakupić na pobliskim bazarze. Tak człowiek niby od niechcenia przechodzi, napatrzy się, napatrzy, a później nie ma wyjścia, sam już próbuje zrobić. Jak tak sobie zjem pajdę razowego chleba ze słoniną i czosnkiem niedźwiedzim, zapiję czymś z %, również domowego wyrobu, to i zima niestraszna :)

4 komentarze:

  1. Ojciec kiedyś przywiózł z niemcowni wędzoną słoninę przysmak od współpracowników z Rumuni. Nie powiem bardzo dobre z chlebkiem i % ;) . Specjał dość uniwersalny przydatny w gotowaniu i smażeniu wielu potraw. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Był czas, że robiłem co tydzień kolejną porcję sała w słoiki i na wyjazdy w teren (zima) mocno oprószone przyprawami. Zamrażałem, peklowałem i co tylko. Taki ciąg prób i eksperymentów. Z wiosną i ociepleniem chęć na salo spadała, po czym jesienią zaczynał się nowy ciąg otwierania słojów i próbowania/poprawiania przepisów. Chciałem opracować swój własny, pod mój gust. I nie zdecydowałem się. Większość była smaczna, a ja mało wybredny jestem. Pokusiłem się też na wędzenie słoninki na dymie jabłoniowym. Matka patrzyła na wyrób ze wstrętem. Stwierdziła najpierw, że musi skosztować z chlebem, po czym przyznała mi rację, że można ją jeść jak ja, samą.
    Po co ja to piszę, przyszedł mi właśnie smak, a gałązki jabłoniowe czekają. Pies

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem świeżo po dyskusji o Ukraińcach i ich narodowym przysmaku.
    Swego czasu wędrowałem Karpatami przez Ukrainę. Nie wylewałem za kołnierz i kosztowałem czym częstowali. Ludzie byli prości i szczerzy a sało zwyczajne, bez przypraw, jak na naszych internetowych przeróżnych stronach, zwykłe solone. Były to małe górskie karpackie wioski, nie zaglądałem do miasteczek na targi, jadłem to co autochtoni, jako zagrychę pod.
    Nasze przepisy (na Ukraińskie sało) są na bogato. Ja się w realu po prostu nie spotkałem z wersjami "de lux", jadłem zwykłe codzienne.
    Te z przyprawami są o wiele lepsze smakowo i co istotne, zdrowsze i łatwiej strawne z oczywistych powodów. Jak wynika z wcześniejszego wpisu, robiłem wiele prób, eksperymentowałem. 1 "mojego" przepisu do dziś nie mam, bo wszystkie degustowane wersje były dla mnie do zaakceptowania. Pasowała mi też odmiana smakowa, nie było monotonii.
    Dlaczego więc wróciłem do tematu. Nie spotkałem się bowiem z przepisem "na kwaśno", a ja zrobiłem kilka prób w różnych wersjach (słoiki), na bazie octu jabłkowego i innych octach. Ocet zastępował częściowo solankę. Nie potrzeba go wcale tak dużo, ma być po prostu środowisko kwaśne jak choćby w ogórkach konserwowych, nie takie wykrzywiające twarz! Spokojnie dziś mogę zrobić zalewę "na smak" bez przepisu. Wiadomo: sól i przyprawy konserwują, to samo tyczy środowiska kwaśnego. Warto zatem spróbować taki 1 słoik sobie poczynić przy przeróbce większej ilości sała.
    Tak jak pisał Wilson, przetwory prawidłowo przechowywane, mogą sobie czekać miesiącami, latami na właściwy moment. Pies

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudno napisać, że to była zima. Jeśli nawet cieplejsza się trafi, to z pewnością nie była ona KLASYCZNA.
    U mnie na sało musi być chłodek, ale wędzone czasem używam do potraw, jako przyprawę i tłuszcz zarazem.
    Spojrzałem na wpis. Wilson wspomina suszoną ostrą paprykę. A ja zrobiłem raz (na jedną z prób) taką paprykowaną podwędzaną. Niewiele jej też było, bo to była część większej partii. I ... zatęskniłem. Dzikim smakom nie należy się zbytnio opierać (tak mówi doświadczenie) więc coś z tym będę musiał zrobić.
    Pies

    OdpowiedzUsuń