Od dłuższego już czasu myślałem o wiklinowym koszu do przenoszenia ładunków, takim prymitywnym, historycznym i jednocześnie koszernym :) Koszu na tyle dużym, by można było zapakować cały sprzęt na wyprawę, tak jak do tradycyjnego plecaka.
W ubiegłym roku miałem małe problemy z zebraniem odpowiedniej ilości materiału, poza tym wiklinę zużyłem na inne wyroby. Na początku tego roku w trakcie wędrówek po okolicy znalazłem nowe miejsce, gdzie rośnie dużo przepięknej, kolorowej wikliny. Naciąłem cały snop wiklinowych witek i zabrałem je do domu.
Kosz zrobiony jest z wiklinowych witek kilku gatunków wierzb. Na początku wygiąłem dwie długie, grubsze gałęzie w kształt litery U i związałem je ze sobą. Kolejno oplatałem żebra i dodawałem nowe w miarę jak kosz się powiększał. Wierzbowe witki są bardzo plastyczne, bez problemów nadałem mu kształt taki, jaki mnie interesował. Jednego wieczora zanadto się rozpędziłem, tak dobrze szło mi wyplatanie kosza, musiało go później zmieszać.
Kosz jest w przekroju owalny, rozszerza się ku górze, od strony pleców bardziej płaski tak by dobrze przylegał i nie uwierał podczas przenoszenia cięższych ładunków. Brzeg kosza wzmocniłem oplotem z jelit, po wychynięciu trzymają dużo lepiej niż rzemień czy sznurek. Szelki 5 cm szerokości wyciąłem z miękkiej skóry jeleniej, na końcach są porobione ograniczniki z kilkucentymetrowej długości gałązek. Dzięki temu, że kosz jest wypleciony z wierzbowych witek, pomiędzy którymi są wole przestrzenie, to miejsce mocowania szelek mogę zmieniać. Daje mi to możliwość zmiany wysokości zawieszenia, szerokości jak i długości samych szelek. Planuję jeszcze od góry zrobić odpinaną klapę z kawałka skóry by z kosza nic mi nie wyleciało.
Kosz nosi się przyjemnie, nic nie uwiera, nie jest ciężki. By przetestować jego wytrzymałość załadowałem do jego wnętrza ok. 30 kg krzemienia i chodziłem z takim obciążeniem, nic się nie działo złego. W normalnych warunkach nie planuję przenosić większego obciążenia jak 10-15 kg. Kosz powstał głownie z myślą o pokazach historycznych, ale też chcę z niego korzystać podczas zbiorów roślin, warsztatów czy imprezach nawiązujących do tradycyjnego bushcraftu.
Świetny ten kosz, super pomysł i naprawdę wygląda jak historyczne cacko, podziwiam. Serdeczności moc ślę :).
OdpowiedzUsuńZabiłabym za taki kosz, nie znoszę chodzić na zakupy z reklamówkami.
OdpowiedzUsuńAlbo może trzymałabym w nim pranie, na modłę domu o rustykalnej duszy.
Jakbyśta uskutecznili produkcję, to proszę dać znać.
Miałam kiedyś podobny na warzywa w piwniczce, ale pozbyłam się go...
OdpowiedzUsuńZainwestowałam w kosz na pranie na stronie www.koszyki.net.pl i jestem zachwycona. Wygląda cudownie.
OdpowiedzUsuńJa tu widzę coś o co WALCZĄ wszyscy najdrożsi producenci plecaków. Mógłbym ogłosić konkurs z nagrodą, ale to nie mój blog. A i po co? Zatem, napiszę: wentylacja pleców. Nawet jak nie nosimy plecaka, przy wysiłku plecy nam się pocą! Fizjologia. Nawet najdroższe systemy świata, nie przebiją wentylacji wiklinowego kosza (nie piszę o KOMFORCIE NOSZENIA). Jak już (kiedyś) technologia "przechytrzy" naturę to CENA zabije! Pies
OdpowiedzUsuń