Z założenia miała ta być jednoosobowa, lekka łódka do szybkiego wykonania w terenie, taką którą można sobie popływać po spokojniejszych wodach, o szkielecie z giętkich prętów leszczyny lub innych gatunków drzew, z poszyciem z plandeki budowlanej, łatwa w zrobieniu i demontażu, o minimalnych kosztach.
Nie miałem szczegółowego planu budowy, pojawiające się problemy miałem rozwiązywać na bieżąco, pewnego pięknego kwietniowego poranka, pełen optymizmu, wyruszyłem do lasu.
W plecaku, prócz butelki wody i suszonych owoców głogu, miałem plandekę, siekierkę, nóż, taśmę klejącą, sznurek i aparat foto by uwiecznić swoje poczynania.
Cała konstrukcja powstała z prętów leszczynowych (za wyjątkiem wiosła), do związywania miałem gdzieś znaleziony, używany, biały sznurek, więc mnie nic nie kosztował, do klejenia plandeki zastosowałem srebrną taśmę, był to jedyny poniesiony koszt. Poszycie powstało z zielonej, średniej grubości plandeki budowlanej 2x3m używanej przeze mnie jako zadaszenie w terenie podczas noclegu, miało kilka małych wypalonych dziurek od iskier z ogniska, więc nie było mi szkoda poświęcić jej do eksperymentów.
Wielkość plandeki wymuszała wielkość kanadyjki, nie mogło być inaczej, plandeka miała służyć jednocześnie jako zadaszenie podczas noclegu i do budowy kanadyjki, chciałem sprawdzić czy to możliwe.
Miejsce na zrobienie kanadyjki wybrałem w leszczynowym zagajniku, w którym nie brakowało prostych prętów jakie potrzebne mi były na konstrukcję, niestety było oddalone kilkaset metrów od wody na której później testowałem kanadyjkę. Bliżej nie było odpowiedniego materiału, bobry które zrobiły zalewisko na na łące ścięły w pobliżu wszystkie możliwe do wykorzystania zarośla wierzb i leszczyn.
Budowę zacząłem do wycięcia dwóch grubszych gałęzi długości przekątnej plandeki, jest to optymalny sposób jej wykorzystania, końce prętów mocno związałem sznurkiem, sprawdziłem długość.
By uzyskać właściwą szerokość kanadyjki wyciąłem dwie gałęzie, jeden koniec każdej z nich był rozwidlony a z drugiego naciąłem zagłębienia, którymi rozparłem wcześniej związane pręty, dodatkowo wszystko związałem.
Następnie zrobiłem z giętkich prętów wręgi, cieńsze po końcach, trochę grubsze na środku, wyginałem je odpowiednio i wbijałem końce w ziemię, na przemiennie, raz cieńszym a raz grubszym końcem, od wewnątrz, w odstępach co 10-20 cm.
Gdy wszystkie wręgi miałem zrobione zabrałem się za usztywnienie całej konstrukcji, 3 podłużne pręty i mocne powiązanie wszystkiego sznurkiem, nawet całkiem sprawnie mi to poszło.
Teraz powoli podniosłem całą konstrukcję do góry, tak by końce wręg wyszły z ziemi, wręgi trochę rozprostowały się, musiałem dla zachowania szerokości kanadyjki zastosować dwa przewiązania, wcześniejsze rozpórki za luźno związałem i nie spełniały już swojej roli, teraz siły działały w przeciwną stronę. Szkielet odwróciłem na właściwą stronę i wszystkie końce wręg wyrównałem nożem, gdybym zabrał ze sobą składaną piłę było by to łatwiejsze i trwało krócej.
Dalej już było z górki, położyłem szkielet kanadyjki po przekątnej na plandece, zawinąłem brzegi do środka i zacząłem sklejanie taśmą. Tutaj przydażyła mi się mała wpadka, rozpędziłem się z klejeniem nie żałując taśmy, tak by mocno wszystko trzymało, okleiłem końce i jedną stronę, drugiej nie dokończyłem, zabrakło taśmy. Miałem jedna rolkę i powinno wystarczyć przy oszczędnym klejeniu, następnym razem dla bezpieczeństwa zabiorę dwie, następnym razem, hm....
Byłem zły na siebie, tak niewiele zabrakło do skończenia budowy, co tu teraz zrobić ?
Tak bardzo chciałem jak najszybciej przetestować to ''coś'', posiedziałem, pomyślałem i stwierdziłem, że nic mnie przed tym nie powstrzyma !
Plandeka jakoś się trzymała mimo że nie była sklejona, brzeg był tylko zrolowany i zawinięty do środka.
Kolejny etap to transport, kilkaset metrów z kanadyjką na głowie, całe szczęście że mnie nikt nie widział, facet z łódką w lesie, widok co najmniej dziwny.
Kanadyjka okazała się bardzo lekka, nie było żadnych problemów z jej przeniesieniem, kawałek przez las, kawałek przez podmokłą łąkę i wreszcie w ''porcie''.
Miejsce na próby wodne było całkiem przytulne, takie sobie rozlewisko na skraju łąki i lasu stworzone przez bobry, głębokość tam gdzie pływałem max. 1,5 m, chociaż jej czystość i temperatura nie zachęcała bardzo do kąpieli. Ja jednak pełen entuzjazmu przystąpiłem do pierwszych testów, w ręce kawałek kija do odpychania się i wsiadam na ''pokład''.
Usiadłem z podgiętymi pod siebie nogami by obniżyć jak najbardziej środek ciężkość, kanadyjka zanurzyła się ale nie tonę, nie jest tak źle, odpłynąłem dalej od brzegu na głębszą wodę, płynę !
Satysfakcje miałem ogromną, przepłynąłem kawałek i dotarłem na drugą stronę rozlewiska, tam znalazłem materiał na wiosło. W kilka minut z gałęzi okorowanej przez bobry, sznurka i dwóch płaskich wiórów obdziabanych siekierką z większej gałęzi, robię namiastkę wiosła, dalsze testy na wodzie.
Zdjęcia z pływania kanadyjką DIY niewiele pokazują, musiałem robić zdjęcia z samowyzwalaczem, zanim wgramoliłem się do łódki i odpłynąłem choć kawałek czas mijał.
Uwagi
Była to pierwsza moja ''konstrukcja pływająca'', to co sobie wymyśliłem w głowie to zrealizowałem, ogólnie jestem bardzo zadowolony. Okazało się, że z plandeki budowlanej 2x3 m można zrobić coś co będzie w stanie pływać, wielkość w zupełności wystarcza do utrzymania na wodzie jednej dorosłej osoby. Budowa trwała ok. 3 godzin, w trakcie zmieniałem niektóre rzeczy, musiałem przemyśleć poszczególne rozwiązania, mylę że następnym razem zajęło by to ok. 2 godzin, demontaż trwał 15 minut. Jedyny koszt to zakup rolki srebrnej taśmy klejącej, pozostałe materiały miałem z odzysku, nie licząc leszczynowych prętów oczywiście.
Kanadyjka jest bardzo zwrotna, lekka, łatwa do zbudowania i szybka w rozbiórce. Największym problemem podczas prób na wodzie okazała się mała stabilność kanadyjki, niewiele brakło bym zaliczył przymusową kąpiel, na większe wody nie odważył bym się wypływać. Dlatego przy budowie następnej kanadyjki zmienił bym kształt dna na bardziej płaski, możliwe jest też zwiększenie szerokości. Ponieważ zabrakło mi taśmy klejącej nie uszczelniłem poszycia, przez dziurki w plandece przesączała się woda, niewiele, mi to nie przeszkadzało. Kika dni później wróciłem i dokończyłem kanadyjkę, popływałem jeszcze trochę, na koniec całość rozebrałem i uprzątnąłem.
Genialne zdjęcia, genialny tekst. Genialny blog :)
OdpowiedzUsuńPomysł strasznie mi podchodzi, niedaleko domu mam kilka ładnych jezior leśnych z kilkoma małymi wysepkami, przeprawa zawsze się wiązała z płynięciem z plecakiem i tobołami na głowie. Nie omieszkam wypróbować...
Pozdrowienia serdeczne z survival.blog.onet.pl
Nie lukrujcie mi tak bo się głupio czuje.
OdpowiedzUsuńGratuluję, rewelacyjny pomysł i blog dla mnie nr 1 w tej tematyce. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńczad niesamowity. Gratuluję
OdpowiedzUsuńHello!
OdpowiedzUsuńJust a quick note to tell you how much your blog is great! You are very skill and this is awesome the way you share to everyone. Do you have a YouTube Channel? I'm sure the community would love to watch your videos.
Have a great day and Keep doing your great work!
www.youtube.com/channel/UCfCcMkce1k4hUYxRYygSAqw
Billy Rioux, Bushcrafter-historian
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobra ręka do pisania.
OdpowiedzUsuńCałkiem niedawno znalazłem podobną konstrukcje na Y.Tube.
Sam lubię konstruować różne rzeczy biwakowe.
Mam na ukończeniu składany piec do namiotu o wadze ok 3 - 3,5kg.
Tu wklejam link do strony z kajakiem:
https://www.youtube.com/watch?v=-wgZkWiH4DY
Rosjanie mają też dużo pomysłów i niskie budżety.
Pozdrawiam kloniu