Takiej oferty nie mogłem przegapić. Mój dobry kolega i kompan wielu spólnych wędrówek Bartłomiej zaprosił mnie w swoje okolice. Młody wiekiem, ale doświadczenie ma nie byle jakie. Interesuje się bushcraftem, świetny znawca roślin i grzybów. Lubi las, naturę i ciszę. Jakby by było tego mało, chodzi dużo po górach i robi piękne zdjęcia, czym nie tylko mnie denerwuje ;) Znakomity z niego piechur. Ze swoim kolegą w 2017 przeszli wzdłuż granic Polski, w 121 dni pokonali około 3700 km. Przeczytać można o tym na jego blogu: http://mybushcraftsoohy.blogspot.com/2017/07/121-pieszo-dookoa-polski.html
Oferta jedyna w swoim rodzaju. Zakwaterowanie w przepięknych lasach w okolicach Iwkowej. Wielogwiazdkowy hotel był wyłącznie nasz. Do dyspozycji mieliśmy schłodzoną, wysoko zmineralizowaną, z ''suplementami'' wodę z potoku bez ograniczeń, świeże gałązki jodły na napary, drewno na ognisko i nielimitowane minuty na rozmowy przy ognisku. Z przewodnika zrezygnowaliśmy, sami chcieliśmy poznawać okolicę ;)
W piątek weszliśmy w las już o zmierzchu. Śniegu po kostki, kilka stopni na minusie, bezwietrznie. Rozglądamy się za miejscem na nocleg. Przygotowanie posłania, ognisko i kolacja. Bartłomiej zabrał na wyjazd marynowaną karkówkę i czosnek. Upieczona na ognisku wyszła pyszna. Kilka łyków gorącej herbaty na dobranoc i zakopujemy się do śpiworów. Mieliśmy spakowane w plecaku plandeki umożliwiające zrobienie zadaszenia nad posłaniem, ale nie korzystaliśmy z nich. Nie spodziewaliśmy się opadów śniegu i nie chcieliśmy by przysłaniały nam rozgwieżdżone niebo. Na śniegu układaliśmy gałązki jodłowe, na to plandeka i mata, śpiwór w worku biwakowym.
Rano po śniadaniu pakujemy się i idziemy poznawać okolice. Jest słonecznie i bardzo przyjemnie. Okolice Iwkowej są bardzo urokliwe.
Nad brzegiem potoku staramy się odszukać jakieś dzikie rośliny jadalne, które moglibyśmy dodać do naszych dań. Niewiele tego, trochę pokrzywy i rukwi wodnej.
Po kilku godzinach marszu znajdujemy dobre miejsce na nocleg. Rozpalamy ognisko. Przerwa na obiad i gorącą herbatę.
Po odpoczynku ćwiczymy razem z Bartłomiejem rozpalanie ognia prze tarcie drzew w warunkach zimowych. Z drewna jodły, której tutaj nie brakuje, a w moich okolicach jest bardzo rzadkie, zrobiłem zestaw do łuku ogniowego i świdra ręcznego.
Patent na ''ślizgający'' się świder.
Świder ręczny z uchwytem na kciuki - szczegół wiązania.
Będę kręcił ;)
Pod wieczór zmieniają się warunki, niebo się zachmurzyło i zaczęło wiać. Zbieramy dużo drewna na opał, tak by paliło się do rana. Kładziemy się spać tak jak poprzednio nie robiąc zadaszenia. Nad ranem budzimy się przysypani kilkoma cm świeżo spadłego śniegu.
Pod dodatkową kołderką ze śniegu spało się nam tak dobrze, że nie poczuliśmy jak zaczęło sypać. Worek biwakowy uchronił śpiwór przed zamoczeniem ale matę musiałem suszyć przy ognisku. Pakowanie, herbata i powrót.
Za oknem odwilż, wychodzi na to, że już po zimie. Przypominam sobie Iwkową gdyż brakuje mi takich wypadów. Szczególnie kilkudniowych, z wędrówką i obozowaniem w warunkach prawdziwie zimowych. Jakby zima potrwała do czerwca, to może bym zdążył ;)
Za oknem odwilż, wychodzi na to, że już po zimie. Przypominam sobie Iwkową gdyż brakuje mi takich wypadów. Szczególnie kilkudniowych, z wędrówką i obozowaniem w warunkach prawdziwie zimowych. Jakby zima potrwała do czerwca, to może bym zdążył ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz