Ostatnią relację ze szkolenia 7 dni w lesie napisałem w kwietniu. Od tego czasu ogrom ludzi przewinął się przez naszą leśną bazę. Hurtem opiszę szkolenia dwu-, pięcio- i siedmiodniowe, które miały miejsce od czerwca. W sierpniu i lipcu co tydzień, jedna grupa kończyła, a druga zaczynała. Pozostały jeszcze szkolenia we wrześniu i październiku. Zdecydowana większość uczestników to kobiety. Ja z tego powodu nie narzekam :)
Relację ze szkoleń letnich podzieliłem na części. Mniej treści, więcej zdjęć, zrobionych przez nas jak i uczestników. Nie zawsze jesteśmy obecni, podczas gdy dzieje się coś warte uwiecznienia. Po czasie przeznaczonym na warsztaty zostawiamy ekipę samą w lesie. Odpoczynek od prowadzących też jest wskazany. Na podstawie obserwacji można wysnuć śmiałą hipotezę, że po zajęciach dzieją się w obozie bardzo ciekawe rzeczy :)
Baza, w porównaniu z rokiem ubiegłym, bardzo się zmieniła. Powstała mała, leśna wioska, doskonale wyposażona, z zapleczem gwarantującym komfort szkolenia oraz wypoczynku. Rozbudowujemy, zmieniamy, ulepszamy. Mamy obecnie trzy szałasy, które mogą pomieścić w sumie ponad 10 osób. Z stąd też grupy biorące udział w szkoleniu są liczniejsze. Poprawiło to komfort naszej pracy, a uczestnikom w większej grupie raźniej.
Czerwcowa grupa zmieniła pokrycie na pięcioosobowym szałasie ze sztucznej folii, na bardziej naturalne i przyjemne dla oczu trzcinowe maty. Takie pokrycie stwarza też przyjemny mikroklimat podczas upałów. Do środka wpada mniej światła, mniej nagrzewa się wnętrze i jest bardziej przewiewnie. Nie jest to jednak pokrycie zapewniające 100% szczelność. Przy silnych opadach trzcinowe maty przeciekają. Rozwiązaniem, które stosujemy z powodzeniem jest przykrycie na czas opadów szałasu plandeką budowlaną. Rozłożenie i zwiniecie zajmuje kilka minut.
Powstał drugi pięcioosobowy szałas, otwarty u góry, zbudowany w całości z materiałów naturalnych. Jego konstrukcja jest podobna do naszego pierwszego szałasu w bazie. Po tamtym pozostały już tylko wspomnienia i zdjęcia.
Przy sprzyjającej pogodzie nie brakuje chętnych do spania pod chmurką.
Na ostatnim szkoleniu pozwoliliśmy też na spanie w hamakach.
Oglądając zdjęcia pomyślicie, jaką to sielankę mieli nasi uczestnicy szkoleń. Na zdjęciach jednak, nawet, gdy się chce, nie wszystko można pokazać. Gdy woda wlewa się za koszule, raczej nikt nie myśli o robieniu zdjęć. W lipcu jedna z grup trafiła na niezbyt przychylne warunki pogodowe. Silne opady przez kilka kolejnych dni. Deszcz, błoto, wszechobecna wilgoć. Przeciekające szałasy, mokre posłania, ubrania, koce. Przy okazji poznaliśmy dokładnie wady i zalety naszych schronień. Było naprawdę ciężko. Uczestniczki włożyły dużo pracy, aby w tym lesie pozostać. Okopywanie szałasów, uszczelnianie, suszenie, gromadzenie opału. A jeszcze wyprawy po rośliny, gotowanie i pozostałe warsztaty. Z psychologicznego punktu widzenia, to wspaniały sprawdzian. To grupa, która, z której jestem najbardziej dumny. Większość by się spakowała i pojechała do domu. Na samą zapowiedz deszczu podczas imprezy dużo osób wcześniej rezygnuje. Dla dziewczyn deszcz nie był przeszkodą, a przygodą. Nie dość, że nikt nie marudził, to się jeszcze świetnie bawiły. I takie podejście najbardziej mi się podoba.
Z każdą kolejna grupą przybywa nam w obozie sprzętu. Jest zadaszona wiata kuchenna, pod którą podczas niepogody można się schronić i przygotowywać jedzenie lub prowadzić szkolenie. Pod wiatą zbudowany jest piec, obok skład opału. Na wieszakach powiązane w pęczki schną zioła, na niciach zawieszone grzyby i owoce. Stoły i półki ułatwiają przygotowanie posiłków. Obok zrobiona jest wędzarnia. Mamy zadaszony skład opału, polowy prysznic, saunę, latrynę, dół na odpady biologiczne, przybyło też krzeseł. Większa ilość rąk do pracy przyniosła wymierne efekty. Budowę i wyposażanie obozowiska można uznać za zakończone. Kolejne grupy w zasadzie nie będą miały, co już budować. Co najwyżej drobne naprawy i usprawnienia. Więcej czasu pozostanie na warsztaty i wypoczynek.
Nadmiar wody, jak i jej brak, to problem. Źródlisko, z którego czerpaliśmy do tej pory wodę, zamieniło się w błotnistą maź. Po pierwsze susza, druga rzecz, to dużo większa ilość uczestników. Zdecydowaliśmy się dowozić wodę pitną w zbiornikach. Deszczówkę zbieramy i przeznaczamy do mycia naczyń. Warsztaty z uzdatniania wody prowadzone są nadal.
Szałasy, obozowe konstrukcje, ogniska. Pomimo tylu osób i dużej ilości szkoleń, las nie ucierpiał. Świadomie obóz powstał w miejscu gdzie musimy przeprowadzić zabiegi sanitarne. Nasz las nie jest zaśmiecony, zdewastowany, ogołocony z roślin jadalnych. Nie ma pokaleczonych drzew, zrytej ściółki ani pokopanych dołów. Materiały na budowę i opał pochodzi z oczyszczania lasu. Co rok systematycznie kolejne kilkadziesiąt metrów działki. Pozostaje wierzyć, że zwierzyna też nie narzeka na nasze towarzystwo :)
Cdn.