poniedziałek, 25 listopada 2024

Nóż z wieczka metalowej puszki

Kolejny survivalowy patent na nóż. Materiałem na niego jest stalowe wieczko puszki konserwowej. Łatwiejszy do znalezienia niż muszle, szczególnie w otoczeniu człowieka. Szlak ludzi wyznaczają śmieci. 

Wieczko odrywamy od puszki i zaginamy na pół. Zabieg ten usztywni i ułatwi nam używanie improwizowanego noża. Następnie krawędź tnącą ostrzymy poprzez szlifowanie na płaskim kamieniu.

Przygotowanie takiego noża trwa kilka minut. Niektórzy mocują taki nóż w drewnianej rękojeści, wg mnie jest to zbędne. Osobiście wolę pracować nożem bez oprawy. 

Blacha z której wykonane jest wieczko jest cienka, a stal nie powala twardością. Ostrze jest giętkie i szybko się tępi. Pomimo tego możemy uzyskać całkiem szybko przydatne narzędzie, którym będziemy w stanie przeciąć liny, sznury, przygotować posiłek czy zastrugać patyka.


W terenie mam przy sobie zawsze nóż. Jednak uważam, że warto sprawdzić swoje umiejętności w przypadku jego braku.

2 komentarze:

  1. Wierzyłem i nadal wierzę w zdolności improwizacyjne Wilsona!
    Nóż improwizowany z czegoś co zawsze z sobą "rasowy" turysta zabiera.
    Doczytałem i dopatrzyłem się iż wieczko jest z puszki Fe, nie zaś Al.

    Osobiście nigdy mnie moja skleroza nie zmusiła do takiej prowizorki, ale przypominam sobie jednego majsterkowicza, który w XX w z wieczka po PRAWDZIWEJ turystycznej w obozowisku takiego zastępczego noża używał.
    Ja natomiast nie raz korzystałem z tej pozostałej części puszki. Tym razem nie skleroza, tylko mało rozgarnięte panienki :-) były powodem picia herbatki "z oczkami" :-) tłuszczu. Panienki oczywiście piły "kulturalnie" z mojego kubka.
    To się nazywa spryt, strategia i odciążanie! Wystarczy ze sobą zabrać te cytowane oczka. NIE, nie te z puszki, własne! Reszta "sama się znajdzie" w terenie, ale oczka muszą być "prima sort" :-).
    Wracam do puszek ("ty stary capie, oczka ci się marzą"), taaa każdemu coś się tam marzy to i krzakowemu łazędze tyż.
    Swego czasu, gdzie nie tylko panienki ale i "wujowie" mało rozgarnięci bywali, chcąc pić jak "biały człowiek", zabierałem puszkę groszku konserwowego (patrz: STRATEGIA). Kształt puszki korzystniejszy, za to wieczka (rozmiar) mniej :-).
    Tego już dobrowolnie (taaa , zahipnotyzowany!) :-) oddawać nie musiałem. Ale i tak 1 kubek służył kilku osobom a puszka tylko mnie*.
    *Może to dla niektórych nieistotne, ale ja nie miałem nigdy żadnych problemów zdrowotnych, związanych z piciem z 1 naczynia przez wiele osób (strategia).
    Dziki z puszki "po" wydobył by dużo więcej niż się komuś wydaje. To po prostu blacha, więc można dowolnie ją kształtować.
    Ja najczęściej korzystałem (jak już) z tych po konserwie 300g stalowej.
    Ach, przypomniałem sobie! Miłośnicy kawy, nakrywali sobie wieczkami zaparzany napój.
    Jeśli ktoś miał przy sobie taki sprytny turystyczny chwytak do gorących pokrywek, menażek (tzw. "dziwka") to dodatkowe naczynie w obozowisku w postaci opróżnionej puszki, było dużo chętniej używane do gorącego.
    Pies

    OdpowiedzUsuń
  2. Puszka, kumie powiadacie ... ? Ano, puszka.
    Zebrało mi się na wspomnienia? Ano, zebrało.
    Pamięć skojarzeniową mam ci ja, jak wejdę na temat, to później "jak diabełki z pudełka" wyskakują podobne historie. W czasach gdy "nie można było dostać pizzy w pierwszej lepszej wsi" i prowiant woziło się w 100% z domu. Koledzy ze środowiska "łoili skały" a ja przygodnie przemierzając teren właśnie ich mijałem.
    Moim oczom ukazała się, niemiłosiernie ZMALTRETOWANA puszka konserwy.
    Pełna! Chłopcy nie mieli otwieracza ani noża :-). Każdy liczył na innych i każdy się przeliczył. Nikt pod skałami nie miał tego sprzętu. Po co brać i nosić, pożyczy się :-) , no i jakoś "samo się" nie pożyczyło :-), no co za pech!
    Poratowałem, użyczyłem noża, WYŚMIAŁEM i powędrowałem dalej. Ale sobie pojedli, 1 konserwa na 5. Bo przecież mogli nawet tyle nie zjeść.
    Teraz inne czasy, po pierwsze, puszki są już granaty :-) (bo z zawleczką).
    W niedzielę (przynajmniej w sezonie) można zjeść i kupić żywność, no i samochodów przybyło tak x 10. Auto wszystko powiezie a i do lokalu można podjechać jakiegoś coś przekąsić i wrócić.
    Z pewnością ten numer nie przejdzie w górach, ale są i doliny :-).
    Ach puszka. No to przypomniało mi się, jak zrobiłem "w konia" sępów. Chcieli się podłączyć do mojej konserwy, ale przekonałem, że jak skończę jeść tą, to im sprezentuję inną całą. Wygrzebałem z plecaka i wręczyłem puszkę-suvenir z powietrzem z Paryża :-). L'air de Paris. Smacznego chłopaki! :-)
    Pies

    OdpowiedzUsuń