środa, 20 marca 2024

Korzenie dzikiej marchwi

Kolejne smaczne korzonki. Nie grozi nam gorycz, ale łatwiej o pomyłkę w rozpoznaniu tej rośliny. Przy poszukiwaniu tej rośliny należy kierować się nie tylko wyglądem, ale również zapachem i smakiem. 

Z korzeniami dzikiej marchwi mam zabawne wspomnienia. Kiedyś wybrałem się z kolegą na weekendową wędrówkę do lasu. Rano po drodze zajechaliśmy do małego, lokalnego sklepu na zakupy. Mieliśmy ochotę na świeżonkę przygotowaną na ognisku, kupiliśmy więc kawał mięsa. Po południu zdecydowaliśmy na postój i przygotowanie pysznej potrawy. Ogień płonie, wyciągamy graty z plecaków, chcemy brać się za obieranie cebuli i... Nie ma, zapomnieliśmy ją kupić! Co tu zrobić? Wpadłem na pomysł, aby ukopać korzeni dzikiej marchwi, które rosły w okolicy. Świeżonka na marchewce wyszła pyszna ! Do tej pory wspominam jej smak.

Namierzamy marchewki, patyk lub saperka i kopiemy. 

Korzenie dzikiej marchwi można jeść na surowo, gotować lub smażyć. Są smaczne i pożywne, trzeba tylko dopilnować terminu zbioru. Warunki glebowe mają wpływ na wielkość i kształt korzeni. Marchew lubi luźne gleby, wytwarza wtedy długie, proste korzenie. Czas obróbki jest mniej skomplikowany niż korzeni mniszka, zwykle wystarczy 20 minut gotowania. A jak boicie się pomyłki, to noście w plecaku cebulę ;)

4 komentarze:

  1. Ja zdecydowanie zawsze mam kilka "jabłek komandosa" w plecaku, ale dziką marchwią nie pogardzę! Jednako w terenie który obecnie objadam z zieleniny marchwi nie uświadczysz. Na Roztoczu to widzę nawet w kamieniołomach na skale rośnie. Azaliż pozostałości po raju? Bo i PERŁA w zasięgu, robiona na najlepszym polskim chmielu. Pozazdrościć szczerze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam świątecznie :). Nie ma tu pod lasem zbyt wiele ale powinna się znaleźć. Jak tylko będzie sprzyjający czas ruszam w las :D na lasoterapię. Dziękuję za wszystkie ciekawe inspiracje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również pozdrawiam świątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To czego ja zapomniałem, albo inni, można by naprawdę dłuuugo!
    Temat ciekawy dla naukowca?
    Patrzę na temat praktycznie.
    Dobrze mieć przedmioty o uniwersalnym zastosowaniu praktycznym.
    Dublowanie "gratów" to dyskomfort związany ze wzrostem masy plecaka.
    To nie ta droga. Przy produktach spożywczych, to już inna bajka.
    Pamiętam gościa Q ...cego z braku soli!
    Taaa, da się. Są chorzy na diecie bezsolnej :-)
    Ja sklerozę mam. Walka jest z umiarkowanymi sukcesami.
    Każdy jest inny, i trzeba kogoś dobrze znać, aby mu doradzać.
    Weekendowy wyjazd w ładną pogodę, to nie "koniec świata", aczkolwiek ... .
    Dużo rzeczy może zepsuć nam humor.
    W grupie łatwiej (co 2 głowy to nie 1).
    Ludzka kreatywność nie zna granic? Zna, nie wszystkim chce się myśleć, niektóre osoby wręcz oczekują, że się wszystko obejdzie bez fatygi winowajcy.
    Znów zgred narzeka, tak. Bo przeżył i uświadamia innym.
    Wilson sobie poradził i wspomina miło. Radziłem sobie ja oraz radziliśmy sobie, gdy trzeba było. Te okoliczności zawsze mnie nastrajały do dwukierunkowych działań (jak nie zapominać/jak wykorzystać zasoby terenowe) to takie moje małe hobby, związane z tematem odciążania. Bo jednak pewne rzeczy warto mieć ze sobą, aby wyjazd uznać za udany.
    Moje 2 największe przyczyny: pośpiech i zagadanie (rozproszenie uwagi).
    Plecak pakuję wcześniej, najwyżej przed wyjazdem coś wyjmuję lub czasem sprawdzę i dodam, ale to ja.
    Bywają jednakże nagłe zmiany planów i tzw. szybki przepak, i tu pośpiech!
    W każdym sezonie są standardowe rzeczy wyjazdowe, ale sezon się zmienia.
    Ostatnią linią obrony jest nasza kreatywność i tych co z nami. Pies

    OdpowiedzUsuń