czwartek, 19 maja 2016

Krzemienne ostrza


Przypomina mi się jak podczas 7 dni w lesie w kwietniu chodziliśmy po polu i szukaliśmy kamienia z wgłębieniem, który by się nadał na docisk do łuku ogniowego. Kamienie co do niektórych ''mrugały'', nawet często. Chociaż znajdowali takie, które się do niczego nie nadawały, to i tak chowali je do kieszeni jak skarby. Ania, jedna z uczestniczek znalazła płaski kamień z kilkoma wgłębieniami, zobaczyła w nich kosmos :)   Tak teraz wspominam tą zabawną historię, w sumie głupa rzecz, a ile mieliśmy wszyscy radości.  Wyobraźnia i poczucie humoru, niezwykle ważne cechy, także podczas łupania.

Wzięło mnie na łupanie, od kilku dni cały czas wolny poświęcam w zasadzie tylko temu. Wprawdzie szkło oraz pozostałe sztuczne materiały znakomicie nadają się do łupania, ale nie sprawiają mi takiej przyjemności jak surowce naturalne. Zgromadziłem dużo krzemienia oraz odrobinę rogowca i obsydianu, powstało z tego kilka ostrzy. Są też skutki uboczne - siniaki na nodze, ból pleców, łokcia i kilka rozcięć na palcach.  To skutek tego, że nie używam rękawic ochronnych, po prostu nie lubię w nich łupać. Podkładka zabezpieczająca nogę to kawałek cienkiej i miękkiej skóry, przydała by się solidniejsza ochrona. Cóż, nauka wymaga poświeceń. Z łupaniem idzie mi coraz lepiej z czego jestem bardzo zadowolony. Pomaga oglądanie mistrzów łupania i studiowanie własnych błędów. Jeszcze ze 30 lat nauki i nie będę miał do swoich wytworów zastrzeżeń :)

W krzemieniu jest coś niezwykłego. Jeśli się dokładnie przyjrzymy, to każdy jego kawałek jest niepowtarzalny, jak ludzkie charaktery :) Nie wiemy co skrywa wnętrze takiej buły krzemienia, staramy się je poznać.

Pierwsze na co zwrócimy uwagę to cechy zewnętrzne, barwa -  najczęściej odcienie czarnego, szarego, brązowego, ale też bywają białe, żółte, czerwone, pokryte z zewnątrz korą lub patyną, o innym odcieniu wnętrza. Całe jednolitej barwy rzadko się zdarzają, najczęściej krzemienie posiadają różnobarwne wzory, pasma, kropki itp, i takie są najciekawsze.  Skryte w kredowej korze lub bez niej, poobijane przez transportujący je lodowiec kilka tysięcy lat temu. Nie spękane rzadko znajdziemy na powierzchni, różniące się twardością i łupliwością. To jest właśnie w krzemieniu niezwykłe, nawet jeśli rozbijemy jedną konkrecję to każdy kawałek może mieć inne wzory. Przykładem jest tu krzemień pasiasty (swoją dość trudny materiał do obróbki) tworzący piękne wzory. Sztuką jest wkomponować i wyeksponować piękno krzemienia w gotowym wyrobie, tak by nie tylko był praktyczny, ale także cieszył oko.
Bryły krzemienia różnią się nie tylko wizualnie, ale też właściwościami, są takie co się łupie z przyjemnością, gdy inne odmawiają współpracy :)
Bywają spękane, z rożnymi zanieczyszczeniami, wtrąceniami, miejsca ''słabe'', mocniejsze, które trzeba omijać, podchodzić do nich odrębnie niż do całości. Krzemienie różnią się twardością, łupliwością, wielkością, dlatego dobieramy do nich odpowiednie tłuki i technikę. Łupanie uczy cierpliwości i precyzji. Bez pospiechu, każde uderzenie wymaga przemyślenia, jeden zły ruch i godzina pracy może wylądować w wiaderku na odpady. Niektórzy mówią, że trzeba mieć dzień, wyczuć krzemień :) Uważam, że dużo w tym prawdy, nie mówimy tu oczywiście o sytuacjach awaryjnych.


Z Bieszczad przywiozłem rok temu na wiosnę kilka brył rogowca, mocno spękany i kruchy ale dobrze się łupie. Ma  drobne wtrącenia połyskującej miki i ślady krystalizacji. Odbiłem z niego wióry i przerobiłem na ostrza oraz zrobiłem jeden grot do strzały.
Obsydian mahoniowy, czarny i jasny, bezbarwny jak szkło z ciemniejszymi pasmami kupiłem na giełdzie minerałów, idealny materiał do łupania. Tylko część materiału zużyłem na trzy groty, dwa mniejsze i jeden większy, reszta czeka na inspiracje :)

Najwięcej wyrobów, bo też najwięcej tego surowca posiadam, powstało z krzemienia: groty, pięściaki, ostrza noży, strzał itd. Wykorzystałem do tego krzemień pasiasty, świeciechowski, czekoladowy i kilka innych jakie znalazłem w swojej okolicy.
Na koniec zrobiłem mały pięściak  z piaskowca kwarcytowego, to kolejne moje podejście do tego surowca. Wcześniej robiłem siekierkę z kwarcytu i krzesaki do krzesiwa iglicowego.

Zbieracze dzikich roślin jadalnych mają inne postrzeganie otoczenia, tak ja również przechodząc polną drogą i mijając kamienie nie patrzę na nie zwyczajnie. Myślę, co można było by z nich zrobić, no chociaż jeden malutki wiórek odbić :) Oni mają jedną ''wadę'', ja kilka więcej, prócz roślin i kamieni zbieram jeszcze inne rzeczy :)  Archeolodzy mawiają o kulturach zbierackich w czasie przeszłym, że kilka tysięcy lat temu zasiedlały nasze ziemie. Według mnie takie kultury do tej pory istnieją i mają się całkiem dobrze :)
Z pozdrowieniami dla wszystkich zrywających, kopiących i zbierających :)

wtorek, 17 maja 2016

Noże i ostrza ze szkła


Wybrałem się do pobliskiego lasu. Na jego skraju znalazłem na dzikim wysypisku śmieci potłuczony kineskop od telewizora, kawałki płytek ceramicznych oraz szyb okiennych. Mnóstwo doskonałego materiału do łupania. Spakowałem w plecak i zabrałem do domu. Taki mój sposób na recykling i ochronę środowiska :)

Szkło, o czym już kiedyś pisałem, to doskonały materiał do łupania. Kineskop, który znalazłem wykonany był z grubego szkła, jakieś 8 mm, wspaniale. W dodatku kawałkach o takim kształcie, że nie musiałem dużo poprawiać, wystarczyło zrobić ostrze. Cienkie szkło z butelek, szyb itp. nie nadaje się zbytnio na większe wyroby, zbyt łatwo pęka w trakcie łupania. Kineskopy starych telewizorów są znakomitym materiałem do łupnia.

W trakcie obróbki szkła korzystałem z tradycyjnych kamiennych tłuków do wstępnej obróbki, retuszera z miedzianym sztyftem oraz mniejszych tłuków z miedzianą końcówką do precyzyjniejszych odbić. Wypróbowałem też nowy tłuk z poroża, doskonale się sprawdził przy odbijaniu dłuższych wiórów.







Przy łupaniu szkła pojawia się problem, co zrobić z powstałymi w czasie obróbki odpadkami? Otóż jest to związane z odpowiedzialnością i etyką łupacza. Po pierwsze łupiemy tak, by nie zanieczyszczać środowiska, nie zostawiamy w lesie, tam gdzie to robimy, żadnych śladów po swojej działalności - odpadków, wiórków czy resztek stłuczki, nic. Wszytko zbieramy ze sobą a przy najbliższej okazji wrzucamy do pojemnika z odpadem na szkło. Segregacja odpadów, do przerobienia w 100%. Śmieci w terenie, a takimi jest również szkło nie wyglądają atrakcyjnie, największym jednak zagrożeniem jest jednak możliwość, że ktoś się skaleczy. Odpadki są ostre jak chirurgiczny skalpel. Wyobrażacie sobie co by się stało gdyby ktoś bosą stopę wszedł w takie odpadki? Nikt z pewnością by nie chciał.

Łupiemy na folii, plandece, kawałku skóry, możemy nawet wykorzystać własną kurtkę, a nie bezpośrednio na ziemi, tak by można było zwinąć i zapakować w torebkę.

piątek, 13 maja 2016

Chlebowy piec

W długi majowy weekend nie próżnowałem, zbudowaliśmy w ramach Szkoły Rzemiosła Survivalowego dwa piece chlebowe z gałęzi, kamieni i gliny. Chciałem taki piec już wcześniej zrobić, ale zawsze były ważniejsze sprawy. W końcu się doczekałem. Przekonaliśmy się, że upieczony w takim piecu chleb (i nie tylko) smakuje rewelacyjnie.

Pierwszy piec chlebowy powstał na próbę, nie byłem pewien jak będzie funkcjonował. Mały, zbudowany wspólnymi siłami, na szybko, ale działa. Drugi już odrobinę większy, zbudowany staranniej. Podstawą pieców były duże, płaskie kamienie. Konstrukcję zrobiliśmy z giętkich wiklinowych prętów grubości palca przeplatanych cieńszymi gałązkami brzozy i jarzębu, którą oblepiliśmy z obu stron grubą warstwą gliny wyrobionej ze słomą. Pełni ona rolę izolacji cieplnej pieca. Glinę znaleźliśmy na sąsiedniej działce wśród zwałów ziemi z wykopów, zapiaszczona ale na piec się nadawała. Była mocno zeschnięta, więc przed wyrobieniem musieliśmy ja rozbić, dzieci miały zabawę:) Grubość polepy (ok. 10 cm, na dole nieco więcej, u góry mniej) jest bardzo ważna, ma ona izolować i gromadzić ciepło (glina, kamienie). Dobry piec długo oddaje ciepło zakumulowane podczas palenia. Wlot zamykałem drewnianym plastrem, a wylot glinianą pokrywką.

Budowa pierwszego pieca poszła nam sprawnie, miałem kilku pomocników :) Zaraz po zbudowaniu pieca przystąpiłem do jego suszenia, rozpaliłem w jego wnętrzu ogień i przez kilka godzin utrzymywałem. Suszenie dokończyłem następnego dnia, a po południu zrobiliśmy pierwszy wypiek żytniego razowego chleba na drożdżach. Bochenek chleba piekł się 40 minut, z wierzchu miał piękną rumiana skórkę, w środku również był upieczony. Jedynie od spodu musieliśmy go dopiec. Po upieczeniu zawinęliśmy chleb w lnianą ściereczkę by dojrzał. Smakował wyśmienicie.  Na kolację upiekłem jeszcze kilka ziemniaków. Następnego dnia wypiekliśmy 4 bułeczki z mąki pszennej na maślance. W planach jest pizza, mięso, warzywa i co nam do pieca wejdzie :)  A jak nie wejdzie, to zbudujemy kolejny piec, jeszcze większy :)

Niewielkie pęknięcia na powierzchni pieca jakie się pojawiły w trakcie wysychania są normalnym zjawiskiem, zalepiliśmy je świeżą gliną. W środku glina się wypaliła i utwardziła, z zewnątrz jednak nie, tylko wyschła. Przed opadami trzeba piec zabezpieczać gdyż glina rozmięka.
Ogólnie z pieca jestem bardzo zadowolony, działa tak, jak tego chciałem.






Można sobie zadać pytanie, czy warto taki piec budować w terenie? Tak, jeśli mamy stałą bazę, co najmniej na kilka dni pozostajemy w jednym miejscu. Przy codziennej wędrówce i zmianie obozowiska trud nie jest opłacalny. Pieczenie w takim piecu pozwala zaoszczędzić czas, opał, łatwiej jest panować nad procesem pieczenia. Jeśli to was nie przekonuje, to spróbujcie jak smakuje chleb upieczony w takim piecu. Zaręczam, że wątpliwości szybko znikają, szybciej niż sam chleb :)



czwartek, 5 maja 2016

Cukierki z tataraku


Najlepszy okres zbioru kłączy tataraku to koniec kwietnia i maj. Tatarak łatwo rozpoznać po charakterystycznym zapachu i czerwonych u podstawy liściach.

Kłącza myjemy, obieramy ze skórki i kroimy na cienkie plasterki grubości 3-5 mm. Świeże kłącza są bardzo aromatyczne i trochę gorzkie, dlatego by pozbyć się tej goryczki  pokrojone kłącza zalewamy wodą i gotujemy 4-5 razy po 30 minut zmieniając za każdym razem wodę. Po ostatnim gotowaniu odlewamy wodę i rozkładamy tatarak na gazecie lub ręczniku by kłącza podeschły. Ostatni etap to kandyzowanie tataraku w syropie i suszenie.

Cukierki z tataraku pachną nieziemsko choć nie tak intensywnie jak świeże kłącza, słodkie o przyjemnym smaku, bez goryczki.