Sobotni poranek przyjemnie mnie zaskoczył, za oknem było biało. Spakowałem szybko graty i popędziłem do lasu, zanim śnieg stopnieje :) Warunki pogodowe ogólnie były paskudne. Ciągłe opady topniejącego śniegu, zacinający wiatr, duża wilgotność. Nie chodziłem długo, po kilku godzinach nieprzedzierania się przez krzaki, wiatrołomy, bagna i śnieg chciałem odpocząć. Znalazłem dogodne miejsca na rozwieszenie plandeki w sosnowym młodniku, później zbieranie materiału na posłanie i ognisko. Wszystko było mokre, ociekało wodą. Posłanie przygotowałem z brzozowych witek, pędów malin i trzciny. Na to rzucona kurtka i nie było źle. Połupałem gałęzie sosnowe i zastrugałem pukli drzewnych. Izolacja od wilgotnego podłoża, brzozowa kora, drewniane strużyny, cierpliwości i mam ogień. Mogę ogrzać zmarznięte dłonie i się wysuszyć.
Gromadzę opał, suszę, na ognisko wstawiam czajnik z wodą na herbatę.
Siedzę pod plandeką i obserwuję podlatujące bardzo blisko rudziki, sikorki i gile. Mam wrażenie jakby one też chciały się schronić pod moją plandeka i ogrzać przy ognisku.
Kilka tygodni wcześniej zebrałem kilka litrów soku klonowego i przerobiłem go na syrop. Gdy spadł śnieg wpadł mi do głowy pomysł, aby z tego syropu zrobić leśne słodycze. Syrop przelałem do garnka, wstawiłem nad ognisko i odparowywałem jeszcze bardziej go zagęszczając. Na małym ogniu, powolusieńku. Kolejnego dnia proces kontynuowałem.
Kilka tygodni wcześniej zebrałem kilka litrów soku klonowego i przerobiłem go na syrop. Gdy spadł śnieg wpadł mi do głowy pomysł, aby z tego syropu zrobić leśne słodycze. Syrop przelałem do garnka, wstawiłem nad ognisko i odparowywałem jeszcze bardziej go zagęszczając. Na małym ogniu, powolusieńku. Kolejnego dnia proces kontynuowałem.
Sobotni wieczór upłynął mi na piciu gorącej herbaty i struganiu łyżek z brzozowych gałęzi. Dawno tego nie robiłem, a bardzo lubię. Taka pogoda ma też swoje zalety :)
W nocy nieco na minusie, przestało wiać i padać. Rano błękitne niebo i cudowna, słoneczna pogoda. Trzeba się spieszyć z lizakami, bo na skraju lasu już wiosna;)
Klonowy syrop zagęściłem ile się dało uzyskując płynny karmel. Słodki, pachnący, jasno brązowy, bardzo smaczny i gorący. Gdy przestygł, ale był nadal płynny wylewałem go porcjami na ubity zmarznięty śnieg i wsadzałem brzozowy patyk.
W nocy nieco na minusie, przestało wiać i padać. Rano błękitne niebo i cudowna, słoneczna pogoda. Trzeba się spieszyć z lizakami, bo na skraju lasu już wiosna;)
Klonowy syrop zagęściłem ile się dało uzyskując płynny karmel. Słodki, pachnący, jasno brązowy, bardzo smaczny i gorący. Gdy przestygł, ale był nadal płynny wylewałem go porcjami na ubity zmarznięty śnieg i wsadzałem brzozowy patyk.
Po chwili syrop tężał i miałem leśne słodycze. Lizaki! Pyszne, karmelowe lizaki z klonowego syropu własnej produkcji. Zrobiłem kilka. Bałwanowi też dałem spróbować ;)
Lizaki na brzozowych gałązkach mają jeszcze jedna zaletę. Po zjedzeniu słodyczy gałązki można wykorzystać do czyszczenia zębów, zamiast szczoteczki.
Lody robi się podobni tyle, że syrop klonowy miesza się ze śniegiem i ugniata gałkę ;) Nie zrobiłem niestety zdjęć, sorry, taki mamy klimat ;)
Do wykonania leśnych słodyczy z klonowego syropu, lizaków i lodów, konieczne są odpowiednie warunki, czyli śnieg i mróz.
Dzień już długi. Dokończyłem niespiesznie struganie łyżek przy dziennym świetle.
Do wykonania leśnych słodyczy z klonowego syropu, lizaków i lodów, konieczne są odpowiednie warunki, czyli śnieg i mróz.
Dzień już długi. Dokończyłem niespiesznie struganie łyżek przy dziennym świetle.
Coś tam zjadłem, napiłem się herbaty, zwinąłem obóz i poszedłem tropić zwierzynę. Chodziłem długo tego dnia. Patrzyłem, słuchałem, oddychałem, wietrzyłem umysł. Tego mi potrzeba.
Na śniegu doskonale widać tropy. Łoś, jego sierść i ślady legowiska, można odczytać skąd i gdzie poszedł, jak szybko się poruszał, czy to samiec czy samica, w jakim wieku i kondycji.
Ogryzione przez jelenie pnie topoli, dołem i większymi kawałkami zajęły się bobry. Słychać koguta bażanta, przebiega rudel saren.
Zauważyłem na zdjęciu siekierkę Lesznera. Jak się ona sprawdza w praktyce: ostrość, jakość osadzenia żeleźca, ergonomia? Bo cena nie dla biedaków ale profil i ręczna robota kuszą.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się sprawuje. Nie zamienił bym na żadną inną. Zero luzów przy obsadzie po kilku latach intensywnego użytkowania. Jedyny mały minus to niewielkie wyszczerbienia ostrza.
OdpowiedzUsuńZnaczy ciut przehartowana lub przypadek/nieuwaga w trakcie użytkowania.
OdpowiedzUsuńDobrze znać opinię użytkownika. Reklamie ani jednej nie wierzę, choćby ją sam PAPA reklamował. Dzięki za opinię. Pies
Tak mnie ta siekierka "zahipnotyzowała" że rękodzieła nie pochwaliłem.
OdpowiedzUsuńPrzyszłościowo sugeruję skorzystać z soku klonu jesionolistnego. Wyczytałem jakoby sok jesionolistnego zawierał więcej cukru od cukrowego! W dodatku u nas zaczął być traktowany przez przyrodników jak chwast.
Łatwo się rozsiewa, ma kiepskiej jakości drewno i wymknął się spod "kontroli".
Można więc dzikusy bezkarnie "doić", aby ograniczyć ekspansję. Pies