Po wiosennym zlocie chochlę przejęła ekipa Łódzka i doskonale sprawdziła się w roli gospodarza, zlot był bardzo udany, pogoda jak zwykle dopisała. Zlot w dniach 28-30.09.2012 odbył się w lasach niedaleko Bełchatowa, miejscówka inna niż dotychczasowe, był to teren gajówki, ze względu na dużą ilość osób legalność miejscówki była podstawową sprawą.
Do dyspozycji mieliśmy budynek wraz z zadaszeniem (w razie opadów deszczu), stoliki i ławki, blisko mieliśmy rzeczkę w której można było się umyć, las w którym rozbiliśmy nasze schronienia, oraz trochę łąk i pól, ogólnie urocze, spokojne miejsce.
Pierwsi zlotowicze przybyli już w czwartek, ja niestety dołączyłem dopiero w sobotę nad ranem, wcześniej nie mogłem, ominął mnie dzień powitań i część nocnych atrakcji :)
Okoliczne lasy obfitowały w grzyby, szybko nazbieraliśmy podgrzybków, borowików, koźlarzy oraz kilka innych gatunków. Idąc lasem objadaliśmy się brusznicą, która pięknie czerwieniła się na krzaczkach, zebraliśmy kilka owoców jałowca, na łące narwaliśmy liści szczawiu, ziela gwiazdnicy i pokrzywy a przy drodze nakopaliśmy kłączy czyśćca błotnego, bulw topinamburu tez nie zabrakło. W młodniku sosnowym ułamałem gałąź na świder a na polu znalazłem kilka łodyg konyzy, te niestety były jeszcze zielone i mokre.
Tak w ogóle to o zlocie można by powiedzieć, że jest to zlot po części kulinarny, tyle różnych potraw i smakołyków jest do spróbowania, że nawet nie będę próbował wszystkich wymienić, bo to zwyczajnie niemożliwe, no i na pewno zlot to nie jest dobry czas na odchudzanie. Obozowa kuchnia to jedna z niewątpliwych atrakcji zlotu, każdy coś dla siebie znajdzie, nawet wegetarianie, niektóre smakołyki tylko do spróbowania na zlocie, bywają bardzo ''egzotyczne'' :D
W sobotę były też organizowane warsztaty ostrzenia noży, powstała polowa kuźnia w której były przekuwane samochodowe resory na głownie noży, można było podłubać w drewnie i zrobić łyżkę lub kubek.
Inną atrakcja było strzelanie z wszelkiego rodzaju broni, najbardziej zadziwiające i efektowne to potato gun, wynalazek miejscowych partyzantów :D
To dziwne jak daleko mozna wystrzelić ziemniaka, po udanym wystrzale dochodziło chóralne, głośne ''Ooo...''
Do tego wszelkiego kalibru wiatrówki oraz łuki, nie tylko te przemysłowej produkcji, przy takim uzbrojeniu, każdy zlotowicz czuł się bezpiecznie.
Przy ognisku każdego wieczora wszyscy gromadzili się, były opowieści, wspólne granie i śpiewy a w tym konkurs piosenki nieprzyzwoitej :)
Następnego dnia mieliśmy jeszcze smażyć frytki z czyśćca i topinambur, niestety surowiec w niewyjaśnionych do końca okolicznościach zaginął :)
To tylko część tego co się wydarzyło na zlocie, tyle zapamiętałem i opisałem. Ogólnie było jak zwykle ciekawie i przyjemnie, nowe znajomości, informacje, opowieści przy ognisku, mnóstwo śmiechu i pozytywnej energii.
Każdy kto był wie jak jest i jeszcze długo będzie wspominał, a kto nie był niech żałuje.
Pozdrawiam wszystkich uczestników zlotu, do następnego razu.
ehhh... szkoda gadać jak mi żal że mnie tam brakło ;(
OdpowiedzUsuńQuasz - ale przynajmniej kawał przysłałeś :)
OdpowiedzUsuń