Wybrałem się na zachodnią stronę Małopolskiego Przełomu Wisły. Dwa wiosenne dni spędzone w okresie największej suszy jakąkolwiek w życiu pamiętam. Wędrowałem brzegiem Wisły od wioski do wioski obserwując życie mieszkańców i okoliczną przyrodę. Krótki czas na chwile odpoczynku i robienia tego, co się lubi najbardziej. Gdyby można było tam już tak pozostać? Zmartwienia pozostawione w samochodzie. Bliżej natury, wiosenne ciepło, świeża zieleń, odurzający zapach kwitnącej czeremchy, hałasujące ptactwo i spokój płynącej rzeki.
Szukam ciągle dogodnego miejsca do obozowania przez okres 1-2 tygodni. Najwięcej czasu spędziłem na jednej z wysp, do której dotarcie przy bardzo niskim poziomie wody w rzece nie stanowiło żadnego problemu. Wody po kolana a czasem i mniej. Obóz założyłem w pobliżu ostrogi na wysokim piaszczystym brzegu. Dobre miejsce dla wędkarzy i takich osób jak ja. Pierwszy dzień spędziłem na marszu i poznawaniu okolic. Drugi dzień upłynął mi na pracach w obozowisku. Zajmowałem się różnymi rzeczami. Ćwiczyłem przeprawy prze rzekę i jej dopływy. Skręcałem sznurki z łyka berberysu, robinii i wierzby. Gdy już miałem sznurek, to zrobiłem łuk ogniowy z wierzby i nieciłem ogień. Później świder ręczny z bitem. Znalazłem dużo kory topolowej i strugałem spławiki. Próbowałem wędkować, a że moje umiejętności na tym polu są niewielkie, więc i efekty były mizerne. Upieczona nad ogniskiem ryba uzupełniona liśćmi głogu smakowała wspaniale. Znacznie lepiej mi poszło ze zbieractwem. W ten sposób pomnożyłem plecakowe zapasy żywności. Przyzwyczajam organizm do odmiennej diety. Niskokaloryczna, bogata w błonnik, witaminy i minerały. Cel to 100 % dzikusów przez tydzień. Zbieractwo, łowiectwo i prymitywizm. Nie uprzedzajmy jednak faktów :)
Poszukiwałem roślin użytecznych do innych celów niż spożywcze. Było trochę tropienia zwierzyny i obserwacji ptactwa. Dni są teraz długie i można dużo zrobić. Kilka godzin poświeciłem obróbce skał i testowanie wytworów. Na miejscu znalazłem opoki, granity, piaskowce kwarcytowe i kilka innych skały, którymi umocnione są brzegi rzeki. Z kawałka opoki zrobiłem docisk do łuku ogniowego. Miękka skała w którą łatwo obrabiać i jako materiał na docisk sprawuje się dobrze. Jeden większy kawałek piaskowca kwarcytowego rozbiłem na mniejsze fragmenty o ostrych krawędziach. Trudno się go obrabia ale daje całkiem ostre krawędzie.
Uzdatnianie wody czerpanej z Wisły oraz z jej starorzeczy, gdzie woda wizualnie wydawała się czystsza, jest dla mnie niezbędne. Zrobiłem wszystko zgodnie ze sztuką, ale trudno bez badań określić na ile tak przefiltrowana woda jest czysta i zdatna do picia? To, że piłem tą wodę i nic mi nic jest, nie świadczy o sukcesie. Jeśli mam taką możliwość, to staram się czerpać wodę nie bezpośrednio z Wisły ale z odizolowanych starorzeczy. W trakcie wędrówki korzystałem też kilka razy z wykopanych przez człowieka dla zwierząt małych oczek wodnych. Po przefiltrowaniu wody przez warstwy węgla drzewnego, piasku i rumoszu wapiennego uzyskałem wodę, która smakowała prawie jak nałęczowianka :) Następnym razem chciałbym zbudować filtr złożony z kilku sekcji o większej efektywności oczyszczania. Kolejny krok to wykorzystanie wyłącznie naturalnych materiałów do budowy takiego filtra. Na polu uzdatniania wody mam duże braki i chciałbym je w tym roku nadrobić.
Wyjazd miał też swoje mniej przyjemne oblicze. Na samym już początku wędrówki musiałem ''pozbierać złom''. Wzdłuż wąskiego kanału łączącego staw z Wisłą znalazłem rozstawione sidła na bobry. Takie same znalazłem też dalej już nad samą Wisłą. Bardzo dużo śladów po wypalaniu traw, tzw. ''sprzątaniu'' i pożarach lasów. Góry śmieci, brudna woda i susza. Mimo tego wszystkiego potencjał otoczenia Wisły do realizacji moich bushcraftowych pomysłów jest ogromny. Już nie ciągnie mnie tak bardzo do lasu, w góry czy nad jeziora, ale właśnie tutaj.
Poniżej krótka prezentacja stworzona ze zdjęć.
Co za zielsko trzymasz na dłoni? Tasznik? (w tle...). W pierwszej chwili pomyślałam o sałacie jadowitej albo kompasowej - pełno tego u nas. I drugie pytanie: co to za roślina zaraz po czosnaczku?
OdpowiedzUsuńA tak poza tym i ogólnie: zazdroszczę:)))
Na dłoni tasznik, po czosnaczku szczaw.
OdpowiedzUsuńMiły wypad.
OdpowiedzUsuńWedług mojej wiedzy i doświadczenia węgiel trzeba rozetrzeć na proszek by woda możliwie jak najdłużej przepływała przez tę warstwę. Podobnie pewnie z tymi kamykami. Jak najdrobniejsze będą najlepsze. Dodatkowo warstwa mchu by się przydała. A na samej górze piasek by można było w nim nieckę zrobić do której będzie można lać wodę.
2012-2020 wchłonąłem jak gąbka, teraz najgorsze przede mną, oczekiwanie na nowe relacje. Piękne widoki, posty nasiąknięte wiedzą, tak "niewiele" potrzeba do szczęścia. Pozdrawiam i dziękuję za dzielenie się doświadczeniem.
OdpowiedzUsuń