sobota, 23 stycznia 2021

Bedroll, syberyjskie ognisko całonocne i malinowa herbatka grubo ciachana.

Ta odrobina śniegu i mrozu sprzed tygodnia bardzo mnie uszczęśliwiła. Świeżo spadły śnieg wybielił szarą codzienność, a cichy zimowy las ukoił zmęczone serce. Tego mi było potrzeba. Jestem zdania, że zimą człowiek powinien więcej odpoczywać, aby nabrać sił na wiosnę. Przydało by się kilka dni dodatkowego wolnego, tylko jak tu szefowi w pracy o tym powiedzieć? ;)

Na jednodniowym wyjeździe przetestowałem syberyjskie ognisko całonocne. Okryty wełnianym kocem, przy cieple ogniska spędziłem zimową noc. Jedni uprawiają w zimie morsowanie, a inni kocowanie ;)  Prócz skromnych zimowych warunków potrzebowałem jeszcze minimum sprzętu. Podstawa to solidna siekiera umożliwiająca przygotowanie ogniska. Przytroczyłem ją na zewnątrz do pakunku zrobionego ze zrolowanego koca, w którym zwinąłem pozostałe rzeczy: kubek, krzesiwo i prowiant na cały dzień. 

Sznurem związałem końce i zrobiłem szelki umożliwiające wygodne przenoszenie. Nóż zawiesiłem  na szyi. Założyłem podwójne wełniane skarpety, śniegowce, koszulkę termo, dwa wełniane swetry, anorak, czapkę, szalik i rękawice. Niech to będzie swagman i jego bedroll w zimowym wydaniu ;) 

Po kilku godzinach chodzenia po lesie upatrzyłem dobre miejsce na nocleg. Przytulny zagajnik sosnowo-modrzewiowy. Robiło się już późno i szybko przygotowałem posłanie z suchych modrzewiowych gałązek. Grube, dobrze ubite butami z podniesionym odrobinę tyłem aby chronił mnie przed wiatrem. Skrzesałem ogień krzesiwem tradycyjnym, dołożyłem modrzewiowego chrustu i wziąłem się za znoszenie czegoś konkretnego. 

To na syberyjskie ognisko całonocne. Pnie uschniętych modrzewi i sosen będą odpowiednie. Pociąłem na kawałki i zaniosłem do obozu. 

Już przy blasku ogniska nazbierałem śniegu, zagotowałem herbatę z malinowych pędów i przygotowałem szaszłyki na obiadokolację. Wysuszyłem rękawice, skarpety, ''pościeliłem łóżko''.Gdy zaległem na posłaniu zadzwonił telefon. To kobieta pytała czy wracam do domu i czy już skruszałem?  Odrzekłem, że nie i będę marznął dalej;)

Na szczęście nie było tak źle. Grube kłody otoczyły mnie przyjemnym ciepłem. Modrzew sypał iskrami  i ''trzeszczał'' jak kobieta, niby sam w lesie, a poczułem się jak w domu ;) Nie chciało mi się jeszcze spać, długo oglądałem wieczorne seriale: "M jak modrzew, Spalające się kłody 5, Przeminęło ze śniegiem, Dawno temu zimą, Zostanie po nas tylko popiół". Położyłem się blisko ogniska, narzuciłem na siebie koc i wygrzewałem stare kości. Przekręcałem się co jakiś czas szukając najlepszej pozycji do zaśnięcia. Wiatr nie ustawał, padał drobny śnieg, który topił się na moim kocu. Powierzchnia śniegu rozświetlała blask wokół ogniska jakbym miał zapaloną lampkę przy łóżku. Powieki stawały się coraz cięższe. Naciągnąłem mocniej czapkę, zasłoniłem kapturem twarz. Miękko, ciepło, błogo. W końcu przyszła Pani sen i mnie zabrała na spacer.

Zimno nie pozwalało mi na nieprzerwany sen do rana. Co jakiś czas wstawałem i podsuwałem kłody do przygasającego ogniska. Nie jest to specjalnie uciążliwe, idzie przywyknąć. Zimowa noc i tak jest dłuższa niż moje potrzeby snu.

Nie wiem jak była temperatura, nie noszę ze sobą termometru. Podobno rano było jakieś -12°C, ale kto by to zliczył. Zresztą, czy informacja o temperaturze spowoduje, że zrobi mi się cieplej?

Rano na śniadanie, prosto z zimowego lasu, rozgrzewająca malinowa herbata grubo ciachana. Sporządzona na świeżych płatkach śniegu, zbieranych za łóżkiem, a pochodzących z wieczornych opadów, czyste ekologicznie przefiltrowan przez grube pokłady chmur nimbostratus ;)

Do tego tosty i pyszny, energetyczny szaszłyk przyprawiony dymem ogniska. 

Porobiłem trochę zdjęć na pamiątkę, bo nie wiadomo kiedy znowu spadnie śnieg. Człowiek siekiera, Człowiek zima i Człowiek koc. 

O spaniu przy ognisku pod wełnianym kocem nie będę wam przynudzał. Sprawa przyzwyczajeń i tego, co kto lubi. Jak wcześniej wspomniałem, koc i siekiera były wynikiem chęci sprawdzenia możliwości syberyjskiego ogniska całonocnego przy temperaturach powietrza poniżej zera. Wełniany koc i siekiera sporo ważą, ale klimat jest niezwykły.

Wynik eksperymentu jest taki, że na dobrą sprawę aby przespać noc w tych warunkach mógłbym zrezygnować z siekiery i koca. Żadne odkrycie, większe ognisko i częstsze dokładanie załatwiły by sprawę. Po prostu zabrałem ze sobą to, na co miałem ochotę. Sugeruję jednak na takie noclegi zabranie co najmniej jednego wełnianego koca. Gdy nam będzie za gorąco, to zawsze możemy się odkryć ;)

Syberyjskie ognisko całonocne to w zasadzie wycinek ogniska typu gwiazda z dodatkowym poprzecznie umieszczonym pniem. 


Pełni on rolę ekranu odbijającego ciepło w kierunku posłania oraz zapewnia większy dopływ tlenu do spalających się kłód. Dobór rodzaju drewna (gatunku, wilgotności, grubości, długości) i ich rozmieszczenie wpływa zasadniczo na szybkość spalania, a zarazem na efektywność cieplną. Przy tego typu ognisku spałem kilkukrotnie. Zwykle w takich sytuacjach nie posiadałem przy siekiery ani piły. Uważam, że nie są one do tego konieczne. Jeśli sytuacja wymaga od nas oszczędzania energii, to nie traćmy jej na wywijanie siekierką. Ognisko rozpalam po dokładnym rozpoznaniu terenu. Wyszukuje miejsce, gdzie opału jest pod dostatkiem i jego pozyskanie nie stwarza problemów. W zagajniku gdzie obozowałem pełno było uschniętych drzewek, o które wystarczyło się oprzeć aby się przewróciły. Na nasze warunki, do zabawy w zupełności wystarczą. Mając siekierę lub piłę, można by się pokusić o większe rozmiary, tylko po co? Zapamiętajcie te słowa - "Las słyszy, pole widzi...'' a "Bez potrzeby drzewo ściąć - grzech straszny''.

5 komentarzy:

  1. Witam,mam pytanko czy robił pan karple kiedykolwiek?? Zima w tym roku dopisała i ja takie poczyniłem właśnie wróciłem z testów i następne zrobię jak sądzę jeszcze bardziej użyteczne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Tak, robiłem raz bardzo dawno temu. Wyplatane z wierzby. Szybko się rozleciały, tyle pamiętam ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Odnosząc się do słów ostatnich. Nikt rozsądny świeżym nie pali. Choć widywałem bluzgających pajaców, że im się ognisko palić nie chce. Oddaliłem się na bezpieczną odległość (mam wrażliwy słuch).
    Dnia następnego podziwiałem wygasłe ognisko pajaców - survivalowców, złożone w połowie z świeżego (z zielonymi listkami) drewna. Bliziutko stała "zgrabna" suszka, dobrze oparłem się i "legła". Znać, że bloga Wilsonowego nie znają. Antenaci zaś nie mieli im nic do przekazania w genach?
    Dawniej zadziałała by naturalna selekcja, a tak "selekcjonerzy" udowadniają, że można przeżyć latem, paląc świeżym, mokrym drewnem, ech.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje pierwsze ogniska "wyjazdowe", takie z daleka od domu z noclegiem przy ognisku, również były bez sprzętowe.
    Zgadzam się, można sobie poradzić bez siekiery, tak jak bez wielu innych rzeczy.
    Siedziałem przy takich "leniwych" ogniskach, co miały by się nie palic?
    Każde ma swoje wady i zalety, to my decydujemy jakie będzie aktualne.
    Mimo "wygody" jakoś nie gustuję, choć znam zalety. Przyjdzie czas, będzie to bedroll.
    Ja tam widzę Rabbi? (człowiek-koc?)
    Wełna jest termicznie rewelacyjna, no i trudno w niej wypalić dziurę jak w syntetyku. Z syntetycznymi kocami przychodziło jeździć, ale nie w zimę.
    Teraz cóż, mały, zgrabny, lekki "puszek" (znanej Polskiej firmy). Nieodporny na iskry! Stąd bedroll mam w odwodzie, bo różnie to bywa. Pies

    OdpowiedzUsuń