wtorek, 27 sierpnia 2019

Pieczarkowo :)



Sucho jak na razie w lesie i grzybów niewiele, przynajmniej w mojej okolicy. A ja taki fungusmaniacus :) Lubię szukać, podziwiać, zbierać, a czasem zjeść. Podczas ostatnich przechadzek spotkały mnie dwie niespodzianki. Pierwsza to łąka pełna pieczarek. Niedaleko lasu na nadrzecznej łące rosło ich tak na oko kilkadziesiąt kilogramów.


Zebrałem tylko kilkanaście sztuk, więcej nie potrzebowałem. Jakby szczęścia było mało to na tej samej łące rósł również piękny tasznik. Do domu zatem wracałem z dwiema torebkami zbiorów.


Czasznica olbrzymia albo też purchawica, to gatunek grzybów należących także do rodziny pieczarkowatych. Gatunek rzadki i jeszcze kilka lat temu (do 2014 r.) był objęty ochroną. Obecnie nie jest i można go zbierać. Pomimo tego uważam, że zasługuje na ochronę. Kilka razy go znalazłem, ale zawsze już w fazie, w której nie nadawał się do zjedzenia. Tym razem przypadkiem odkryłem w zaroślach młody owocnik oderwany od podłoża. Ktoś bezmyślnie go kopną. W pobliżu rosło jeszcze kilka innych, większych i mam nadzieję, że w spokoju dalej rosną. Jak widać na zdjęciach czasznica, którą zabrałem do domu to co najwyżej średniak.


Ciekawy byłem jak smakuje. Purchawki, w tym czasznica, są jadalne dopóki wnętrze ich jest zbite i białe. Okazy tego gatunku to jedne z największych grzybów na świecie. Owocniki czasznicy olbrzymiej mogą osiągać do 70 cm średnicy i ważyć do 20 kg. Jeden średniej wielkości grzyb i obiad dla całej rodziny :)


Z czasznicy zrobiłem kotlety. Po pocięciu na plastry obsmażyłem je w panierce. Kotlety mają delikatny aromat i smak przypominający kanie. Smaczny, jednak z uwagi na rzadkość gatunku więcej nie zamierzam zbierać.

czwartek, 22 sierpnia 2019

Kawa z nasion kosaćca


Kawę z nasion kosaćca piłem kilkanaście lat temu. Tego lata przy spacerze nad brzegiem jeziora przypomniałem sobie o ciekawym zastosowaniu tej rośliny.

Nasiona kosaćca żółtego są bogate w kwas kawowy. Po uprażeniu i zmieleniu stanowią one doskonały substytut kawy. Kawa z nasion kosaćca znana jest od początku XIX wieku. Była popularnym w Europie zamiennikiem prawdziwej kawy, zwłaszcza w okresie niedostatków i wojen. Teraz - zostaw, bo się zatrujesz :) Śmiechem żartem, ale roślina ogólnie uznawana jest za trującą!

Kosaciec żółty pospolicie rośnie na niżu na glebach torfowych z wodą stojąca lub wolno płynącą. Pod koniec lata dojrzewają jego spłaszczone nasiona wielkości ok. 7 mm schowane w trzykomorowej podłużnej torebce nasiennej.


Właściwy okres zbioru nasion poznajemy po tym, że torebki zmieniają kolor z intensywnie zielonego na żółty, niekiedy do czarnego. Nie zaszkodzi, jeśli po zbiorze zostawimy je na kilka dni do wysuszenia. Z torebki wydobywamy nasiona i zostawiamy tylko te zdrowe, dobrze dojrzałe koloru jasno brązowego.


Nie wiem, co one zawierają, ale faktem jest, że lubią je robaczki. I to nie byle jakie robaczki a śpiewające :) Odkryłem to przypadkowo, gdy przystawiłem ucho do miski w której wylądowały nasiona razem z kilkoma robaczkami.


Piski jakie usłyszałem są całkiem podobne do tych, jakie ludzie rano wydają gdy się im dla żartu kawę schowa :) Także, nie tylko my lubimy kawę :)

Nasiona suszymy a następnie prażymy. Zapach unoszący się podczas tej czynności jest wspaniały. Jeśli ktoś obcy w tym czasie wejdzie do domu to uzna, że mamy własną palarnię kawy :) Nasiona trzeba dobrze uprażyć.


Po zmieleniu kawę przesiewamy i przesypujemy do szczelnego pojemnika, aby móc ją przechować.


Parzymy tak samo jak prawdziwą kawę. Zdecydowanie jeden z najlepszych zamienników kawy wyróżniający się aromatem i smakiem zbliżonym do prawdziwej kawy oraz rzeczywiście zawierającym kwas kawowy. Jest to nie tylko moja opinia. Piękny zapach oraz smak, bez goryczki i innych dziwnych, obcych smaków, które znamy z bardziej popularnych substytutów. Zarówno pod względem powszechności występowania rośliny, wydajności zbioru jak i czasu poświęconego na przygotowanie kawy nasiona kosaćca wypadają bardzo korzystnie. To co, przerwa na kawę? ;)

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Sznurek z lipowego łyka


Pisałem już o sznurkach z łyka wiązu i wierzby, ale to z lipy najczęściej produkowano sznury i powrozy. Produkcja lipowych sznurów w północnej Europie sięga czasów mezolitu. To poprzednik lnu i konopi. Lipowe łyko jest bardzo wytrzymałe i zarazem elastyczne, robiono z nich nawet liny cumownicze i postronki. W przeszłości wykonywano z niego też różne elementy odzieży, łapcie, worki, kosze, sieci. Z łyka kręcono kiedyś łyczaki, czyli sznury.

Kora lipy ma charakterystyczną budowę, pod wierzchnią warstwą kory znajduje się warstwa łyka, które składa się z kilku (10-12) cieńszych warstw. To one są materiałem na sznury. Łyko zrośnięte jest z korą i wymaga oddzielenia. Niekiedy, o ile mamy dużo szczęścia, możemy znaleźć w terenie już gotowe łyko lipowe, które wystarczy skręcić. W czasie moich wędrówek zdarzyło się tak kilka razy, zwykle w pobliżu zbiornika wodnego lub rzeki. Procesy zachodzące w wodzie sprzyjają rozdzieleniu kory od łyka. Znacznie częściej znajduję w lesie lub gdzieś przy drodze uschnięte gałęzie lipy. O ile łyko nie będzie przegniłe też można z niego zrobić sznury. Jakość przypadkowo znalezionego w terenie łyka jest zwykle niska, co wpływa na wyrób końcowy.


Jak dawniej robiono sznury z lipowego łyka? Tradycyjnie łyko pozyskiwano wraz z korą z rosnących drzew, a następnie moczono w wodzie przez dłuższy czas. W wyniku tego procesu następowało rozdzielenie łyka na warstw. Korę zdzierano w maju i czerwcu. W pozostałych miesiącach zbiór jest również możliwy, ale najłatwiej zrobić to, gdy krążą soki. Wtedy kora łatwo daje się oddzielić od pnia i możliwe jest uzyskanie kawałków ponad 5 m długości, ale nie ma takiej potrzeby. Dłuższe łyko będzie się nam tylko plątać. Wybiera się możliwe proste pnie bez bocznych gałęzi o grubości około 10 cm i tnie na kawałki długości 1,5-2,5 m. Pomagając sobie nożem oddzielamy od pnia pasy kory wraz z łykiem. Zgromadzoną korę wiążemy w wiązki i zanurzamy w wodzie, obciążamy kamieniami lub kłodami. Moczenie jest konieczne, aby rozdzielić łyko na poszczególne pasma, które sklejone są substancją podobną do śluzu. W zależności od temperatury wody trwa to 1-4 miesięcy. Gnijąca kora nie pachnie zbyt pięknie, dlatego najlepiej moczyć ją w wolno płynącej wodzie lub jeziorze. Jeśli moczę korę np. w wiaderku lub podobnym pojemniku, to od czasu do czasu zmieniam wodę. Po upływie kilku tygodni/miesięcy sprawdzam czy rozdzieliły się warstwy kory. Jeśli nie, to znaczy, że wymagają dalszego moczenia. Gdy kora rozwarstwiona jest na pasma, przystępujemy do jej oczyszczania. Oddzielamy korę zewnętrzną od łyka, które następnie dzielimy na cieńsze pasma. Mogą one wymagać jeszcze wypłukania ze śluzu, aż będą czyste.


W sytuacji awaryjnej, jeśli nie możemy tyle czekać, to przy odrobinie wprawy można spróbować oddzielić za pomocą noża warstwę łyka od kory. Postępujemy tak samo jak z korą innych drzew (np. wierzba, wiąz), które wykorzystuje się do robienia sznurków. Innym sposobem na szybsze uzyskanie łyka jest gotowanie w ługu.

Oddzieloną od pnia korę umieszczamy w garze, wsypujemy popiół i zalewamy wodą. Gotujemy przez kilka godzin do momentu aż łyko będzie się rozwarstwiać. Po wypłukaniu i wysuszeniu otrzymujemy surowiec na sznury.


Łyko lipowe jest miękkie, łatwe do skręcania a powstałe z niego sznury bardzo wytrzymałe. Długie pasma oznaczają, że nie musimy co chwilę dołączać kolejnych pasm, sznurek dzięki temu zyskuje na wytrzymałości. Skręcanie sznurów wygląda dokładnie tak samo jak z innych surowców. Przed skręcaniem włókna można zwilżyć w wodzie, aby zmiękły, łatwiej wtedy będzie się nam pracować.


Bez skręcania, cienkie i długie taśmy, można stosować do prowizorycznych wiązań tam, gdzie nie potrzebna jest duża wytrzymałość np. do wiązania ziół czy szycia koszy z traw. Skręcone, cienkie sznurki z lipowego łyka pomocne będą przy zszywaniu np. płatów kory, jeśli będziemy robić z nich pojemniki. Grubsze, bardzo wytrzymałe sznurki używam np. do łuku ogniowego na pokazach historycznych. Mam też łapcie zrobione z lipowego łyka, które zakładam się na nogi owinięte w lniane onuce i wiązane również lipowym sznurkiem. To tylko mała część możliwości zastosowania lipowego łyka.


Kiedy lipowy sznurek własnego wyrobu zniszczymy, możemy zrobić z niego rozpałkę. Jest w pełni biodegradowalny i szybko ulega rozkładowi. Przy sobie nosze zapas łyka i w razie potrzeby skręcam potrzebnej mi grubości i długości sznurek. Oczywiście, trzeba na to mieć czas. Tylko czy mi się gdzieś spieszy?  Nie, odpoczynek wiąże się ze zwolnieniem a nie z ciągłym pośpiechem.

czwartek, 8 sierpnia 2019

Zupa z rdestu ptasiego

 

Rdest ptasi - jedno z magicznych ziół Harrego Pottera, rósł on w ''Zakazanym lesie''. Jeden ze składników ''eliksiru wielosokowego''. Do jego przyrządzenia niezbędna była wiedza magiczna na wyższym poziomie. Choć to tylko powieść fantasy to jednak roślina jak najbardziej rzeczywista. Rdestu pełno rośnie przed moim domem na podwórku, i nie jest ono zakazane :) Zamiast eliksiru zachęcam do wykorzystania ziela rdestu w ziołowej apteczce lub kuchni np. do ugotowania magicznej zupy ;)

Rdest ptasi to pospolity chwast. Chętnie zjadany przed domowe ptactwo. Ziele bogate we flawonoidy a także śluzy, cukry, garbniki, kwasy organiczne, sole mineralne, prowitaminę A oraz witaminy C i K. Często wykorzystywane w ziołolecznictwie ze względu na właściwości przeciwzapalne, ściągające, odtruwające i przeciwkrwotoczne. Bardzo rzadko wykorzystywany w naszej kuchni. Chcecie spróbować magicznej zupy? To zamiast jechać do marketu wyjdźcie przed dom. Spójrzcie pod nogi, podstawowy składnik zupy właśnie depczecie.



Zupa z rdestu ptasiego
 

Zbierz młode, miękkie ziele rdestu ptasiego. Starsze się nie nadają, są zbyt włókniste. Umyj je i drobno pokrój. Obierz cebulę, posiekaj i podsmaż na oleju. Zalej wodą, dodaj ryż i gotuj aż zmięknie. W wersji na bogato można dodać włoszczyznę, ale i bez tego zupa będzie smaczna. Dodaj ostrą paprykę oraz przecier pomidorowy, ale z umiarem, to nie pomidorowa. Na koniec dodaj posiekany rdest. Można więcej, ma delikatny smak. Gotuj jeszcze przez kilka minut, aż wszystkie składniki będą miękkie. Posól. Zjedz i poczuj magiczną moc ziół ;)

czwartek, 1 sierpnia 2019

Grot z żółtego szkła


Nie znam pochodzenia tego kawałka szkła. To przypadkowe znalezisko z wędrówki. Spodobała mi się jego barwa i postanowiłem zrobić z niego grot. Nic wielkiego, od taki sobie. Etapy obróbki widoczne są na poniższych zdjęciach.