Świeżo uwędzony nad ogniskiem pstrąg, to prawdziwy przysmak. Jednym nie ma sobie,
co głowy zawracać i lepiej upiec lub usmażyć. Gdy mamy kilka ryb warto pomyśleć
o ich uwędzeniu. Biwakowałem w jednym miejscu przez cały ''zimowy'' dzień.
Rozpaliłem ognisko, aby zagotować wodę na herbatę i się przy nim ogrzać.
Zrobienie rusztu i osłonięcie korą wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem na
spożytkowanie żaru ogniska i szybkie uwędzenie ryb.
Konstrukcja i wielkość wędzarni zależny od rodzaju materiałów, jakimi
dysponujemy, co chcemy uwędzić, w jakiej temperaturze i w jakich warunkach.
Najpierw wykopałem niewielkie zagłębienie i rozpaliłem ognisko. Gdy pozostała
solidna warstwa żaru wykonałem ruszt, na którym ułożyłem pstrągi. Wokół ogniska
wbiłem kilka patyków wyznaczając obrys konstrukcji tipi. Do pokrycia użyłem
wilgotnych płatów topolowej kory, uszczelniając wędzarnię, tak by utrzymać
odpowiednią temperaturę oraz zadymienie. Do tego celu możemy wykorzystać nie
tylko płaty kory, ale również liście traw, gałęzie świerku, jodły, koc czy
pałatkę wykonaną z naturalnych włókien. Niektórzy używają plandeki z tworzyw
sztucznych przy wędzeniu na zimno.
Położyłem kilka wilgotnych kawałków drewna na żar i zasłoniłem wędzarnię. Co jakiś czas dokładałem drewno i sprawdzałem jak przebiega wędzenie. Przy małej konstrukcji i wysokości na jakiej umieszczony jest ruszt z rybami, częściej trzeba zaglądać, gdyż łatwo o wypadek.
Wędziłem pstrągi na gorąco przez kilka godzin obracając tuszki mniej więcej
w połowie procesu. Nie łatwo było tyle czekać :) Olchowe drewno nadało niepowtarzalny aromat i smak wędzonym tuszkom.
Jedną zjadłem na obiad, pozostałe zabrałem do domu. Ryby są zdrowe i smaczne. Jest gdzie i co łowić. W tym
roku zatem powracam nad wody z wędką.
Zdjęcie powyżej przedstawia wariant łuku ogniowego z dłuższym świdrem i
dociskiem, który blokowany jest przy udzie. Długość świdra jest większa niż w
klasycznym rozwiązaniu około 1,5-2 krotnie. W przybliżeniu jego długość równa
jest odległości zmierzonej od podłoża do naszego kolana. Docisk wykonany jest z
fragmentu świeżej sosnowej gałęzi z żywicznym sękiem. Długość docisku wynosi
około 30 cm, co też jest nietypowym rozwiązaniem. Tak długi docisk ułatwia stabilizację
świdra. Docisk blokujemy przyciskając go do boku uda.
Zaletą wariantu łuku ogniowego z dłuższym świdrem i blokowaniem docisku przy
udzie to przede wszystkim łatwiejsza stabilizacja świdra niż w klasycznej
wersji. Jesteśmy mniej zgięci, przepona jest miej ściśnięta i łatwiej nam
oddychać. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób bardzo otyłych i kobiet o
obfitych kształtach. Wadami jest konieczność zastosowania dłuższego świdra i
docisku.
Wariant ten sprawdzałem podczas wykonywania zagłębienia w łyżce. Na początku
próbowałem z klasycznym łukiem. Zwiększyłem grubość świdra tak bardzo, że
miałem problem z utrzymaniem świdra w pionie. Dodatkowo musiałem maksymalnie
zwiększyć docisk. Nie byłem w stanie fizycznie tego zrobić. Mój nadgarstek po
kilku minutach odmówił współpracy. Po zmianie elementów łuku na wariant z
dłuższym świdrem i dociskiem blokowanym przy udzie udało mi się zrobić
zagłębienie.
Wariant tej techniki polecam osobom, które nie mają wystarczająco dużo siły
w nadgarstku do ustabilizowania pracy świdra.
Kawy by się napił :) A no by się napił, jakby była...
Na bagnach o tej porze znajdziemy dwie rośliny, trzcinę pospolitą i pałkę
wodną, których kłącza nadają się do sporządzenia namiastki kawy. Kawa z trzciny
ma karmelowy smak i zapach, to z powodu zawartości cukrów w kłączach. Jest
smaczniejsza, ale i więcej czasu trzeba poświecić na jej przygotowanie. W
warunkach leśnych szybciej zrobimy kawę z pałki wodnej. Surowiec pozyskujemy od
jesieni do wiosny. Kłącza dokładnie myjemy, czyścimy i tniemy na kawałki około
0,5 cm długości. Następnie je suszymy i prażymy do uzyskania czekoladowego
koloru. Ostatni krok to zmielenie. Parzymy tak samo jak prawdziwą kawę.
Namiastka kawy z kłaczy pałki wodnej wypada całkiem nieźle, jeśli porównamy
smak i aromat do kawy prawdziwej. Czarna, pachnie, lekko czuć smak kłączy. Nie
''daje kopa'' jak prawdziwa kawa gdyż nie zawiera kofeiny. Minus też za
pracochłonność. Musiałbym znaleźć się w naprawdę ciężkiej sytuacji, aby chciało
mi się zrobić taką kawę. Zwykle prawdziwą kawę zabieram ze sobą spakowaną do
plecaka. Wiedza o tym jak zrobić namiastkę kawy z kłączy pałki wodnej może być przydatna szczególnie,
jeśli zapomnimy spakować, a człowieka przyciśnie...;)
Nowy Rok zaczął się dla mnie bardzo
pomyślnie od forumowego wyjazdu w góry. W roku ubiegłym koledzy w Gorcach
zrobili 3-osobową jamę śnieżną. Zaraz po relacji z tego wydarzenia na forum
reconnet pojawił się wątek powtórki w roku kolejnym. Nie tylko mi spodobał
się pomysł biwakowania w surowych warunkach prawdziwej zimy. Prócz budowania
jamy chcieliśmy też sprawdzić kilka innych pomysłów.
Rano wspólnie wyruszamy z parkingu.
Pierwszego dnia plan zakładał dotarcie do miejsca noclegu, którym była chatka w
środku lasu. Ja z Kopkiem cały sprzęt upchamy do plecaków, pozostałe osoby
ciągnął ze sobą sanie z ładunkiem.
Idzie się nam dobrze i docieramy na
wyznaczone miejsce dużo wcześniej niż zakładaliśmy. Rozpiera nas chęć
działania, więc postawiamy większość sprzętu w chatce i we dwójkę ruszamy na
polanę, na miejsce docelowe. Na polanie pośrodku lasu stoi drewniana bacówka,
baza na kolejny dzień. Robimy rozpoznanie. Budowa jamy nie jest możliwa z
powodu zbyt małej pokrywy śnieżnej. Maksymalnie śnieg sięgał po kolana. Szybka
zmiana planów, budujemy quinzee na dwie osoby. Do zmroku jeszcze trochę
pozostało. Wybieramy dogodne miejsce i łopatami usypujemy dużą górę śniegu. Ma
ona prawie 2 m wysokości i ponad 3 m średnicy u podstawy. Mróz w nocy zwiąże
śnieg, poza tym jutro będzie mniej roboty. W śnieżycy i przy światłach czołówek
docieramy do chatki, gdzie nocujemy.
Rano dalej pada, dużo świeżego
puchu.
Docieramy z kolegą do chatki pierwsi, odśnieżamy, znosimy opał i
przywracamy do życia piec.
Piję gorącą herbatę i biorę się za kopanie quinzee.
Powoli, nigdzie nam się nie spieszy. Mamy spory rozmach, quinzee jest bardzo
przestronne, 1,5m wysokości i dużo miejsca na sprzęt. W razie potrzeby trzy
osoby mogą tu spać. Robimy otwór wentylacyjny i wieszaki. Kopek dobudowuje
jeszcze osłonięte wejście z ''świerkowymi firankami'' :) Na zakończenie budowy
wbijamy gałązkę świerku. Nikt z nas nie spoglądał na zegarek, ale oceniam, że łącznie budowa quinzee zajęła nam około 4 godziny pracy dwóch osób.
Zostawiamy nasze schronienie na kilka godzin, aby mróz wzmocnił konstrukcję.
Docierają kolejne osoby. Dwie z nich
próbuje wykopać jamę śnieżną. Niestety nic z tego nie wychodzi. Dach zapada się
pod własnym ciężarem, gdyż górna warstwa śniegu ma zbyt małą wytrzymałość.
Pozostaje spanie w śnieżnym okopie, czyli ''kop se grób'';)
Z kilku dłuższych kłód rozpalamy
solidne ognisko. Po całym dniu można się osuszyć i ogrzać. Wieczór mija na
rozmowach. W naszym przytulnym quinzee montujemy improwizowana lampkę z
podgrzewacza i aluminiowej puszki. Chwalimy zalety naszego schronienia. Jest w
nim ciepło i zacisznie. Zakopuję się do śpiwora i śpię mocno, dopiero rano
budzi mnie głos kolegi. Nie chce się wstawać.
Na koniec testowanie naszego
pancernego schronienia. Jestem zaskoczony jego wytrzymałością. Na szczyt wspina
się Kopek, później moja kolej. W sumie ponad 200 kg i nic się nie dzieje.
Robimy kilka zdjęć ze zdobycia szczytu :)
Na koniec trochę wygłupów i
uprzątanie po sobie.
Pakowanie i w drogę powrotną.
Ten biały stój, który przywdziałem
to jednorazowy kombinezon ochronny. Taki jak się używa np. w lakierniach.
Prezent od Kopka, który testowałem, świetnie się sprawdził, jako zabezpieczenie
przed wilgocią i wiatrem podczas kopania quinzee. Nie wspomnę o doskonałym
maskowaniu.
Góry na pożegnanie sprawiły nam miłą
niespodziankę. Rano poprawiły się warunki pogodowe i z naszej miejscówki
oglądaliśmy wspaniałą panoramę na Tatry.
Jest apetyt na kolejne tego typu
wyprawy. Szczególnie jak przybędzie śniegu i temperatury będą niższe. Na razie
planuję się doposażyć. Dziękuję bardzo wszystkim uczestnikom wypadu. A
czytającym życzę wspaniałych widoków w Nowym Roku, nie tylko tych z gór. Z
forumowym pozdrowieniem, kop se grób! ;)