czwartek, 24 marca 2022

Kochanie, idę w LAS!

Kochanie, idę w Las! Szczytny cel, zacne towarzystwo i na bliskim wschodzie, a więc niedaleko ;) Było sympatycznie i pożytecznie. Najlepsze jest to, że możemy się spotkać i cieszyć z przebywania na łonie natury. Wspólnie działać i przy okazji zrobić coś dla innych. 

Kochanie, idę w Las! Nie sam, lecz wspólnie z Leśny Ludzik, Ślimakowy Las, Borsuk i kilkudziesięcioma innymi osobami 23-24 października zorganizowaliśmy otwarty biwak koło Lublina. Dobra baza warsztatowa na prywatnej leśnej działce, łatwy dojazd i atrakcyjna lokalizacja. Ciekawi ludzie, pozytywny odbiór i duża frekwencja. Na zdjęciach jakoś nie wszyscy się zmieścili ;) 

Były rozmowy, leśne warsztaty, granie i śpiewanie przy ognisku. Tu poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko!

Zorganizowaliśmy zrzutkę na Hospicjum Nadzieja. 

Akcja, która miała miejsce w kilku miejscach Polski. Dobrze spędzony czas. 



Miałem telefon wiec po powrocie do domu mogłem zameldować, że - Tak kochanie, już wróciłem ;) Z błękitnym niebem:)

czwartek, 17 marca 2022

Hubka (do krzesiwa tradycyjnego) z rdzenia słonecznika zwyczajnego.

Rdzeń słonecznika na hubkę do krzesiwa tradycyjnego testuję od ubiegłego roku. Wnętrze rdzenia słonecznika podobne jest do rdzenia takich roślin jak: czarny bez, topinambur, dziewanna czy jeżyny. Zwykle na hubkę tego rodzaju surowiec preparuję przez zwęglanie. Większą jednak satysfakcję daje mi znalezienie materiału, którego zwęglać nie trzeba. Rośliną, która ma takie właściwości jest słonecznik. Kolejna na liście naturalnych hubek do krzesiwa tradycyjnego. 

Wysuszony fragment łodygi słonecznika rozcinamy aby dostać się do wnętrza. 
Z miękkiego rdzenia wycinamy cienki plasterek. 
Kładziemy na krzemieniu i krzeszemy iskry, aby spadły na miękisz. Rdzeń słonecznika chwyta iskrę z krzesiwa tradycyjnego, w mojej ocenie dość łatwo. Nie miałem problemów ze złapaniem iskry, miękisz ładnie się żarzy. 
Nieco więcej czasu zajęło rozdmuchanie mi żaru. Wartości palne rozpałki z puchu nawłoci poprawiłem dodając pokruszonego próchna.

Są hubki sprawiające mniej lub więcej problemów jak rdzeń słonecznika. Prócz łatwopalności danej hubki trzeba rozważyć jej możliwość pozyskania w terenie oraz, co jest najważniejsze, własne doświadczenia. A tych oby jak najwięcej :)

środa, 9 marca 2022

Naleśniki z żurawiną i twarogiem. Mieszadełko z gałązki świerku. Lasoterapia :)

 
W słoneczny dzień pod koniec lutego wybrałem się na bagna. I nie było by w tym nic niezwykłego, gdyby nie żurawina. Nigdy wcześniej o tej porze roku nie nazbierałem aż tyle żurawiny. 


Owoce zdrowe, pięknie przebarwione na czerwono, kwaśne, czyli tak jak lubię ;) Zjadłem kilka garści na surowo, kilka kolejnych zebrałem do torebki i wepchałem do plecaka. 

Świeże dzikie owoce na przedwiośniu w lesie znaleźć nie tak łatwo. A gdy już się nam uda, to warto z nich zrobić coś smacznego. Postanowiłem przygotować naleśniki z żurawiną i twarogiem. 

Po drodze na miejsce ogniskowe poszukałem gałązki świerku, z której wystrugałem mieszadełko do ciasta naleśnikowego. 


Po przebraniu i opłukaniu owoce żurawiny rozgniotłem. Dodałem do tego twaróg i cukier. Wymieszałem wszystkie składniki nadzienia. Przygotowałem tradycyjne ciasto naleśnikowe. Popracowałem mieszadełkiem z gałązki świerku, świetne usprawnienie obozowej kuchni. 


Smażyłem naleśniki na patelni, a następnie smarowałem je nadzieniem z żurawiny i twarogu.


 Wstawiłem metalowa butelkę z wodą w żar aby zagotować wodę na kawę. 


Cienkie naleśniki z leśną, kwaśną żurawiną, delikatny twaróg i mocna kawa o wyczuwalnej goryczce. Połączenie idealne ;) 

Poczułem przypływ energii spowodowany zjedzeniem pysznych naleśników. Energię należało uwolnić, więc poszedłem w las. Po drodze na drzewach zauważyłem różne znaki, niektóre sympatycznie wyglądające ;) 

Na brzegu lasu rośnie grupa pomnikowych dębów. Przytulałem się do 300-letniego staruszka- lasoterapia :)

czwartek, 3 marca 2022

Moja przygoda z krzemieniarstwem - cz. 1


Pierwsza dokumentacja fotograficzna krzemiennych wyrobów pochodzi z roku 2009. Kupiłem wtedy aparat i mogłem uwieczniać istotne chwile. To punkt odniesienia jeśli wziąć pod uwagę fotografię. Pamiętam jednak, że moja przygoda z krzemieniarstwem zaczęła się co najmniej kilka lat wcześniej. Z tego okresu nic jednak nie pozostało poza wspomnieniami. Tak czy inaczej początki były takie, że w znaleziony na polu krzemień tłukłem drugim kamieniem i uzyskiwałem fragmenty o ostrych krawędziach. W moich poczynaniach więcej było przypadku, niż kontrolowanych działań. Nie posiadałem wiedzy ani umiejętności. Lichej jakości krzemień zmieniałem na gruz o nieco bardziej użytecznej formie.  

Posługiwałem się kamiennym tłuczkiem oraz zardzewiałym gwoździem, który służył mi za retuszer. Zestaw dopełniała drewniana podkładka i kawałek brzozowej kory do ochrony dłoni przed skaleczeniem. Łupałem z marszu, instynktownie, tym co znalazłem w bliskiej odległości. Spękaną krzemienną bryłę, porcelanowy talerz czy szklaną butelkę zamieniałem w drapacze, rylce, piły, wiertniki, ostrza strzał i noży. 


Nie byłem zadowolony ze swoich efektów, chciałem więcej. Zacząłem od literatury. Książek w języku polskim z tego zakresu jest mało, do dyspozycji miałem uczelniane skrypty lub naukowe opracowania dotyczące danego okresu i typologi wyrobów. Stare, pożółkłe książki z rycinami, z których o technice obróbki krzemienia niewiele się dowiedziałem. 

Pojawił się pierwszy retuszer, rogowy pośrednik i młotek. Mogłem zacząć naukę uzyskiwania wiórów.


Później nastała era internetu i studiowania dostępnych tam materiałów (filmy, artykuły). Szybko sobie uświadomiłem, że przejście od wiedzy, do praktyki w tym przypadku będzie procesem długotrwałym. To dlatego, że obróbka krzemienia nie jest zagadnieniem łatwym. W Polsce jest zaledwie kilka osób, które się tym zajmują i potrafią z konkrecji wytworzyć krzemienne narzędzia. 

W krótkim czasie poczułem się taki chojrak, że nawet na jednym zlocie poprowadziłem swoje pierwsze warsztaty z kamieniarstwa ;) 


Eksperymentowałem nie tylko z techniką i materiałami ale również oprawianiem i użytkowaniem krzemiennych narzędzi. 


Na zdjęciach widoczne są też efekty wypraw po lepszy jakościowo surowiec - krzemień z Mielnika i Świeciechowa. 
 

Od momentu podjęcia pierwszych prób z obróbką krzemienia do dnia dzisiejszego przez moje ręce przeszło kilka ton surowca. Spory zapas krzemienia jak i innych materiałów do łupania leży sobie i czeka, dlatego że coraz rzadziej znajduję czas, aby zejść do ''jaskini'' i poeksperymentować. Dobrze, że korniki kamieni nie jedzą ;) 
Przez te kilkanaście lat uzbierałem nieco wyrobów i w kolejnych częściach chciałbym wam je pokazać. Części już się pozbyłem i pozostała tylko na zdjęciach. Znacznie więcej ''zalega na magazynie''. To pierwsza cześć wpisu o mojej przygodzie z krzemieniarstwem. Do następnego :)