Chceš-li být šťastný jeden den - najez se.
Chceš-li být šťastný 1 rok - ožeň se.
Chceš-li být šťastný celý život - dej se na turistiku.
Tłumaczyć nie muszę, to zrozumiałe. Każdy ma prawo do szczęścia.
Znów w Bieszczady, ale nie do końca tak miało to wyglądać. Wyjazd planowałem pod koniec jesieni, znacznie dłuższy, inny rejon i cel, tylko zdjęcia, bez relacji. Wyszło jednak tak, że postanowiłem opisać tych kilka dni wędrówki. Wjechałem w nocy, u mnie deszcz, błoto i temperatura na plusie. Na miejscu przywitało mnie słonko, śnieg i mróz, skąpo co prawda, ale zawsze to coś.
Pierwsze kilka dni spędziłem w ulubionej bacówce. Nikt nie zakłócał mi spokoju, więc pełnia szczęścia. Rano wychodziłem w teren, jak zwykle ''zbiory'' i rozpoznanie, po drodze znajome ślady, kudłaty jeszcze nie śpi, innego zwierza niewiele. Grzybki (ucho bzowe, boczniak), tego nie brakowało, podobnie owoce - tarnina, kalina, dzika róża, nawet bukwi jeszcze nazbierałem, ''zielenina'' przysypana śniegiem, korzonków nie chciało mi się kopać. Przed zmrokiem znosiłem opał, woda ze strumienia, który nieco wysechł, gotowanie jedzenia a później ''zabawy z ogniem'' i inne takie. Zrobiłem zestaw do krzesania z granitowej kostki brukowej i gwoździa, zdobyte na miejscu, całkiem dobrze się sprawuje, chociaż ciężki do noszenia. Hubkę też robiłem ale mało, trudno było wyciąć plasterki, owocniki zamarznięte na kamień.
Dalej przemieściłem się do schroniska Pod Rawkami, rano na Rawki, na dole mgła a na górze pięknie błękitne niebo i widoki zapierające dech w piersiach. Był to jeden z najlepszych dni do robienia zdjęć, warunki dopisywały. Cudownie mróz przyozdobił wszystkie gałązki, biały śnieg, oszronione drzewa i trawy, gra świateł. Do tego morze przepływającej mgły, stałem i przyglądałem się długo usiłując zapamiętać i nasycić fantastycznymi widokami oczy.
Było
wcześnie, więc podreptałem na Połoninę Caryńską, dzień zakończyłem w
Chatce Puchatka. Tutaj oglądałem zachód i wschód słońca, ależ wspaniałe
barwy nieba o poranku!
Schronisko
to pamiętam z jak najlepszej strony, zawsze dużo ciekawych ludzi,
wieczorne rozmowy i koncertowanie. Tym razem doznałem szoku, nie było
żadnego nocującego turysty, tylko ja. Nie ma chętnych do zimowych
wędrówek po Bieszczadach, pustki na szlakach. Bo zimno, wieje, ślisko i
śnieg przeszkadza. O narodzie, co się dzieje? Lutek Pińczuk, który już
50 lat tu ''urzęduje'' powiedział, że świat zmierza ku upadkowi, pod tym
względem trudno było się z nim nie zgodzić. Gdy już leżałem w śpiworku
do schroniska przyszła para młodych ludzi z Krakowa, a że spać się
nie chciało tośmy sobie porozmawiali dłużej. Najciekawsze i zarazem to,
co się przyczyniło miedzy innymi do powstania tego wpisu, opowiedzieli
mi o swojej pracy w fundacji na rzecz osób niewidomych. Zawstydzony
pomyślałem, a czy ja mogę zrobić coś dla innych?
Rankiem
poszedłem ku Smerkowi, silny wiatr na grani, trochę mną ''rzucało''.
Tego dnia jeszcze na zachód słońca wbiegłem na przełęcz pod Tarnicą.
Następnego
dnia bez pospiechu wdrapywałem się znów na Tarnicę aż tu nagle moim
oczom widok niezwykły - choinka przyozdobiona różnymi owocami,
warzywami, nasionami, pierniki, słoninka itd. a na szczycie zamiast
gwiazdy zawieszone było pęto kiełbasy:) Myślałem, że mam halucynacje,
ale skąd by, nie piłem a i kaszkę rano zjadłem, więc z głodu też nie.
Gdy ochłonąłem przyjrzałem się dokładnie tej bardzo smacznie
wyglądającej choince, śmiałem się długo podziwiając jednocześnie
fantazję i trud osoby, która to zrobiła. Widocznie w okolicy narodziła
się nowa tradycja :)
A
gdybym sobie taką samą choinkę sprezentował na najbliższe święta,
przyozdobił ładnie w domu, ciekawe co ksiądz by na to powiedział?
Z Tarnicy jeszcze na Krzemień i zawróciłem, to był koniec łażenia po górach.
Niektórzy nie rozumieją, co takiego człowieka ciągnie w te góry, na dodatek jeszcze zimą?
Odpowiedz jest prosta, im wyższe góry tym bliżej do nieba :)
Za te widoki, tam na górze, oddałbym wszystkie skarby.
W
drodze powrotnej zahaczyłem o Zamek w Sanoku, by kolejny już raz
popatrzeć na prace Zdzisława Beksińskiego. Niesamowite, to skromne
określenie, przykuwają uwagę i mogę się w nie wpatrywać godzinami.
Wizjonerskie, nieco dziwne, mroczne, ale mi się bardzo podobają.
Każdy
pewnie ma w domu album ze zdjęciami, w wersji papierowej czy
elektronicznej, przechowuje zdjęcia i od czasu do czasu je przegląda.
Najczęściej są to zdjęcia rodzinne, dokumentują nasze życie. Jak każdy
ja również lubię oglądać zdjęcia, bardziej te zrobione przez innych jak
swoje, gdyż te już znam wiem, co na nich jest, gdzie były zrobione, znam
towarzyszącą im historię. Dają możliwość przeniesienia się w czasie jak
i miejscu, do świata, który bardzo często, z różnych względów nigdy nie
dane nam będzie oglądać. Zdjęcia dużo znaczą dla mnie, to zapis mojego
życia, wędrówek, wspomnień, mogę opowiedzieć gdzie byłem, co robiłem,
wracają przeżycia, dlatego pstrykam. Tylko cześć zdjęć, które robię
udostępniam publicznie, wykorzystuje je głownie do zobrazowania wpisów
na moim blogu.
Druga sprawa to zdjęcia innych osób, zwykle podpatrzone gdzieś w sieci, to doskonała inspiracja do działania.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy, nawet mimo ogromnych chęci mogą gdziekolwiek wyjechać. Przyczyny są różne. Czasami jest to kwestia wieku, braku sprzętu, pieniędzy, czasu, ale bywa i tak, że przeszkodą nie do pokonania jest choroba. Choroba, która uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Wejście na niewielką górkę może być olbrzymim wezwaniem. Zrobienie kilku kroków czy nawet wstanie z łóżka. Są osoby, które nigdy nie będą mogły podziwiać piękna gór, morza, lasów. Poznają świat tylko przez szybę szpitalnego okna i zdjęcia. Więc jeśli można sprawić, że choć jeden uśmiech szczęścia pojawi się na twarzy takich osób, gdy będą oglądać zdjęcia, to warto je robić i się dzielić z innymi.
Dla KN