Czyrenie spp, to grupa wieloletnich grzybów nadrzewnych, zwykle bez trzonu, bokiem przyrośniętych do drzewa, kształtu początkowo bulwiastego, później kopytkowatego. W Polsce występuje 24 gatunki czyreni, najbardziej znanym gatunkiem jest czyreń ogniowy (Phellinus igniarius). Bardzo pospolity grzyb atakujący głównie osłabione wierzby, ale też inne
drzewa liściaste. Przeważnie pojedynczo albo w niewielkich skupiskach,
do 35 szerokości i 20 cm grubości. Powierzchnia szara, z czasem
ciemniejąca, miąższ twardy przypominający korek. Gatunki podobne: czyreń osikowy (Phellinus
tremulae), czyreń dębowy (Phellinus robustus), czyreń
jodłowy (Phellinus hartigii), czyreń śliwowy (Phellinus tuberculosus) i
inne.
.JPG)
Czyreń ogniowy zawdzięcza nazwę dzięki swoim właściwościom. Dawniej owocniki odpowiednio przygotowane służyły jako hubka do rozpalania ognia. Stąd pochodzą nazwy zwyczajowe: huba ogniowa, czyreń ogniowy, żagiew ogniowa, żagiew płomienna i czyr ogniowy ale też huba nieprawdziwa czy huba twarda.
Igniarius oznacza ogień lub odnoszący się do ognia. Grzyb którego powierzchnia jest poczerniała (szczególnie u starszych okazów), spękana jak węgiel drzewny, wygląda, jakby był w ogniu.
Krzysztof Kluk ,,Dykcyonarz roślinny’’ -
Boletus igniarius, hubka ogień chwytająca. (…) ,,Na te moczy się w ługu zrobionym z moczu i popiołu przez dni kilka’’. Jest to opis jednej z historycznych metod preparowania hubki. W celu sprawdzenia użyteczności ogniowej zebrałem kilka gatunków czyreni i przygotowałem z nich hubki na kilka sposobów.
1. Pierwsza próbka eksperymentu obejmowała cienkie plastry wysuszonych owocników. To, czy najpierw wycinamy później suszymy, czy suszymy i dopiero wycinamy nie ma większego znaczenia. Ze świeżych, wilgotnych czyreni wycinanie cienkich plastrów jest trochę łatwiejsze.
Największym problemem jest kruchość czyreni (w przypadku najbardziej znanej metody przygotowania hubki w plasterkach). Nie da się plastrów czyrenia rozbić i zmiękczyć tak jak amadou hubiaka pospolitego, to inny materiał, zdecydowanie bardziej kruchy. A tylko odpowiednio cienka, postrzępiona krawędź czyrenia jest w stanie ulec zapłonowi. Czyrenie spp. to grzyby o podobnych właściwościach ogniowych. Ich dobrze wysuszone i cienkie plastry łapią iskrę z krzesiwa tradycyjnego. Nie jest konieczny inny sposób ich przygotowania.
Stopień trudności podpalenia hubki z czyrenia jest porównywalny do tej z hubiaka pospolitego (bez preparowania). Problem kruchości znika jeśli owocnik zetrzemy na proszek. Na tak przygotowaną hubkę umieszczoną np. w metalowej puszcze, krzeszemy iskry. Wg mnie jest to mniej skuteczna metoda krzesania ognia w tym konkretnym przypadku.
2. Druga próba palności była wykonana na fragmentach czyreni spp. poddanych zwęglaniu w warunkach beztlenowych. Różnej wielkości fragmenty owocnika zamknąłem w metalowej puszcze i ustawiłem na żarze ogniska. Po zwęgleniu hubka z czyreni sp. z łatwością łapie iskrę.
3. Trzecia próba obejmowała moczenie (gotowanie) kawałków czyreni spp. przez godzinę w ługu sporządzonym z popiołu drzewnego i wody. Po wyjęciu hubki zostały wysuszone. Kolor hubek zmienił się na szary. Najistotniejsza zmiana dotyczy temperatury zapłonu. W wyniku zabiegu moczenia w ługu poprawia się palność hubki z czyrenia i łatwiej chwyta ona iskrę.
4. Czwarta próba, historyczna, to odtworzenie tego, co opisał Kluk. Obejmowała ona moczenie czyrenia w ługu sporządzonym z moczu i popiołu przez kilka dni. Fragmenty owocnika zostały zasypane popiołem i zalane moczem na 3 dni. Na koniec jeszcze przez 0,5 godziny próbki gotowałem. Po ostygnięciu hubka z czyreni spp. została wysuszona. Jeśli chodzi o palność, to jest ona zbliżona do hubek przygotowanych jak w próbie 3. Różnice w palności pomiędzy hubkami przygotowywanymi w próbie 1, 3 i 4 są niewielkie.
No to się trochę ubawiłem :-)
OdpowiedzUsuńZacznę od 5 próbki*, czyli grzybka wygotowanego w roztworze saletry.
To najlepsza, sprawdzona przez wieki opcja.
Próba 4 vel historyczna. Współczuję zapaszku, gdyż każdorazowe zetknięcie moczu z alkaliami (tu popiół), powoduje wydzielanie amoniaku!
Nr1, niepreparowany grzybek "wisi" non stop w lesie na drzewach :-)
3 w procesie gotowania, substancje rozpuszczalne w wodzie przeszły do roztworu. Lepiej by było, gdyby to była zwykła deszczówka (bo nie zawiera żadnych minerałów - jest bardziej "agresywna"). Jeśli popiołu było niewiele to nie miał wpływu na palność, jeśli dużo, to zaszkodził "palności".
2 Każda zwęglona substancja organiczna łatwiej "złapie iskrę" od tej próbki przed zwęgleniem (porowatość, bardziej rozwinięta powierzchnia).
Tu w zasadzie "rządzi" FIZYKA, chemia to proces spalania. ALE warunki fizyczne decydują jak szybko i kiedy "ruszy" reakcja chemiczna (spalanie).
Wilsonie, lubisz się niepotrzebnie namęczyć. To wszystko można było przewidzieć, siedząc i degustując LUBELSKIE ZŁOTO przy ognisku :-)
Wiem, lubisz TO :-)
Co do próby historycznej. Gdyby to była przefermentowana gnojówka i ług, to tak jakbyś gotował w roztworze saletry, no "prawie". Ale zapaszek, oczywiście równie przedni :-)
Tak sobie myślę, że byłbyś dobrym alchemikiem. Masz niespożytą energię i chęć do eksperymentów. Czego to oni nie robili :-) i jakie temu towarzyszyły teorie :-), ale dzięki temu (ślepe próby i "chore" teorie) mamy postęp. Zwano ich drzewiej: "Brudni kucharze", no nie bez przyczyny :-). Próba 4 to niewinna igraszka przy pomysłach ówczesnych Wilsonów! :-)
Taki Berthold Schwarz, nosił węgiel drzewny na twarzy, do końca życia. Po tym jak przy pierwszej? próbie wytworzenia prochu czarnego, zdrowo walnął tłuczkiem w dno moździerza i BUM ! :-)
Zwęglona huba nasycona roztworem saletry (rozcieńczonym!) może być najlepsza :-). Ale przy zbyt dużym stężeniu, może się palić aż się całkiem zjara!
To już trzeba praktycznie, ale próby palności to bym poza domem robił.
A można prościej: zapałki sztormowe i zapalniczka BIC. :-)
* Po co się dusisz, skoro nie musisz (Kak gawarili starożytni rosjanie) :-)
Pies
Jak to się pali "na sucho" bez żadnej dodatkowej obróbki?
OdpowiedzUsuńTli się podobnie jak hubiak.
OdpowiedzUsuńNa tak zwany "CHŁOPSKI ROZUM" : Jeśli coś naturalnego jest modyfikowane (przerabiane, udoskonalane) to ZNACZY, że nie spełnia wymagań praktycznych. Zatem proces gotowania daje nam pozbycie się z grzyba substancji rozpuszczalnych w wodzie. Jeśli jest to woda z popiołem, to alkaliczny odczyn (popiół jest silnie zasadowy) powoduje zobojętnienie kwaśnych substancji zawartych w owocniku grzyba. Jednocześnie pozbywamy się substancji mniej palnych i chłonących wilgoć z powietrza oraz zwiększamy porowatość, a co za tym idzie zyskujemy tzw. rozwiniętą powierzchnię, czyli dostępność substancji palnej dla tlenu z powietrza. To równa się większej łatwopalności. Proste, prawda? :-)
OdpowiedzUsuńAle można i "po chłopsku". Kiej wygotujesz grzyba, to Ci sie lepi poloł bydzie, ino trza go po tym warzyniu dobrze wysuszyć. Ino suszyć z głowom, co by chałupy z dymym casem nie puścić! :-)
No to teraz na "skróty": Gotowanie owocnika grzyba powoduje usunięcie słabo palnych i higroskopijnych substancji, przez co ów owocnik po wysuszeniu ma lepszą palność.
Ach te teorie :-) Ile to razy, czytając pseudo - "mądrości" dostawałem bólu głowy, w realu, nie w przenośni! Natomiast aspekt praktyczny zawsze był u mnie na pierwszym miejscu. No bo, po co niby chodzić "pod górkę" kiedy można bez zbędnej fatygi "na skróty". Po czasie jednak okazało się, że te podstawy teoretyczne (nauka) pomagają w poczynaniach praktycznych.
Dawniej radzono sobie bez teorii, metodą prób i błędów. Zajmowało to dużo czasu a czasem i środków materialnych i "grosza". Więc jednak i teoria i praktyka daje postęp i prowadzi nas do celu.
Dlatego patrząc na prezentowane "zmagania Wilsona" czasem "bolą mnie zęby, głowa "puchnie" i "wyć się chce"!* :-)
*To nie "wilkołactwo" tylko umiłowanie prostoty i zwykłe ułatwianie sobie życia.
Można po staremu! Ale na skróty, nie okrężnie.
Odwieczne i niezmienne PRAWA PRZYRODY (w tym Fizyki) rządzą nami od początków ludzkości. Prawilsony, istoty ludzkie na niskim (bo początkowym) stopniu cywilizacyjnym, wszystko zdobywali metodami praktycznymi, bez teorii ALE za to z poświęceniem i czasem cierpieniem. Przyjąłem zatem z zadowoleniem, gdy Artur zaczął stosować NASZE (współczesne otoczenie) do metod i technik celem radzenia sobie. JEDNAK ważny (przynajmniej dla mnie) jest praktyczny wymiar! Pewne rzeczy występują w terenie częściej od innych, inne zaś tylko w pewnych określonych warunkach. Znajomość praw fizyki jest tu ABSOLUTNIE BEZCENNA! Tymczasem pisują tu dzieci "epoki smartfonów", którym się wydaje, że: "smartfon będzie WIECZNY" :-) itd.
Ale PRZYNUDZAM? Noooo ! W pewnym sensie, dopóki prąd w gniazdkach i "smartfon w łapce". A co, jak "netu" zabraknie? Wilson sobie poradzi, preppersi sobie poradzą, paru zaradnych skautów ogarnie rzeczywistość a reszta? Wielkie cywilizacje NIGDY nie znikały "nagle". Zawsze był to proces który trwał przez "jakiś" czas. Jak tu nauczyć się Wilsonowych technik, bez "netu"? No, teraz gdy jest! Ale można też innymi drogami, nie koniecznie moją (odmienną od Wilsonowej). Ale teraz a nie "potem". STOP
WIEDZA, znajomość praw fizyki, aby móc wykorzystać to co aktualnie mamy pod "ręką". Tako czyniły Prawilsony, Wilsony i inne humanoidy :-) aż do dnia dzisiejszego? NIE! Teraz wielu "smarkom" (sorry) uczyć się nie chce, i w D ... mają jak funkcjonuje przyroda, od której jesteśmy jednak ZALEŻNI.
W szeroko pojęty teren, chodzę z "cywilizowanym" (czyli szybkim w użyciu) źródłem ognia. Bywa, że świadomie nie użyję tego co noszę, ALE mam gdyby zaszła potrzeba! Mogę zgubić, mogą mi to "odebrać silniejsi" tylko tego co w głowie nie utracę. Ot i koniec, ufff :-)
Kto w lesie będzie łapał za hubę, aby ją preparować by móc rozpalić ogień którego właśnie BRAK! Czyli należy mieć TERAZ i źródło i wiedzę i ZAPAS tego co MY uważamy za najistotniejsze, a NIE jakiś tam (nawet ja) tfu "ekspert". Wiedza "sama" nie "zamieszka" w naszej głowie, trzeba ją zdobyć :-). Powodzenia!
Pies