Pierwsze dni maja upłynęły mi na wędrówce po Puszczy Solskiej. Dawno nie byłem w tych okolicach, a szkoda, bo to dobre miejsce do takiego odpoczynku, jaki lubię. Mało ludzi, a dużo przepięknych lasów. Lasów, które skrywają wiele tajemnic i ludzkich tragedii. Powstanie styczniowe, I wojna światowa, II wojna, każde takie wydarzenie to krzyże. Polacy, Żydzi, Tatarzy, Ukraińcy, inne grupy narodowościowe, z map znikło wiele wsi i cerkwi, z dawnej wielokulturowości w zasadzie nie pozostało nic.
W okolicznych lasach skrywały się liczne oddziały AK, BCH, AL, GL, partyzancki radzieckiej oraz mieszkańcy, którzy skrywali się przed represjami za akcje dywersyjne. W dniach 18-24 czerwca 1944 roku pod Osuchami doszło do największej bitwy partyzanckiej II wojny światowej. 30-tysięczna armia hitlerowska otoczyła 10-krotnie mniej liczebne oddziały partyzanckie w celu ich zlikwidowania. Jednym z nielicznych dowódców, któremu udało się wyjść z okrążenia był Wir. W Osuchach znajduje się jeden z największych cmentarzy partyzanckich, warto na chwilę się zatrzymać, by oddać hołd.
Puszcza Solska stwarza doskonałe warunki do przećwiczenia przepraw wodnych.
Jeśli nie wędrujemy utartymi drogami, to jest to konieczność. Rzeki nie są tu duże, ale bagna już budzą respekt. Niekończące się podmokłe bory porośnięte sosną, mchami i bagnem zwyczajnym, otwarte wody topielisk z czarnym, śmierdzącym błotem. Lepiej szukać obejścia niż ryzykować.
Pomysł marszu szlakiem walk partyzanckich Puszczy Solskiej wyszedł w trakcie majówki. Zaciekawiła mnie postać ''Wira'', walk partyzanckich, jakie rozegrały się na tym terenie oraz ich sposób na przeżycie w ciężkich wojennych czasach. Bardzo ciekawym obiektem na szlaku jest rekonstrukcja ziemianki Wira. Powstała w miejscu gdzie znajdował się partyzancki obóz AK, którego dowódcą był Konrad Bartoszewski, ps. ''Wir''. Wiedzie do niego kręta droga, teren wokół otoczony bagnami. Wkopana w piaszczysty pagórek porosły sosnowym lasem ziemianka zapewnia ciche, ciepłe, bezpiecznie schronienie. Duża, wysoka, z izolacją, szczelnym dachem i doświetlającym oknem w połaci. Stół, prycze, szafki, wieszaki, koza do grzania i kucharzenia, niezbędne wyposażenie obozowe, lampy naftowe, wełniane koce i książki do czytania. W dużym stopniu oddaje techniczne aspekty partyzanckiego ukrywania się w lesie. Atmosfery, jaka wtedy panowała nie odtworzymy.
Szpital leśny 665.
Gdybym miał tylko taką możliwość, to chętnie bym zamieszkał w ziemiance przez kilka miesięcy. Jakby jeszcze tu nikt przez ten czas nie zawitał, żaden urzędnik, grzybiarz, detektorysta, leśnik, myśliwy, ciekawski czy zbłąkany turysta, to byłbym przeszczęśliwy. Niestety mój sen się raczej nie spełni, gdy odwiedzałem to miejsce wycieczek było kilka...
Samotność, ucieczka przed natłokiem wszystkiego, ma tyle samo pozytywów co negatywów. Nie jestem psychologiem, mogę tylko opierać się na doświadczeniu.
OdpowiedzUsuńTaka zmiana otoczenia np. wyprawa, daje nam psychiczny odpoczynek i czas na przemyślenia. O ile te CHOLERNE TELEFONY nie zaburzą tego.
Wielokrotnie obserwowałem (tuż przed powrotem) u uczestników pewną nerwowość (powrót do problemów). Ale zawsze to byli ludzie "zresetowani" (przynajmniej ja) gotowi na to co czeka.
Tak dobrze wyposażone, trwałe schronienie budzi zaufanie (w obecnych czasach). Tamte czasy takie nie były, operacja "Sturmwind" wylała "rzeki partyzanckiej krwi". O tym nie wolno NIGDY Niemcom zapomnieć!
Stąd te wycieczki i podtrzymywanie pamięci oraz dbałość o historię.
Spokojnie jest tam, gdzie nie ma atrakcji turystycznych, szlaków i "diabeł mówi : dobranoc". Takich miejsc się nie reklamuje, nie zostawia szałasów i nie chwali byle komu. Spokój, taaa ... . Pies