Ufff... Pomimo, że czasami brakowało czasu na pisanie, to jednak szczęśliwie dobrnąłem do końca. To już ostatni wpis z cyklu roku poszukiwacza roślin. Grudniowy wpis kończy kalendarz zbiorów.
Przez ten rok, miesiąc po miesiącu zamieszczałem zdjęcia zbieranych roślin. Nawet gdy było ciężko wyjść z domu, bo śnieg i mróz, i znaleźć w terenie cokolwiek co nadawało by się do zjedzenia, to jednak zawsze coś tam znalazłem. Udowodniłem, że można, da się.
Zdjęcia nie miały służyć do nauki rozpoznawania, a tylko pokazać możliwości i zainteresować czytelników. Zobrazować to, co zbieram, bogactwo świata dzikich roślin jadalnych. Nawet jak przez kilka miesięcy zbierałem tą sama roślinę, to starałem się pokazać różnorodność. Co w danym okresie warto zbierać, sezonowe smakołyki. I tak dla przykładu obok ziela pokrzywy, zbieranego od wiosny do zimy, znalazły się również jej nasiona. Obok korzeni pałki zbierałem jej kolby i pyłek. Liście buka i bukiew. Sok z brzozy i gałązki. Wymieniać tak można by było bardzo długo, a i tak zapewne nie wyczerpię tematu. Jest tak z kilku powodów. Zmianie ulega stan naszej wiedzy, smaki i okresowe mody na daną roślinę, nasze potrzeby, możliwości zbioru, zasobność zbiorowiska i jeszcze wiele innych. Sam co roku zbieram coraz więcej, próbuje nowych roślin. I gdybym za rok przyszło mi wymienić rośliny, to lista będzie dłuższa.
Zdecydowana większość roślin jadalnych, które uda mi się nazbierać w terenie trafia w stanie świeżym do garnka. Tylko nieznaczną część zabieram do domu celem przetworzenia do późniejszego użycia. Tym razem zamieściłem jedno zdjęcie, ale dotyczące zbiorów pośrednio. To co widać na zdjęciu, to niewielka część moich zimowych zapasów przygotowanych z dzikich roślin. Cześć, bo nie mam możliwość by pomieścić wszystko na zdjęciu. Niektóre z wcześniejszych zbiorów i tak już zużyłem.
Dzień krótki, ale przecież można wcześniej wstać, szybciej iść, zrywać czy kopać. Jest jeszcze co zbierać.
Lista roślin:
babka - liście
barszcz zwyczajny- liście, korzenie
berberys - owoce biedrzeniec - liście, korzenie
bluszczyk kurdybanek -liście
borówka - liście
bylica - liście
chmiel - korzenie
chrzan pospolity - korzenie
cykoria podróżnik - liście, korzenie
czyściec błotny - korzenie
dzwonek - korzenie
gorczycznik - liście
gwiazdnica pospolita- liście
jałowiec pospolity - owoce
jasnota - liście
jeżogłówka - korzenie
jeżyna - pędy
jodła - pędy
kalina - owoce
koniczyna - liście
krwawnik pospolity - liście
łączeń baldaszkowy - korzenie
łopian - korzenie
macierzanka - liście
malina - pędy
marchew zwyczajna - liście, korzenie
mniszek - liście, korzenie
oset - liście, łodygi, korzenie
ostrożeń - podobnie jak oset
pałka - młode przyrosty, korzenie
pasternak - korzenie
perz - kłącza
pięciornik gęsi - korzenie
pokrzywa - liście
poziomka - liście
rdest - liście, nasiona
rozchodnik wielki - korzenie
rukiew - liście
rzeżucha - liście
sitowie - korzenie
sosna - pędy
stokrotka - liście, kwiaty
szczaw - liście, nasiona
szczawik - liście
śliwa tarnina - owoce
świerk - pędy
świerząbek bulwiasty - bulwy
tasznik pospolity - liście
topinambur - bulwy
trzcina - korzenie
wiesiołek - korzenie, nasiona
żurawina - owoce
Co to za naleweczki ?? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiśnia, malina, czeremcha i pigwa. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeszcze wielu roślin dziko rosnących, tu opisanych, nie rozpoznaję. Niektóre rosną w miejscach, z których ich nie pozyska się, bo skażone. Nie narzekam, bo co sezon, o coś nowego poszerzam zbiory.
OdpowiedzUsuńJestem mile zaskoczona smakiem rdestu ostrogorzkiego. Fajna roślina przyprawowa.
Przeglądam tego bloga od jakiegoś czasu, ale nie natknęłam się na wpis o zabezpieczaniu się przed kleszczami. Już ogarnia mnie rozpacz, bo pójdzie do lasu 10 osób i tylko ja przywlokę na sobie kleszcze. :(
Bożena
Nie pisałem o zabezpieczaniu się przed kleszczami. Mój sposób to po prostu oglądanie powierzchni ubrań w trakcie wędrówki po lesie. Po powrocie obowiązkowo dokładne oględziny całego ciała. To wszystko.
OdpowiedzUsuńŁadna spiżarenka. Mam przeczucie, że prawdziwa jest dużo bogatsza.
UsuńCo do zbiorów w terenie, to ja również większość zjadam w terenie. Przynoszenie/przywożenie do domu wiąże się później z czasem jaki trzeba poświęcić na przeróbkę. Charakter wyjazdu i okoliczności też weryfikują sens zbioru do przeróbki w domu.
Nie odniosę się do konkretnych składników bogatej listy, napiszę tylko, że nie wszystko jest sens konserwować i przerabiać na później.
Ja mam kilka dzikich roślin, które konserwuję co roku, inne co jakiś czas, jeszcze inne tylko 1 raz na próbę, żeby wiedzieć (dla siebie) co to warte i "Rozpoznać bojem" sposób przerobu i wartość przetworu.
Nie jestem Wilsonem, nie mam takiej cierpliwości, czasu tyle też na "dłubanie", więc niektórych działań z założenia nigdy się nie podjąłem a inne odkładam na potem. Ale nikomu prób nie odradzam, kwestia tego czasu, którego mnie OSOBIŚCIE brakuje.
W 1 wakacje przywieźliśmy z 30 słoików zaprawionych grzybów. Wśród nich sporo litrowych i półlitrowych. Jechaliśmy busikiem, więc było czym wozić i 100 też byśmy dali radę. No ale nie wiem, czy byłem do końca zadowolony z 2 tygodni chodzenia z nosem przy ściółce. Wieczorem z zestawem browarów to ja trzymałem wartę przy garze (pasteryzacja).
Część była zjadana, najlepsze do słoików, i tak non stop i zmiana rejonu i od nowa: "O las, zerkniemy, jak tam z grzybkami?".
Chyba bym nie chciał powtórzyć tych wakacji, grzyby mi się śniły.
Zabrakło równowagi, ale przy nadmiarze bogactwa w terenie można się pokusić na rozsądną przeróbkę, jeśli nas czas nie ogranicza. Ach, na tylnej szybie suszyły się też grzybki na sznurku!
Rozpisałem się. Dobrze zorganizowana spiżarnia daje nam jednak większą niezależność, wyrabia zmysł organizacji i gospodarność.
Po jakimś czasie jest to takie "Perpetum mobile", sezon po sezonie, rok po roku, urodzaj po urodzaju i BACH nieurodzaj. A my dobrze gospodarując, dostosowujemy zużycie zapasów, bo: MAMY JE ! Preppering. Pies
Kolejna jesień i czas obfitych zbiorów.
OdpowiedzUsuńDawniej był to "gorący okres" przygotowań zapasów przed okrutną i bezwzględną zimą. Jeszcze za czasów komuny, piwnice w miastach zapełniały się ziemniakami, ludzie kisili kapustę i ogórki w beczkach!
Teraz mało kto tak robi (nie preppersi) bo hiper i super powstało jak grzybów po deszczu, "więc po co?".
A' propos grzybów. Może tu jeszcze w narodzie duch nie zaginął i susz oraz słoiczki z marynowanymi zapełniają spiżarnie obok ogórków konserwowych.
Słyszę od rodziny i znajomych, że wszystko jest w "markecie" (nie lubię tego wyrazu, jest obcy kulturowo) i szkoda im czasu na przetwory (wolą telewizory!).
Babcie przekazały mamom, te zaś nielicznym córkom (mam na myśli miasta!).
Większości wydaje się, że ta sielanka będzie trwała w nieskończoność.
Wystarczy tej ideologii.
Wilson pochwalił się swoimi dzikimi przetworami (nie z :-( marketu), czyli za 0 zł.
Kosztem nie obejrzanych tasiemców, gdzie "wszyscy z wszystkimi" (np. łączą się w "bólu", choć tego nie widać :-) ). Czyżby zanikał u większości społeczeństwa zdrowy rozsądek? Ach, przepraszam, zapomniałem się!
Tak, te przetwory.
Też się trochę rozleniwiłem i staram się oszczędzać czas. Robię przetwory w postaci półproduktów, które nie wymagają wielu godzin i żmudnej czasochłonnej pracy. Surowiec też wybieram "łatwy" ale czasem robię coś extra w skali mikro, co nie "zjada" aż tyle czasu bo w małym słoiczku.
Początkujący nie muszą się "rzucać z motyką na słońce", lecz zrobić 1-2 słoiczki, potem czegoś innego znów i za parę dni znów (lub co weekend). W ten sposób trochę pełnych słoiczków się uzbiera. ALE trzeba wcześniej mieć te puste, wymyte, oraz czyste wyparzone zakrętki! Może nawet ktoś ma jeszcze stare słoiki WECK'a, ale gumki do nich muszą być nowe (elastyczne).
Oczywiście jest jeszcze suszenie i kiszenie!
Ta ostatnia metoda konserwacji bardzo mi przypadła do gustu i gorąco polecam jako mniej fatygującą od słoikowania. Oczywiście kwestia rodzaju i ilości surowca też ważna, no i gospodarka pojemnikami.
Celowo nie podaję produktów/surowców, bo każdy natrafi w terenie na obfitość czego innego, nie mówiąc już o gustach smakowych.
Robię też "hybrydy" - przetwory z udziałem roślin dziko rosnących oraz takowe kiszonki.
Naprawdę nie warto się mordować z czymś upierdliwym, natomiast polecam surowiec łatwy w zbiorze i przetwarzaniu. Te fatygujące po 1 lub 2 małe słoiczki jako próba. Półprodukty mają ten plus, że można z nich zrobić wiele różnych potraw. Minusem jest to iż nie jest to danie/przekąska gotowe.
Mniejsza fatyga jest z nasionami, te tylko suszymy i pakujemy w pojemniki bez pasteryzacji i innych upierdliwości a potem stopniowo zużywamy.
Napiszę tak: to potrafi wciągnąć i uzależnić jak jakaś używka albo co gorszego.
Kwestia podejścia do rzeczywistości i rozwinięcia pasji. Mnie wciągnęło już "po uszy" i dobrze mi z tym. Co roku robię kilka pojedynczych słoików tzw. eksperymentalnych i oceniam później przydatność zawartości na przyszłość.
To ma bawić, uczyć i przy okazji zabezpieczać na potem.
Ludzie mieszkający na wsi są w korzystniejszej sytuacji (bliżej przyrody itd), ale bez przesady. Ja mieszczuch nie widzę przeszkód nie do pokonania. Oczywiście są ograniczenia (każdy ma inne), które psują mi koncepcję, ale idę w tym kierunku gdzie łatwiej. To samo jest z surowcami do spiżarni i przerobu.
Samo to tylko zgnije albo się obali, trzeba podwinąć rękawy i pobrudzić palce.
Pies