Nowy Rok zaczął się dla mnie bardzo
pomyślnie od forumowego wyjazdu w góry. W roku ubiegłym koledzy w Gorcach
zrobili 3-osobową jamę śnieżną. Zaraz po relacji z tego wydarzenia na forum
reconnet pojawił się wątek powtórki w roku kolejnym. Nie tylko mi spodobał
się pomysł biwakowania w surowych warunkach prawdziwej zimy. Prócz budowania
jamy chcieliśmy też sprawdzić kilka innych pomysłów.
Rano wspólnie wyruszamy z parkingu.
Pierwszego dnia plan zakładał dotarcie do miejsca noclegu, którym była chatka w
środku lasu. Ja z Kopkiem cały sprzęt upchamy do plecaków, pozostałe osoby
ciągnął ze sobą sanie z ładunkiem.
Idzie się nam dobrze i docieramy na
wyznaczone miejsce dużo wcześniej niż zakładaliśmy. Rozpiera nas chęć
działania, więc postawiamy większość sprzętu w chatce i we dwójkę ruszamy na
polanę, na miejsce docelowe. Na polanie pośrodku lasu stoi drewniana bacówka,
baza na kolejny dzień. Robimy rozpoznanie. Budowa jamy nie jest możliwa z
powodu zbyt małej pokrywy śnieżnej. Maksymalnie śnieg sięgał po kolana. Szybka
zmiana planów, budujemy quinzee na dwie osoby. Do zmroku jeszcze trochę
pozostało. Wybieramy dogodne miejsce i łopatami usypujemy dużą górę śniegu. Ma
ona prawie 2 m wysokości i ponad 3 m średnicy u podstawy. Mróz w nocy zwiąże
śnieg, poza tym jutro będzie mniej roboty. W śnieżycy i przy światłach czołówek
docieramy do chatki, gdzie nocujemy.
Rano dalej pada, dużo świeżego
puchu.
Docieramy z kolegą do chatki pierwsi, odśnieżamy, znosimy opał i
przywracamy do życia piec.
Piję gorącą herbatę i biorę się za kopanie quinzee.
Powoli, nigdzie nam się nie spieszy. Mamy spory rozmach, quinzee jest bardzo
przestronne, 1,5m wysokości i dużo miejsca na sprzęt. W razie potrzeby trzy
osoby mogą tu spać. Robimy otwór wentylacyjny i wieszaki. Kopek dobudowuje
jeszcze osłonięte wejście z ''świerkowymi firankami'' :) Na zakończenie budowy
wbijamy gałązkę świerku. Nikt z nas nie spoglądał na zegarek, ale oceniam, że łącznie budowa quinzee zajęła nam około 4 godziny pracy dwóch osób.
Zostawiamy nasze schronienie na kilka godzin, aby mróz wzmocnił konstrukcję.
Docierają kolejne osoby. Dwie z nich
próbuje wykopać jamę śnieżną. Niestety nic z tego nie wychodzi. Dach zapada się
pod własnym ciężarem, gdyż górna warstwa śniegu ma zbyt małą wytrzymałość.
Pozostaje spanie w śnieżnym okopie, czyli ''kop se grób'';)
Z kilku dłuższych kłód rozpalamy
solidne ognisko. Po całym dniu można się osuszyć i ogrzać. Wieczór mija na
rozmowach. W naszym przytulnym quinzee montujemy improwizowana lampkę z
podgrzewacza i aluminiowej puszki. Chwalimy zalety naszego schronienia. Jest w
nim ciepło i zacisznie. Zakopuję się do śpiwora i śpię mocno, dopiero rano
budzi mnie głos kolegi. Nie chce się wstawać.
Na koniec testowanie naszego
pancernego schronienia. Jestem zaskoczony jego wytrzymałością. Na szczyt wspina
się Kopek, później moja kolej. W sumie ponad 200 kg i nic się nie dzieje.
Robimy kilka zdjęć ze zdobycia szczytu :)
Na koniec trochę wygłupów i
uprzątanie po sobie.
Pakowanie i w drogę powrotną.
Ten biały stój, który przywdziałem
to jednorazowy kombinezon ochronny. Taki jak się używa np. w lakierniach.
Prezent od Kopka, który testowałem, świetnie się sprawdził, jako zabezpieczenie
przed wilgocią i wiatrem podczas kopania quinzee. Nie wspomnę o doskonałym
maskowaniu.
Góry na pożegnanie sprawiły nam miłą
niespodziankę. Rano poprawiły się warunki pogodowe i z naszej miejscówki
oglądaliśmy wspaniałą panoramę na Tatry.
Jest apetyt na kolejne tego typu
wyprawy. Szczególnie jak przybędzie śniegu i temperatury będą niższe. Na razie
planuję się doposażyć. Dziękuję bardzo wszystkim uczestnikom wypadu. A
czytającym życzę wspaniałych widoków w Nowym Roku, nie tylko tych z gór. Z
forumowym pozdrowieniem, kop se grób! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz