niedziela, 26 lutego 2023

Podpłomyki z pyłkiem leszczyny oraz placuszki na zakwasie z kwiatostanem

To co jest wartościowe, może być skrywane przez naturę. Tak dla przykładu jest z kwiatostanami leszczyny. Dodając je do podpłomyków tylko niewielką cześć składników w nich zawartych organizm człowieka jest w stanie strawić. Dzieje się tak dlatego, że ziarna pyłku mają bardzo twardą i trwałą otoczkę, bez specjalnej obróbki ich nie przyswoimy. Najlepszym sposobem jest kilku godzinne moczenie pyłku w wodzie lub jogurcie. Chodzi o zmiękczenie/pękanie otoczki pyłku. W ten sposób znacznie zwiększymy ilość składników przyswajanych przez organizm. 

Pyłek leszczyny jest bogaty w składniki odżywcze, w dość łatwy sposób można go pozyskać. Zebrane kwiatostany rozkładamy cienką warstwą na gazetach do wyschnięcia. Później wystarczy umieścić na sicie, potrząść i oddzielić. Pyłek z kwiatostanów leszczyny pozyskałem w ramach eksperyment. Chciałem sprawdzić jak czasochłonne i wydajne jest to źródło oraz jaki smak będą miały podpłomyki. 

Po doświadczeniach uważam, że szkoda tracić energii na zbiór pyłku. Kwiatostany leszczyny są pokarmem głodowym, nie dostarczą nam zbyt wielu kalorii. Są za to dobrym składnikiem wzbogacającym różne wypieki typu podpłomyki czy placuszki. 


Podpłomyki z pyłkiem leszczyny

Pyłek leszczynowy wsypałem do kubka, zalałem ciepłą wodą, dodałem łyżeczkę miodu i dokładnie wymieszałem aż się rozpuści. Odstawiłem w ciepłe miejsce na dobę. Następnie do miski wsypałem mąkę, dodałem odrobinę soli a następnie wlałem rozpuszczony w wodzie pyłek. Wyrobiłem jednorodne ciasto z którego zagniotłem kilka podpłomyków. Upiekłem je przy ognisku, na bagnach. Ciasto przyklejałem do powierzchni szklanej butelki wbitej w glebę oraz cegły. Tak dziwienie wyszło, że nic lepszego, co nadawało by się do upieczenia podpłomyków, nie znalazłem. Jeśli chodzi o smak podpłomyków to nic niezwykłego. Za duży też nakład pracy w stosunku do efektu końcowego. 


Placuszki na zakwasie z kwiatostanem leszczyny

Początek taki sam, jak we wcześniejszym przepisie, tylko zamiast pyłku dałem kwiatostany. Roztarłem kwiatostany w dłoniach, wsypałem do ciepłej wody, dodałem miód, wymieszałem i odstawiłem na dobę. Następnie przelałem do naczynia z zakwasem z mąki pszennej, dodałem razową mąkę orkiszową, sól i dokładnie wyrobiłem. Odstawiłem na kilka godzin. Następnie z ciasta zagniotłem płaskie placuszki i upiekłem na patelni. 

Placuszki ładnie wyrosły, były pulchne, pachnące i smaczne. Dołączę je do sezonowej karty dań ;)

3 komentarze:

  1. Ciekawe, chyba wypróbuję, chociaż czasem szkoda mi tych leszczynowych kotków. Ale to zdrowe. Jednak najbardziej podoba mi się ta patelnia survivalowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego roku już w styczniu objadałem okoliczne leszczyny.
    Ja również rozcieram w dłoniach leszczynowe kotki i nie bawię się w sam pyłek, bo szkoda na to czasu. Świeże roztarte kotki, pakuję we wszystko: zupki, twarożek, placki, pasty, jogurt. Sam kontroluję kiedy STOP, aby nie przesadzić z nadmiarem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrzę, czytam i ... naleśników z leszczynowymi kotkami nie widzę.
    Nie wpisałem (jako inspiracji dla innych) a były w styczniu tego roku. Niestety robione w domu na patelni. To nie to samo :-) co w krzakach, w kuchni nie ta atmosfera no i przyprawy z wiatru oraz dymu ogniskowego nie mam w słoiku.
    Z dymem to tylko papryka wędzona w słoiku, oraz boczek w lodówce :-).
    Ale jak już o przyprawie z dymu ogniskowego, to "coś w tym jest".
    Ciężko tak napisać ad hoc, ale czasem mi tego zwyczajnie w domowych potrawach brakuje.
    Zew lasu, jakieś głęboko zagnieżdżone atawizmy odziedziczone w genach po pra pra przodkach?
    Pies

    OdpowiedzUsuń