czwartek, 11 czerwca 2020

Prymitywne gotowanie w glinanej misie wyłożonej liśćmi. Filtrowanie wody, gotowanie kamieniami i świerkowa herbatka.


W książce ''Survivalowa kuchnia. Bez ekwipunku. Gotowanie w terenie". cz. 1'', której jestem współautorem, opisana jest między innymi technika gotowania za pomocą rozgrzanych kamieni w glinianej misie. Technika ta ma zalety, ale też i wady. Nie każda glina nadaje się do zrobienia misy. Przydaje się doświadczenie. Schnięcie i wypalanie ceramiki zabiera dużo czasu. Często powierzchniowa warstwa glinianej misy pęka i woda wsiąka w podłoże. Nieutwardzona glina może zanieczyścić nam wodę. Przez te kilka lat od ukazania się książki sporo eksperymentowałem z prymitywną kuchnią. Ciągle pojawiają się nowe pomysły i spostrzeżenia dlatego książka wymaga uzupełnienia. Dla przykładu o techniki gotowania z wykorzystaniem liści.

Jest to wariant prymitywnego gotowania w glinianej misie bez jej uprzedniego wypalania. Aby nieutwardzona glina nie uległa rozmyciu i nie zanieczyściła wody wnętrze wykładamy liśćmi. Gotujemy rozgrzanymi w ognisku kamieniami. Technika szybsza i czystsza od pierwowzoru.

Miejscem moich eksperymentów było dawne wyrobisko gliny przy cegielni. Obecnie porośnięte lasem. W płytkich zagłębieniach zbiera się woda, która przybiera kolor podłoża, czyli kawy z mlekiem.


Przed gotowaniem próbowałem ją oczyścić. W tym celu zbudowałem improwizowany filtr z dostępnych w najbliższej okolicy materiałów. Piasku nie znalazłem, więc użyłem pokruszonych kawałków miękkiego próchna, które zawinąłem w liście łopianu i związałem łykiem.


Woda po takim filtrowaniu była odrobinę czystsza, przynajmniej wizualnie. Daleko jej jednak do tego, co uzyskiwałem z filtra z warstwą piasku i węgla drzewnego. Następnym razem zmodyfikuję filtr. Kolej na glinianą misę i rozgrzane kamienie.

Oczyściłem miejsce ze ściółki i ułamanym kawałkiem suchej gałęzi wykopałem płytkie zagłębienie. Pod kilkucentymetrową warstwą humusu natrafiłem na glinę. Patykiem spulchniałem ją, dolałem wody i wyrobiłem.


Pogłębiałem dalej zagłębienie i jednocześnie wyrabiałem glinę do uzyskania kształtu misy. Następnie wykleiłem wnętrze gliną i wygładziłem powierzchnię. Wyszedł mi niemały kocioł ;)


Obok rozpaliłem ognisko i wrzuciłem kamienie, aby się nagrzały.


Glinianą misę wyłożyłem liśćmi łopianu i napełniłem wodą. Po około godzinie rozgrzane kamienie przeniosłem do misy.


Po jej przegotowaniu dodałem kilka gałązek świerku. Gdy herbatka nabrała smaku i nieco ostygła uciąłem z trawy słomkę do picia. Napar smakował bardzo dobrze. Oczywiście całej nie wypiłem, tylko dla eksperymentu zrobiłem tak dużą misę. Oceniam, że jej pojemność to, co najmniej kilka litrów. W razie potrzeby taka misa może posłużyć też za zbiornik do gromadzenia deszczówki.


W ten sposób nie dysponując żadnym naczyniem w czasie 1,5 godziny zagotowałem wodę w glinianej misie. Technika prosta i skuteczna. Nie trzeba czekać aż glina wyschnie, wypalać. Tutaj od razu po wylepieniu gliną zagłębienia możemy przystąpić do wyłożenia liśćmi, nalania wody i gotowania. Zadaniem gliny jest stworzenie szczelnego naczynia, inaczej woda by mam wsiąkła w podłoże. Z kolei liście pełnią rolę ''płaszcza ochronnego'' dla warstwy nieutwardzonej gliny. Liście nie tworzą szczelnej warstwy dla wody, niewielka jej cześć powoli przedostaje się pod nie. Nie przeszkadza to jednak w gotowaniu. Łopian to nie jedyna roślina, którą można użyć do wyłożenia glinianej misy. Inne gatunki o mniejszych liściach też będą się nadawać. Istotne, aby były to rośliny nietrujące, a liście czyste.

6 komentarzy:

  1. Teraz mi piszesz, że książkę będziesz uzupełniał. Miesiąc po zakupie.? Jeszcze mi żemień wisisz bo teraz bez przesyłają 😆
    Kurczę nie ma gliny w okolicy. Chyba se z budowy przywiozę.
    Aha. Jeszcze pytanie. Skoro bez narzędzi to jak nalałeś wody do misy? Pytam bo mam kilka spraw do ogarnięcia po ostatnim minimalu 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tylko napisałem, że książka wymaga uzupełnienia. O nowym, uzupełnionym wydaniu nie ma mowy. Z kilku liści łopianu zrobiłem czerpak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powstanie kiedyś dużo lepsza książka Artura - tam będzie o wiele więcej różnych technik i naprawdę wartościowych treści.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jest to jednak patent całoroczny. Jedynie w okresie wegetacyjnym i to w momencie gdy "upragnione" liście dostatecznie urosną. A więc, nie miesiące : styczeń - maj. Dodając do tego grudzień, mamy pół roku "bezlistowia".
    OK. w pozostałe trzeba jeszcze natrafić na owe duże liście, akurat tam gdzie obozujemy, czyli szansa 50%. Szansa rośnie, gdy przemieszczamy się i po drodze zaopatrujemy na zapas. No bo musi być przecie dostatek opału i ... kamienie! I znów problem: kamienie muszą być czyste no i nie do końca byle jakie. Razem to wszystko aby "wypaliło" to kawał męskiej przygody w półrocznym okienku czasowym. Ale można :-) w wakacje.
    Pies

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, masz rację, metoda bardzo ograniczona.

    OdpowiedzUsuń