Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W kości. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W kości. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 stycznia 2025

Rogowe i kościane harpuny/ostrza


Tak sobie poszlifowałem, że chwilowo nie mam linii papilarnych na kilku palcach :) 
Rogowe i kościane harpuny/ostrza zainspirowane zdjęciami z książek i artykułów. Jeśli chodzi o materiał, to na pierwszym zdjęciu, od lewej trzy pierwsze wykonane są z kości, 4 od lewej z poroża, 5 z lewej to poroże sarny, ostatni to ponownie kość. 
Na drugim zdjęciu, z miarką, możemy porównać wymiary harpunów/ostrzy. 

Idę do lasu szukać materiału na harpun dwurzędowy ;) 

wtorek, 14 stycznia 2025

Rekonstrukcja harpuna z poroża sarny z Polic


Harpun z Polic, zabytek znajdujący się w Muzeum Narodowym w Szczecinie. Datowany na protoneolit (5400 p.n.e. — 4100 p.n.e.), dokładnie kultura Ertebøll. Wymiary: długość 25,7 cm, szerokość: 2,5 cm, grubość przy róży 1,9 cm. Harpun z jednym zadziorem i obustronnie ściętą podstawą, pokryty ornamentem, na który składają się serie nacięć. Tego typu motywy zdobnicze są charakterystyczne dla sztuki społeczności łowiecko-zbierackich północnej części Europy. Materiał to duża tyka upolowanej sarny (możdżeń i resztki mózgoczaszki).

Harpun ten wzbudził moją ciekawość z uwag na materiał z jakiego jest wykonany- poroże sarny oraz nieprostolinijny kształt :) Harpun ostry, długi, zdobiony, o niebanalnym pokroju, zadziorny :)


Złożyło się też tak, że miałem materiał idealnie pasujący do wykonania rekonstrukcji. Nie mogłem wiec się oprzeć by go nie wykonać :)


Nie tylko profil boczny prezentuje się pięknie, na tyle też można zawiesić oko :)

Pracowałem nad harpunem kilka godzin. Wymiary mojej rekonstrukcji: długość -251 mm, szerokość - 41 mm. 
Trudno co prawda porównywać poroże jelenia do tyki sarny ale wydaje mi się, że wykonanie harpuna z tego drugiego materiału zajmuje mniej czasu. Poza tym jest to materiał łatwiej dostępny przy porównywalnej wytrzymałości. No ale jakbyśmy chcieli mieć bardziej charakterny harpun, z większą ilością zadziorów, to musimy się rozejrzeć za zrzutami jelenia. 

czwartek, 26 września 2024

Rekonstrukcje rombów



Bullroarer (bull-roarer - ryczący byk), turndun, romb- najbardziej wg mnie odpowiednia jest nazwa romb, ale można polemizować. Romb w różnych kulturach był używany jako instrument muzyczny używany w ceremoniach, do komunikowania się na duże odległości, do zaganiania zwierząt oraz jako zabawka. Jeden z najstarszych instrumentów muzycznych, znany już od paleolitu. Najstarszy romb znaleziony na Ukrainie datowany jest na 18 000 p.n.e.. W powszechnej świadomości najbardziej znany jest z tego, że używali go australijscy aborygeni, ale udokumentowany również w Europie, Azji, Afryce oraz obu Amerykach.
 
Romb to fragment płaskiej drewnianej deszczułki, kamienia, kości lub poroża, najczęściej pokrytej rytami, przymocowany sznurkiem, który przy poruszaniu po okręgu wydaje ryczący, wibrujący dźwięk (efekt Dopplera). Wysokość dźwięku można zmienić zmieniając długość sznurka i/lub prędkość z jaką jest on obracany.

Tradycyjnie używany w zależności od regionu podczas ceremonii inicjacyjnych, pogrzebów (głos przodka), uzdrawiania oraz sprowadzania deszczu. Dźwięki wydawane przez rąby miały chronić przed uderzeniem pioruna i odstraszać wilki.

Zrekonstruowałem trzy romby:

1. Na podstawie znaleziska z jaskini La Roche we Francji. Późny paleolit, kultura magdaleńska około 14 000 - 12 000 pne. Wymiary 155x35 mm. Materiał - kość i ochra.  Nacięcia. 



2. Na podstawie artefaktów grupy Innuitów z plemienia Sadlermiut (prawdopodobnie?) Wymiary 244x52 mm. Materiał - kość. Nacięcia. 

3. Ostatni romb to nawiązanie do kultury materialnej australijskich aborygenów. Wymiary 285x52 mm. Materiał - drewno. Ryty uzyskane za pomocą krzemienia. 




Zamykam oczy i próbuję sobie wyobrazić brzmienie koncertu na krzemiennych litofonach i rombach :)

środa, 5 lipca 2023

Pojemniki z kości


Zwierzęce kości wykorzystałem do zrobienia praktycznych pojemników. Pierwszy służy mi za solniczkę lub pojemnik na przyprawy/hubkę, drugi za igielnik. Wykorzystałem maksymalnie naturalne właściwości znalezionych kości. Pierwszy pojemnik został zrobiony z fragmentu rurkowatej kości, w której odciąłem końce. Jeden z nich uszczelniłem korkiem zrobionym z sosnowej kory i sosnową żywicą. Zatyczka zrobiona z krótkiego kawałka wierzbowej gałązki. W drugim pojemniku wystarczyło dorobić tylko korek z sosnowej kory. 

Naturalny kształt, rurkowaty przekrój, duża wytrzymałość i szczelność, to największe zalety pojemników wykonanych z kości zwierząt. 


piątek, 29 stycznia 2021

Kościany nóż

Sceneria zimowego obozowiska myśliwych, prawdopodobnie mezolitycznych. Na podkładce z brzozowej kory leży kościany nóż i kawałki mięsa renifera. Zdjęcie sugeruje, że mięso zostało pokrojone tym właśnie nożem. Rekonstrukcja oparta zapewne na przesłankach historycznych. Nie wiem gdzie i kto używał kościanych noży? Chciałem się przekonać jaką faktycznie wartość użytkową przedstawia kościany nóż. 

Materiałem na nóż była dorodna kość łosia, którego szczątki znalazłem na bagnach. Wyciąłem z niej płaski fragment, a następnie szlifowałem do osiągnięcia kształtu noża. Później żmudne nadawanie krawędzi tnącej. Na koniec wykonanie na rękojeści oplotu ze skóry dla pewniejszego chwytu. 

Wygląd niczego sobie. A jak sobie poradzi z krojeniem produktów spożywczych? Zrobiłem kilka testów. Wyniki nie są wcale zaskoczeniem. Kościane ostrze tnie, ale słabiutko. Damy radę pokroić tym mięso, ale to w zasadzie wszytko. 

Kość jest stosunkowo miękka w porównaniu do tradycyjnych materiałów na nóż. Nie da się otrzymać tak cienkiej i zarazem ostrej krawędzi jak w przypadku stali, krzemienia czy chociażby ceramiki. Wydaje mi się, że jedynym powodem usprawiedliwiającym funkcjonowanie kościanych noży był lokalny brak atrakcyjniejszych surowców. 

sobota, 23 stycznia 2021

Bedroll, syberyjskie ognisko całonocne i malinowa herbatka grubo ciachana.

Ta odrobina śniegu i mrozu sprzed tygodnia bardzo mnie uszczęśliwiła. Świeżo spadły śnieg wybielił szarą codzienność, a cichy zimowy las ukoił zmęczone serce. Tego mi było potrzeba. Jestem zdania, że zimą człowiek powinien więcej odpoczywać, aby nabrać sił na wiosnę. Przydało by się kilka dni dodatkowego wolnego, tylko jak tu szefowi w pracy o tym powiedzieć? ;)

Na jednodniowym wyjeździe przetestowałem syberyjskie ognisko całonocne. Okryty wełnianym kocem, przy cieple ogniska spędziłem zimową noc. Jedni uprawiają w zimie morsowanie, a inni kocowanie ;)  Prócz skromnych zimowych warunków potrzebowałem jeszcze minimum sprzętu. Podstawa to solidna siekiera umożliwiająca przygotowanie ogniska. Przytroczyłem ją na zewnątrz do pakunku zrobionego ze zrolowanego koca, w którym zwinąłem pozostałe rzeczy: kubek, krzesiwo i prowiant na cały dzień. 

Sznurem związałem końce i zrobiłem szelki umożliwiające wygodne przenoszenie. Nóż zawiesiłem  na szyi. Założyłem podwójne wełniane skarpety, śniegowce, koszulkę termo, dwa wełniane swetry, anorak, czapkę, szalik i rękawice. Niech to będzie swagman i jego bedroll w zimowym wydaniu ;) 

Po kilku godzinach chodzenia po lesie upatrzyłem dobre miejsce na nocleg. Przytulny zagajnik sosnowo-modrzewiowy. Robiło się już późno i szybko przygotowałem posłanie z suchych modrzewiowych gałązek. Grube, dobrze ubite butami z podniesionym odrobinę tyłem aby chronił mnie przed wiatrem. Skrzesałem ogień krzesiwem tradycyjnym, dołożyłem modrzewiowego chrustu i wziąłem się za znoszenie czegoś konkretnego. 

To na syberyjskie ognisko całonocne. Pnie uschniętych modrzewi i sosen będą odpowiednie. Pociąłem na kawałki i zaniosłem do obozu. 

Już przy blasku ogniska nazbierałem śniegu, zagotowałem herbatę z malinowych pędów i przygotowałem szaszłyki na obiadokolację. Wysuszyłem rękawice, skarpety, ''pościeliłem łóżko''.Gdy zaległem na posłaniu zadzwonił telefon. To kobieta pytała czy wracam do domu i czy już skruszałem?  Odrzekłem, że nie i będę marznął dalej;)

Na szczęście nie było tak źle. Grube kłody otoczyły mnie przyjemnym ciepłem. Modrzew sypał iskrami  i ''trzeszczał'' jak kobieta, niby sam w lesie, a poczułem się jak w domu ;) Nie chciało mi się jeszcze spać, długo oglądałem wieczorne seriale: "M jak modrzew, Spalające się kłody 5, Przeminęło ze śniegiem, Dawno temu zimą, Zostanie po nas tylko popiół". Położyłem się blisko ogniska, narzuciłem na siebie koc i wygrzewałem stare kości. Przekręcałem się co jakiś czas szukając najlepszej pozycji do zaśnięcia. Wiatr nie ustawał, padał drobny śnieg, który topił się na moim kocu. Powierzchnia śniegu rozświetlała blask wokół ogniska jakbym miał zapaloną lampkę przy łóżku. Powieki stawały się coraz cięższe. Naciągnąłem mocniej czapkę, zasłoniłem kapturem twarz. Miękko, ciepło, błogo. W końcu przyszła Pani sen i mnie zabrała na spacer.

Zimno nie pozwalało mi na nieprzerwany sen do rana. Co jakiś czas wstawałem i podsuwałem kłody do przygasającego ogniska. Nie jest to specjalnie uciążliwe, idzie przywyknąć. Zimowa noc i tak jest dłuższa niż moje potrzeby snu.

Nie wiem jak była temperatura, nie noszę ze sobą termometru. Podobno rano było jakieś -12°C, ale kto by to zliczył. Zresztą, czy informacja o temperaturze spowoduje, że zrobi mi się cieplej?

Rano na śniadanie, prosto z zimowego lasu, rozgrzewająca malinowa herbata grubo ciachana. Sporządzona na świeżych płatkach śniegu, zbieranych za łóżkiem, a pochodzących z wieczornych opadów, czyste ekologicznie przefiltrowan przez grube pokłady chmur nimbostratus ;)

Do tego tosty i pyszny, energetyczny szaszłyk przyprawiony dymem ogniska. 

Porobiłem trochę zdjęć na pamiątkę, bo nie wiadomo kiedy znowu spadnie śnieg. Człowiek siekiera, Człowiek zima i Człowiek koc. 

O spaniu przy ognisku pod wełnianym kocem nie będę wam przynudzał. Sprawa przyzwyczajeń i tego, co kto lubi. Jak wcześniej wspomniałem, koc i siekiera były wynikiem chęci sprawdzenia możliwości syberyjskiego ogniska całonocnego przy temperaturach powietrza poniżej zera. Wełniany koc i siekiera sporo ważą, ale klimat jest niezwykły.

Wynik eksperymentu jest taki, że na dobrą sprawę aby przespać noc w tych warunkach mógłbym zrezygnować z siekiery i koca. Żadne odkrycie, większe ognisko i częstsze dokładanie załatwiły by sprawę. Po prostu zabrałem ze sobą to, na co miałem ochotę. Sugeruję jednak na takie noclegi zabranie co najmniej jednego wełnianego koca. Gdy nam będzie za gorąco, to zawsze możemy się odkryć ;)

Syberyjskie ognisko całonocne to w zasadzie wycinek ogniska typu gwiazda z dodatkowym poprzecznie umieszczonym pniem. 


Pełni on rolę ekranu odbijającego ciepło w kierunku posłania oraz zapewnia większy dopływ tlenu do spalających się kłód. Dobór rodzaju drewna (gatunku, wilgotności, grubości, długości) i ich rozmieszczenie wpływa zasadniczo na szybkość spalania, a zarazem na efektywność cieplną. Przy tego typu ognisku spałem kilkukrotnie. Zwykle w takich sytuacjach nie posiadałem przy siekiery ani piły. Uważam, że nie są one do tego konieczne. Jeśli sytuacja wymaga od nas oszczędzania energii, to nie traćmy jej na wywijanie siekierką. Ognisko rozpalam po dokładnym rozpoznaniu terenu. Wyszukuje miejsce, gdzie opału jest pod dostatkiem i jego pozyskanie nie stwarza problemów. W zagajniku gdzie obozowałem pełno było uschniętych drzewek, o które wystarczyło się oprzeć aby się przewróciły. Na nasze warunki, do zabawy w zupełności wystarczą. Mając siekierę lub piłę, można by się pokusić o większe rozmiary, tylko po co? Zapamiętajcie te słowa - "Las słyszy, pole widzi...'' a "Bez potrzeby drzewo ściąć - grzech straszny''.

wtorek, 4 lutego 2020

Młotek i pośredniki z poroża

Do odbijania wiórów używałem rogowych pośredników. Końcówki z czasem uległy zniszczeniu i nie miałem czym pracować. Co prawda można uzyskiwać wióry innymi technikami, ale jak mógłbym nie mieć w swoim warsztacie tak podstawowych narzędzi. Technika z użyciem rogowego pośrednika jest łatwa i wygodna.

Długo wybrzydzałem nad materiałem, ale w końcu kupiłem to, co chciałem. Niewielki świeży zrzut z odrostkiem, z którego po odpiłowaniu i odrobieniu wyszło mało odpadu. W ten sposób z jednego zrzutu zrobiłem młotek i dwa pośredniki. Linie cięcia zaznaczyłem na zdjęciu czerwoną przerywaną linią.


Po odcięciu końce wyrównałem tarnikiem a następnie pilnikiem. 


Końcówki rogowych pośredników pod wpływem uderzeń o krzemień stają się szersze, dlatego co pewien czas należny je spiłować. Poprawia to efektywność pracy i wydłuża czas użytkowania. Nie ma też, co przesadzać i zbytnio wyostrzać końcówek gdyż grozi to szybkim zniszczeniem pośredników. Dobieramy je w zależności od tego, co robimy, duże wiór - solidny pośrednik, małe wióry - odpowiednio mniejszy.

wtorek, 12 listopada 2019

Groty strzał z muszli

Groty strzał z muszli to temat, do którego powróciłem po dłuższej przerwie. Odszukałem zdjęcie, poniżej widoczny trójkątny grot strzały, który wykonałem kilka lat temu.










Obróbka muszli, kości czy poroża nie daje tyle satysfakcji, co obróbka krzemienia. Szlifowanie jest jedną z najprostszych technik, ale nie szczególnie pasjonujące. Zwłaszcza jeśli robimy to ręcznie na kamieniu, nie wspomagając się nowoczesnymi narzędziami. Dobór techniki uwarunkowany jest rodzajem materiału. Technika naciskowa i uderzania są mniej przewidywalne, wymagają większych umiejętności. Gotowy wytwór nie wymaga tyle nakładu sił i czasu co produkty wykonane techniką szlifowania. Szlifowanie stosuje się przy materiałach które nie dają się inaczej obrabiać.

Materiał na groty znalazłem podczas niedawnego spływu Wisłą. Było to kilka muszli małży z rodziny skójkowatych.


Nie potrafię dokładnie określić gatunku, ale cechą charakterystyczną tych muszli jest grubość ścianek. Zdecydowana większość muszli słodkowodnych małży ma bardzo cienkie i kruche ścianki. Bez problemu można je połamać w palcach. Te, które wybrałem miały grubość 3-5 mm i nie byłem wstanie złamać w rękach.



Prócz grubości ważne jest, aby nie zbierać muszli starych, które są zwietrzałe i przy obróbce rozpadną się.

Muszle we wstępnej fazie obrabiałem korzystając z kamiennego tłuczka i kowadła. Takie przygotowanie półsurowca poprzez obkruszanie ułatwia dalszą pracę. Pozostawiamy część muszli najbardziej wartościową i wstępnie nadajemy kształt wyrobom.



 Poniżej na zdjęciu półsurowiec.


Obrabiając kawałki muszli starałem się umiejętnie wykorzystać ich naturalny kształt. Celowo nie szlifowałem zupełnie na płasko powierzchni grotów. Pozostawienie muszlowatego kształtu grotów zwiększa ich wytrzymałość.

Szlifowałem na płaskim polnym kamieniu dodając piasek. Poniżej na zdjęciach widoczne są etapy produkcji.


Gdy dwa groty położyłem obok siebie skojarzyły mi się z motylem, który na chwilę usiadł na piasku. Połyskująca masa perłowa ukazuje piękno wyrobów. Groty z muszli przypominają bardziej biżuterię niż element broni, z której można zabijać. Cechy użytkowe jednak posiadają. Znaleziska grotów strzał wykonanych z muszli są rzadkie. Kilka razy widziałem zdjęcia takich grotów, ale nie pamiętam skąd pochodziły. Nie znam z naszych terenów tego typu zabytków. Muszle były użytkowane przez kultury zamieszkujące wybrzeża oceanów, gównie tam gdzie brakowało lepszego surowca np. łatwo łupliwych skał.