W połowie kwietnia razem z grupą znajomych uczestniczyłem w warsztatach ,,Wiosenne miętusy''. Miejscem naszego działania była rzeka Tanew w pobliżu wsi Szostaki. Bardzo malownicze, spokojne i czyste miejsce.
Opłacone zezwolenia na wędkowanie na wodach zamojskich, ogarnięte sprawy zaopatrzenia i obozowania. Przyjechałem w piątek przed wieczorem i miałem czas się rozejrzeć po okolicy. Tanew w tym miejscu ma mocny nurt, woda zimna i dobrze natleniona o małej przejrzystości z uwagi na wysoki stan. Sprawdziłem nawet ukształtowanie i rodzaj dna biorąc kąpiel. Ryby, które łapaliśmy były pięknie wybarwione, zwłaszcza miętusy.
Warsztaty poprowadził Andrzej Trębaczowski, autor książki ,,Zanim wyruszysz czyli Coś o survivalu''. Wg mojej oceny najbardziej wartościowej książki traktującej o bytowaniu w lesie w naszych warunkach. Napisana żywym, pełnym uroku językiem. Mnóstwo praktycznych porad, ciekawe historie i zdjęcia. Brałem już kiedyś udział w zajęciach prowadzonych przez Andrzeja w okolicy Janowca i bardzo mi się podobały. Tym razem było podobnie. Pod okiem Andrzeja, wyśmienitego wędkarza, uczyliśmy się połowu ryb na klasyczną wędkę metodą spławikową i gruntową.
Adaś na leszczyniaka i swój gotowy zestaw wędkarski próbuje złapać płotkę.
W dzień na spławik brały płocie, w nocy na grunt miętusy. Nie były to sztuki o rekordowych rozmiarach, ale dla nas istotna była nauka. Usmażone kolejnego dnia na śniadanie ryby smakowały wyśmienicie :)
Sprawianie ryb.
Andrzej smaży ryby. Pozostała cześć ekipy niecierpliwie czeka.
Nasze skromne połowy. Cześć wypuściliśmy zaraz po złowieniu.
Tanew to nieduża rzeka, wiec i szansa na dużą rybę były małe.
Zdradzę, że wkrótce ukaże się kolejna książka Andrzeja, której tematem będzie survival i ryby :)
Na zdjęciu spławiki z pióra produkcji Andrzeja.
Na szkoleniu mieliśmy okazję poznać różne techniki survivalowe, nie tylko te dotyczące ryb. Staszek z Michałem testowali dla przykładu survivalowy patent na nocleg. A na zdjęciu poniżej Andrzej odpoczywa po nocnym połowie miętusów. Jedni spali, a inni czuwali.
W planach duża woda i duże ryby :) Pozdrawiam.
Nie będę Wilsonem chyba, jak nie złowię WIELORYBA!
OdpowiedzUsuńTak bardzo szkolnie, Wilson w ławce nad rzeczką, bez zupki na rybich łbach?
No, czuję niedosyt :-)
Odnoszę wrażenie, iż fani cierpliwie czekają, aż Wilson idąc nad rzekę :-( , będzie przechodził przez ulubione? bagna (bzz, bzzz, bzzzz ?) i tam coś ciekawego "skleci" ku aplauzowi gawiedzi. Może porównanie gałązek różnych drzew przy oganianiu się od wszelkiego insekta? "Las moim domem ..." . No co ja mogę, ? Pies
OdpowiedzUsuńNo i Wilson zaprezentował nie tylko (bardzo przystępnie) bagna, ale udał się nad morze za wielorybem!
OdpowiedzUsuńWidzę jednak na zdjęciu towarzystwo biwakujące między 2 ogniskami. Dawno już miałem skomentować, ale zeszło jakoś i czynię to teraz.
Swego czasu biwakowaliśmy w wilgotnej i niezbyt fortunnej okolicy (tak wyszło)
w dodatku dżdżysto i odczucie komfortu cieplnego "takie sobie". Kto pomyślał przed wyjazdem (nie chwaląc się) temu było obojętne. Ale nie lubię patrzeć jak "niewinni" cierpią ("zieloni jeszcze") i przy obfitości opału oraz rąk do pracy, pomachałem trochę maczetą, robiąc drugie ognisko.
Humory zaraz się poprawiły i niektórzy przestali nawet smarkać!
Nie ja wybierałem miejsce i nie miałem zamiaru toczyć wojen ideologicznych.
Czasem są takie okoliczności, że trzeba i tyle.
Widzę jednak iż "stare wygi" przy dużej wilgoci (woda) mają ten patent opanowany. Jak tylko opału pod dostatkiem lub dowóz zapewniony, to czemu NIE. "Po co się dusisz skoro nie musisz". Jak mówili starożytni Rosjanie.
Pies