niedziela, 20 maja 2012

Rydno 2012

Spełniło się jedno z moich małych marzeń, byłem na pikniku archeologicznym Rydno 2012.  W ubiegłym roku w tym samym czasie w którym odbywał się piknik zajmowałem się innymi, równie inspirującymi rzeczami i nie mogłem pojechać, bardzo żałowałem i obiecałem, że za rok nie odpuszczę. Zachęciły mnie do tego relacje i zdjęcia z poprzednich lat, planowałem dłuższą, kilkudniową wycieczkę po okolicach, niestety, miałem tylko jeden dzień wolny.  Ale ja tam jeszcze wrócę, okolice Gór Świętokrzyskich pełne są  niezwykle ciekawych i malowniczych miejsc o interesującej historii.

Rydno fascynowało mnie od kiedy tylko usłyszałem poraz pierwszy o tym miejscu. Dlaczego...?

Ma niezwykłą przeszłość, na obszarze rozciągającym się ok. 10 km wzdłuż rzeki Kamiennej znajdują się bardzo liczne stanowiska i kopalnie hematytu, które człowiek eksploatował już ok. 20 tys. lat temu, głównie w późnym paleolicie, u schyłku epoki lodowcowej. Ziarna hematytu były rozcierane i używane w postaci proszku lub maści do malowania ciała, powstawał piękny czerwony barwnik (ochra) symbolizujący życie, zdrowie, siłę, był bardzo cennym surowcem po który liczne ludy przybywały nawet z bardzo daleka. Na terenie Rydna funkcjonowały również warsztaty specjalizujące się w obróbce krzemienia czekoladowego z kopalń z okolic Orońska, Wierzbicy i Iłży.

Co rok na terenie rezerwatu odbywa się piknik archeologiczny poświęcony epoce kamienia, mający przybliżyć zwiedzającym wiedzę o życiu dawnych mieszkańcach tych terenów, są pokazy, filmy, różne warsztaty i rekonstrukcje.
Każdy aspekt poświęcony zagadnieniu życia mieszkańców Rydna z odległych czasów był dla mnie interesujący, nie mogłem nie pojechać, wiedzy i umiejętności nigdy za wiele.
 Na miejscu spotkałem kilka osób zajmujących się odtwórstwem życia ludzi z epoki kamienia, po krótkiej rozmowie, jako że zabrałem ze sobą materiały odpowiednie dla tej epoki, zrobiłem małe pokazy ręcznego świdra ogniowego. Warunki były bardzo trudne, silne porywy wiatru szybko rozpraszały ciepło z zebranego pyłu drzewnego, schroniliśmy się do jednego z szałasów pokrytego skórami (co za klimat), po kilku próbach uzyskałem żar. Krople potu spływały po moim czole, na dłoniach powstały gigantyczne pęcherze, musiałem solidnie namęczyć się, na kilka dni jestem wyłączony z gry. Miła niespodzianka na koniec, okazało się, że wśród widzów byli zawodowi archeolodzy, widok zdumionych twarzy jak po 10 s świdrowania uzyskuję żar bezcenny. Trzy osoby próbowało swoich sił ze świdrem z pałki szerokolistnej, dwóm z nich udało się uzyskać żar, kolejny raz dowodząc, że jest to możliwe, nawet bez wcześniejszego przygotowania.

Ja przyjechałem głownie z myślą zgłębiania technik odbijania z rdzenia długich wiórów, niestety mistrza nie było, może innym razem. Udało za to się obejrzeć trochę wyrobów, ostrza, rylce, noże, sierpy, toporki oraz surowiec, narzędzia do obróbki krzemienia i wióry. Zachwyciłem się najbardziej liściakiem wzorowanym na liściaku kultury świderskiej, pomyślałem, że dojście do takich umiejętności jeszcze kilka lat mi zajmie, materiału do nauki mam zgromadzonego dużo, cierpliwości też nie brakuje, gorzej z czasem i nauką nowych technik.





Bardzo ciekawe okazało się też wodowanie tratwy zrobionej z powiązanych snopków trzciny, zaskakująco duża wyporność, muszę coś podobnego zrobić.

Znów czegoś nowego się dowiedziałem, zdobyłem nowe doświadczenia i nawiązałem kontakty, być może zaowocuje to większymi projektami. Rozmawiałem z ludźmi o wspólnych zainteresowaniach, coś co łączy ludzi z różnych stron Polski, w różnym wieku, warto było przejechań tyle kilometrów dla tych chwil.

1 komentarz:

  1. Super sprawa, kilka dni, tyle rzeczy można zobaczyć i się nauczyć. Chciałbym się kiedyś na coś takiego wybrać.

    OdpowiedzUsuń