czwartek, 4 października 2012

Zlot jesienny reconnet.pl

Chociaż będzie to trudne, bo co jest już tradycją, dużo się działo na zlocie, to spróbuję opisać kolejny zlot użytkowników forum reconnet.pl. Mi też udało się tam być, chociaż nie było łatwo dotrzeć.

Po wiosennym zlocie chochlę przejęła ekipa Łódzka i doskonale sprawdziła się w roli gospodarza, zlot był bardzo udany, pogoda jak zwykle dopisała. Zlot w dniach 28-30.09.2012 odbył się w lasach niedaleko Bełchatowa, miejscówka inna niż dotychczasowe, był to teren gajówki, ze względu na dużą ilość osób legalność miejscówki była podstawową sprawą.
Do dyspozycji mieliśmy budynek wraz z zadaszeniem (w razie opadów deszczu), stoliki i ławki, blisko mieliśmy rzeczkę w której można było się umyć, las w którym rozbiliśmy nasze schronienia, oraz trochę łąk i pól, ogólnie urocze, spokojne miejsce.
Pierwsi zlotowicze przybyli już w czwartek, ja niestety dołączyłem dopiero w sobotę nad ranem, wcześniej nie mogłem, ominął mnie dzień powitań i część nocnych atrakcji :)
Nie wiem dokładnie jak, ale jakoś trafiłem na miejsce, było jeszcze ciemno gdy przyjechałem, rozłożyłem w pobliżu mate i śpiwór ale nie mogłem usnąć, gdy tylko zrobiło się trochę widno zacząłem zwiedzać okolicę. Powoli budziły się kolejne osoby, przychodziły ogrzać się przy ognisku, mogłem się ze wszystkimi przywitać. Nie miałem konkretnych planów na ten zlot, miał to być dla mnie bardziej wypoczynek bez pokazów i warsztatów, ale to się do końca nie udało. Zebrałem skromną ekipę ''roślinożerców-zbieraczy'' i wyruszyliśmy w las, celem było nazbieranie grzybów i roślin na zupę, znalezienie materiału na świder ręczny, ogólnie zwiedzenie okolicy.

Okoliczne lasy obfitowały w grzyby, szybko nazbieraliśmy podgrzybków, borowików, koźlarzy oraz kilka innych gatunków. Idąc lasem objadaliśmy się brusznicą, która pięknie czerwieniła się na krzaczkach, zebraliśmy kilka owoców jałowca, na łące narwaliśmy liści szczawiu, ziela gwiazdnicy i pokrzywy a przy drodze nakopaliśmy kłączy czyśćca błotnego, bulw topinamburu tez nie zabrakło. W młodniku sosnowym ułamałem gałąź na świder a na polu znalazłem kilka łodyg konyzy, te niestety były jeszcze zielone i mokre.


Po powrocie do obozu trzeba było coś zjeść, w kotle czekał gorący gulasz, na rosół się nie załapałem, później było pyszne chili con carne, próbowałem tez licznych specjałów przywiezionych przez innych, raj dla smakosza.











Tak w ogóle to o zlocie można by powiedzieć, że jest to zlot po części kulinarny, tyle różnych potraw i smakołyków jest do spróbowania, że nawet nie będę próbował wszystkich wymienić, bo to zwyczajnie niemożliwe, no i na pewno zlot to nie jest dobry czas na odchudzanie. Obozowa kuchnia to jedna z niewątpliwych atrakcji zlotu, każdy coś dla siebie znajdzie, nawet wegetarianie, niektóre smakołyki tylko do spróbowania na zlocie, bywają bardzo ''egzotyczne'' :D




W sobotę były też organizowane warsztaty ostrzenia noży, powstała polowa kuźnia w której były przekuwane samochodowe resory na głownie noży, można było podłubać w drewnie i zrobić łyżkę lub kubek.








Na brzegu polany zbudowaliśmy tymczasowo piec ziemny z kamieni, gliny, darni i dwóch stalowych płyt, działanie sprawdziliśmy piekąc schab o fantastycznym smaku, zniknął bardzo szybko. Piec taki to dobry patent, długo trzyma ciepło, później wykorzystaliśmy piec do podgrzania kiszki ziemniaczanej i wypieczenia 3 bochenków chleba. Świeżo upieczony, ciepły i pachnący chlebek z miodkiem ze świerka,... to było wspaniałe. 
Po późnym śniadaniu przyszedł czas na małe pokazy/warsztaty ogniowe, były różne warianty łuku ogniowego, świder ręczny, można było też wypróbować krzesiwo tradycyjne i odbijanie krzemiennych wiórów z rdzeni które przywiozłem. Zrobiłem zestaw ogniowego świdra ręcznego z sosny, którą przyniosłem z lasu, otrzymałem żar dość łatwo pomimo, że dzień wcześniej padał deszcz, poranek był wilgotny i trochę wiatr przeszkadzał, nawet filmik powstał. Gorzej było z pałką szerokolistną, kilka prób zakończyło się niepowodzeniem, źle dobrałem grubość świdra i wiatr rozpraszał ciepło, a może to wpływ alkoholu ? Ze świdrami z konyzy (z tamtego roku, przywiezione) nie miałem problemu, żar uzyskało też kilka osób, które poraz pierwszy próbowały sił w tej technice.


Inną atrakcja było strzelanie z wszelkiego rodzaju broni, najbardziej zadziwiające i efektowne to potato gun, wynalazek miejscowych partyzantów :D
To dziwne jak daleko mozna wystrzelić ziemniaka, po udanym wystrzale dochodziło chóralne, głośne ''Ooo...''
Do tego wszelkiego kalibru wiatrówki oraz łuki, nie tylko te przemysłowej produkcji, przy takim uzbrojeniu, każdy zlotowicz czuł się bezpiecznie.

Przy ognisku każdego wieczora wszyscy gromadzili się, były opowieści, wspólne granie i śpiewy a w tym konkurs piosenki nieprzyzwoitej :)

Z tego co zebraliśmy podczas wędrówki po lesie powstała smaczna wegetariańska zupa, znikła szybko w czeluściach naszych żołądków pomimo, że bez grama mięsa, czyli jednak można. Do kotła z wodą dorzuciliśmy pokrojone drobno bulwy topinamburu, czyśćca, jak zmiękły doszły posiekane grzybki, ziele pokrzywy, gwiazdnicy, szczawiu, kilka jagód jałowca, makaron, borówki, na koniec doprawiłem tajską pastą do zup, łagodną :D
Następnego dnia mieliśmy jeszcze smażyć frytki z czyśćca i topinambur, niestety surowiec w niewyjaśnionych do końca okolicznościach zaginął :)
W niedzielę przed południem większość zlotowiczów opuściła miejscówkę, ja jeszcze kilka godzin zostałem i pomogłem w sprzątaniu. Nie lubię pożegnań, smutny to czas.

To tylko część tego co się wydarzyło na zlocie, tyle zapamiętałem i opisałem. Ogólnie było jak zwykle ciekawie i przyjemnie, nowe znajomości, informacje, opowieści przy ognisku, mnóstwo śmiechu i pozytywnej energii.
Każdy kto był wie jak jest i jeszcze długo będzie wspominał, a kto nie był niech żałuje.


Pozdrawiam wszystkich uczestników zlotu, do następnego razu.

2 komentarze: