środa, 13 września 2017

Suszona i wędzona wołowina (Beef jerky natural smoked)



Szykuję prowiant na leśne wypady, na te dłuższe, jak i krótsze. Za kila tygodni wyjeżdżam też w Bieszczady. A dźwigać bez potrzeby nie lubię. Suszona wołowina to idealne rozwiązanie, pożywna, trwała, lekka i do tego smaczna.
Do tej pory wołowinę suszyłem bez żadnych przypraw czy marynowania. Zakupione mięso kroiłem w cienkie plastry i zawieszałem blisko ogniska tak, aby się ususzyło, a nie upiekło lub spaliło.


Przepis bardzo prosty, do zrobienia w warunkach leśnych. Suszona w naturalnych warunkach, sama w sobie wołowina jest smaczna.  Raz suszyłem wołowinę soloną. Do zup świetny dodatek, ale jako przekąska na szlaku już za słona, wzmaga pragnienie. Mam zrobiony zapas suszonej wołowiny, ale tym razem przygotowałem kolejną porcję, marynowaną. Przepisów na marynaty jest bardzo dużo, z rożnymi składnikami, w zależności, kto co lubi. Przepis na marynatę znalazłem w necie, jak widać  lista składników jest długa. W domu nie ma sprawy, można sobie pozwolić na takie majonezy :)
Dodatkowo, dla nadania przyjemnego aromatu, mięso pod koniec suszenia lekko uwędziłem w dymie ogniska.

Składniki marynaty:
3 cm kawałek imbiru
5 ząbków czosnku
1 cebula
1/3 szklanki sosu teriyaki
1/3 szklanki sosu sojowego
1/3 szklanki sosu Worchestershire
sok z 1 limonki
1 łyżka miodu
1 łyżeczka mielonego pieprzu
1 łyżka mielonej papryki (można dodać też odrobinę chili jak ktoś lubi na ostro)


Chudą wołowinę (albo jeszcze lepiej dziczyznę) lekko zamrażamy, wtedy  łatwej będzie nam ją pokroić w cienkie 0,5 cm plastry. Wszystkie składniki marynaty rozdrabniamy blenderem, przelewamy do miski. Umieszczamy w niej mięso, dokładnie podlewamy całość, zakrywamy folią i odstawiamy do lodówki na dobę. Kolejny etap to już suszenie. Większość osób suszy wołowinę w piekarniku, jak mam możliwości to jednak sam wybieram naturalne sposoby, wiatr i ciepło ogniska.


Zmieniłem też sposób zawieszania mięsa. Do tej pory zawieszałem go na cienkich patykach drewnianej konstrukcji nad ogniskiem. Wadą takiego sposobu jest to, że w miejscu gdzie mięso styka się z drewnem nie schnie najlepiej. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest nadzianie na cienkie patyki kawałków mięsa, wtedy równomiernie schnie i się wędzi.


W najbliższym czasie zamierzam uwędzić jeszcze jabłka i sery. Gdyby ktoś miał ochotę spróbować, to zapraszam na zlot: Poza cywilizacją. Spotkanie w klasycznym stylu.
Prócz wędzenia będzie między innymi gotowanie na ogniu w glinianych naczyniach, obróbka szkła i krzemienia, techniki ogniowe. Więcej informacji w podanym linku.

2 komentarze:

  1. Zawekował bym i tyle.
    No dobra, ta hamerykańska, co ją nam wciskają w małych paczuszkach zapakowaną, piekielnie droga.
    Można więc "poWilsonować" sobie z wołowinką, mieć w zapasie takie to to, obok turystycznej & gulaszu angielskiego. Ale sporo czasu potrzeba. Pies

    OdpowiedzUsuń
  2. Przymierzam się do wędzenia. Więc pomyślałem sobie o suszonym chudym mięsku (mała porcja, tak przy okazji) na próbę.
    Zawsze porównuję ceny "gotowców" z surowcem, nie licząc przy tym robocizny, bo to wszak ma być "przyjemność" związana z przetwarzaniem. Pominę tą, wątpliwą przyjemność. Liczy się wszak efekt, w postaci posiadania tego pożywienia, które ma być użyte w terenie.
    Więc, spojrzałem jakie ceny oferuje handel (na chybił trafił). Drogo!
    Militaria.pl - 25g za 10 zł - 40/100g (9,99 - ale idiotą nie jestem)
    Militaria.pl - 60g za 23 zł ~38,3/100g
    Militaria.pl - 100g za 36 zł - widać
    Militaria.pl - 250g za 86 zł - 34,4/100g
    Oczywiście jak ktoś "nie ma nóżek' to mu za kasę przyślą do domu.
    Suszonego nie zjem, ot tak "z marszu", mogę dodać do kociołka itd.
    Produkt jak najbardziej zdatny do dłuższego przechowywania, ALE czy wygodny?
    Piszę za siebie - NIE!
    Bez płacenia grubej kasy za przesyłkę i udawania się do wyspecjalizowanych sklepów, pójdę sobie do "jakiejś tam" sieciówki i kupię konserwę mięsną dobrej jakości 300g za 8 - 10 zł! Gotowa do zjedzenia zaraz po otwarciu.
    Susz/liofilizaty, dobre na wyprawy wysokogórskie, gdzie liczy się każdy kilogram, a woda w postaci śniegu/lodu jest "pod nogami".
    Suszone mięsko to ja robił będę, jak zostanę partyzantem, ale prędzej uwędzę.
    Do turystyki/ bushcraft'u czy inkszego dekowania się po krzakach, to ja przepraszam, jest to upierdliwa droga zabawa.
    Ok. jak co to ja i "żabę zjem (udka?)". Na weekend wezmę sobie jakiś gulasz angielski 300g o zawartości mięsa (czytać!) powyżej 90%.
    Pamiętam: Wilson poświęcił się! W sklepie drogie jak s-sen, produkcja długa i upierdliwa.
    Nie "pogięło" mnie na wegetarianizm, ale jak już "będę musiał" to kupię sobie paczkę kotletów sojowych 100g ~ 3 zł (i mam to samo! o ponad 30 zł taniej).
    Jak upierdliwe = suche, to proszę, ponad 10 x więcej za tą samą kasę.
    O gustach nie ma co dyskutować, skoro krzaki, "przeżycie" i co ino.
    Obym żuć tego nie musiał a tym bardziej robić z potrzeby.

    A jakieś tam Jerky, niech sobie jedzą psy inne, na przykład Ratlerki! Pies

    OdpowiedzUsuń