niedziela, 3 marca 2019
Szałas jednospadowy z pokryciem z kory
Z szałasem to był całkowity spontan. Nie miałem go w planach, nawet tych odległych. Pojechałem nad rzekę z zamiarem odpoczynku. To jedno z moich ulubionych miejsc, do którego jeździ się jak w odwiedziny do starego znajomego, aby dowiedzieć się co u niego słychać. Wiosna powoli nadchodzi. Zaglądałem do dobrze znanych mi miejscówek i sprawdzałem co z dzikich roślin można już skubać. Nazbierałem młodej pokrzywy, bluszczyku, szczypiorku, kwiatostanów leszczyny, ukopałem korzeni wiesiołka i zebrałem słoik klonowego soku. Pobawiłem się łukiem ogniowym, porobiłem trochę zdjęć do kolejnych wpisów. Po południu zacząłem się rozglądać za miejscem na ognisko, gdzie mógłbym się ogrzać i przygotować coś do jedzenia. Takie zaciszne, gdzie nikt nie zagląda i opału nie brakuje. Gdy schodziłem bliżej do rzeki i moją uwagę zwróciły trzy duże topole. Bobry je podgryzły i stały obumarłe. Zimowe wichury zdarły część kory z pni, która teraz zalegała na trawie. Pozostała była ochroną dla wyrastających ze spękań boczniaków. Gdy się do nich dobierałem okazało się że od pnia bez problemu można oddzielić duże płaty kory. Niektóre miały 3 m długości i 0,5 szerokości. Idealne pokrycie szałasu.
Takiej okazji nie mogłem przegapić. Jeszcze nigdy w czasie swoich wędrówek nie natrafiłem na takie płaty kory. Szybko podjąłem decyzję o budowie jednospadowego szałasu. Poszukałem dogodnego miejsca i przeniosłem korę. Za konstrukcję posłużyło inne przewrócone i uschnięte drzewo bliżej rzeki. Jego gałęzie tworzyły oparcie dla pokrycia z kory. Dodatkowo miałem opał w zasięgu ręki, trzcinę na posłanie i wodę. Miejsce było doskonale osłonięte i ukryte przed ciekawskimi. Miałem wystarczająco dużo kory, aby ułożyć potrójną warstwę. To najszczelniejsze pokrycie szałasu jaki kiedykolwiek zbudowałem. Jego budowa odbyła się też w rekordowo krótkim czasie. Ogólnie obozowisko i miejscówka sprzyja zamieszkaniu na dłuższy okres.
Po deszczach bezpiecznie mogłem rozpalić ognisko. Zrobiłem posłanie i ekran w kształcie podkowy wypleciony z wierzbowych gałęzi. Gorąca herbata i posiłek kończący dzień. Coraz dłuższy, bo czuć już wiosnę. Idzie nowe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak zawsze, obóz klasa! Też coś podobnego znowu za mną chodzi. No i dzisiaj byłem nad rzeką...
OdpowiedzUsuńKlimatycznie. Nic, tylko zalec z browarkiem w łapce oddając się słuchaniu szumu wiatru w trzcinie. Brak na zdjęciu Wilsona, interpretuję: Zapomniał, zreflektował się i pognał kłusem celem nabycia w wiejskim sklepiku!
OdpowiedzUsuńJa bym tak przynajmniej uczynił, mając już "prawie" wszystko co trzeba. A może wcale nie ma takiej sklerozy, tylko zwyczajnie, kopie korzonki ... ? pod piwo.
ps. Duży jest, to Mu wolno. Pies