piątek, 19 października 2012

Pomysł

Jak każda moja wyprawa, tak też ta zaczęła się od pomysłu, a zrodzi się on całkiem przypadkowo, podczas kolejnych warsztatów u Łuczaja. Wśród uczestników była osoba z PR III,  zbierała materiał do audycji radiowej i kilka osób zostało poproszonych o odpowiedzi na różne pytania, dotyczyły między innymi zainteresowań i powodów przybycia. Najciekawsze jednak było ostatnie pytanie - czy można przeżyć w lesie dwa tygodnie z tego co tam znajdziemy ? Odpowiedziałem bez wahania - ja tak. Czy nie była to zbyt pochopna odpowiedź z mojej strony, a może zostanie odebrana jako przejaw arogancji, zarozumiałości i głupoty ?
Ciekawa dyskusja na podobny temat, toczyła się później na forum reconnet.pl, kto ile dni jest w stanie przeżyć bez jedzenia w polskim lesie ? Padały różne ilości, ja swoją odpowiedzią zawyżyłem średnią, czy tym razem ponownie nie przesadziłem ?

Myślę że nie, robiłem już trwające 1, 2, max. 4 dniowe głodówki, z różnych powodów, przez ten czas nie jadłem nic, tylko woda, aktywność fizyczna na zwykłym poziomie. Znam swoje możliwości, tydzień w lesie mogę wytrzymać bez pożywienia, pod warunkiem że jestem zabezpieczony przed wyziębieniem, mam dostęp do wody pitnej i nie biegam po górach. Zakładając, że dietę uzupełniał  będę żywnością ''zdobytą'' w lesie, czas jaki mogę przeżyć, odpowiednio do wartości energetycznej pozyskanego tam pożywienia, będzie się wydłużał, może będą to 2 tygodnie, a może 6, albo jeszcze dłużej ? Niestety, zbyt wiele czynników ma to ma wpływ, bym mógł konkretnie powiedzieć jak długo, nie ma granicy ile dni ? 
Z doświadczenia wiem, że na pewno nie jest to ani łatwe, ani przyjemne, a im dłużej, tym ciężej.

I tak zrodził się w mojej głowie kolejny pomysł na wędrówkę, z którego realizacją czekałem ponad rok, wielkie marzenie mogło nareszcie się spełnić. Wybieram się tylko na tydzień, bo na tyle maksymalnie mogę dostać urlop, do Puszczy Solskiej, jednego z największych kompleksów leśnych w Polsce, w miejsce w którym już byłem i ponownie chciałbym wrócić. Tam można praktycznie, nie wychodząc z lasu i nie spotykając innego człowieka, przejść od granic państwa na wschodzie aż do brzegu Wisły, całkiem niezłe miejsce na szwędanie. Nie ma tam takich widoków jak w górach, licznych atrakcji, co niektórym może się nie spodobać, to nie Tatry, i nie Zakopane. Z tego powodu jest tutaj mniej ludzi, dla mnie to ogromna zaleta, cisza i spokój jakiego mi na co dzień brakuje. Lasy, strumienie, nieskażona przyroda, szum wiatru, czysta woda i powietrze, a dodatkowo jesień, piękna pora roku na samotną wędrówkę po lesie.


Trasa ogólnie wiodła by przez Roztocze Wschodnie, Puszcze Solską, Lasy Janowskie i dalej brzegiem Wisły, bez szczególnego nacisku na konkretne punkty w terenie, tak po prostu gdzie wzrok sięgnie i nogi poniosą. Planuję start w okolicach Siedlisk Tomaszowskich - nie wiem dokładnie jak będzie z dojazdem, a meta w Annopolu lub Kazimierzu Dolnym, jak wszystko dobrze pójdzie, na razie to tylko plan, zobaczymy co z tego uda się zrealizować ?  Lasy typowe, większość obszaru to monokultura sosny, ale są i urocze miejsca bogate w różne gatunki, w tym rzadkie.

Pewnie nie jest to najlepsze też miejsce jeśli chodzi o możliwość pozyskania roślin jadalnych, czas też nie sprzyja zbieraniu owoców czy grzybów, pełnia sezonu minęła. Nie o to mi chodzi, moim głównym celem jest wędrówka, nie zamierzam ''ganiać'' za jedzeniem od rana do wieczora, przeorywać ziemię w poszukiwaniu jadalnych korzeni czy rzucać się na każdą napotkana po drodze roślinkę. Będę jadł to co uda mi się znaleźć po drodze, rośliny, grzyby, owoce, tak na spokojnie zebranych, bez spinania się i maksymalnego wykorzystania możliwości moich i przede wszystkim przyrody. Zero jedzenia w plecaku, tylko kilka przypraw i butelka wody. Chciałbym sprawdzić jaki będę miał ubytek masy ciała wskutek odżywiania się tylko tym co zdobędę w terenie, zakładając z góry ujemny bilans energetyczny, na zasadzie - jak coś znajdę to zjem, nie to będę głodny.  Będzie to trening siły mojej woli, na ile mogę zrezygnować z jedzenia, z dotychczasowych przyzwyczajeń ? Czy potrafię obyć się bez tego wszystkiego co mam na codzień, domu, pracy, znajomych, z telefonu, internetu, telewizora, gorącej kąpieli, wygodnego łóżka, samochodu, piwa, mnóstwa różnych innych przyjemności, z których składa się nasze całe życie ? Czy potrafię bez tego wszystkiego normalnie funkcjonować, chociaż przez kilka dni, czy to ogóle jest możliwe ?

Więcej o tym co zabrałem ze sobą, jak wyglądała wędrówka, co jadłem, przeżyłem itd. napiszę po powrocie, na początku listopada.
Jutro rankiem wyruszam w drogę.


To dopiero jest przygoda, to jest wolność !

7 komentarzy:

  1. Dopiero dziś udało mi się dotrzeć do internetu. Już pewnie jesteś w drodze, trochę ci zazdroszczę chociaż mieszkam pod lasem. Posyłam za tobą staropolskie "Darz Bór".
    Dasz radę, a pod koniec pewnie będziesz miał więcej energii niż na początku. Tak bywa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak było, z każdym dniem miałem więcej sił. Teraz, dzięki tej wędrówce, też czuję się silniejszy psychicznie, to było mi potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy podczas dotychczasowych wędrówek Mr. Wilson miał sytuacje niebezpieczne, związane ze spotkaniem ludzi lub kundlami bezpańskimi?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, nie miałem takich sytuacji.

    OdpowiedzUsuń