środa, 24 lipca 2013

II Krzemionkowskie spotkania z Epoką kamienia


Jest takie powiedzenie - raz zobaczyć, to więcej niż 1000 słów, w przypadku Krzemionek to zbyt
mało. Kto nie był, nie widział i sam nie przeżył nie zrozumie.
Nie napisałem relacji z Pińczowskich sobótek ani 2 tygodniowej wędrówki po górach, więc chociaż to. Napisać relację, łatwo się mówi, z takiej imprezy, gdzie tyle się wydarzyło!

Z różnych powodów nie jest możliwe opisanie wszystkiego, a więc moja relacja nie będzie wyczerpująca. Ze względu na duża liczbę zwiedzających zajmowałem się prezentacją na swoim stanowisku, bardzo niewiele czasu miałem by zobaczyć sąsiednie stanowiska, tym bardziej nie widziałem wszystkiego tego, co się w przeciągu tych dwóch dni działo. Najgorsza rzecz - zawiódł mnie sprzęt foto, zdjęć jest niewiele i marnej jakości, przepraszam.
Nie potrafię pięknie pisać, opiszę tak jak umiem, podałem również linki do galerii ze zdjęciami innych osób.

W Muzeum w Krzemionkach byłem ładnych kilka lat temu, miejsce bardzo mi się spodobało, gdy w tym roku dostałem zaproszenie ucieszyłem się. Ponownie zobaczę kopalnie krzemienia, spotkam się ze znajomymi, będzie możliwość poznania ciekawych osób i obejrzenia wielu pokazów. Pojechałem jako osoba, która miała się tam zająć odtwarzaniem i miało to wiele dodatkowych zalet, niedostępnych dla zwiedzających. 
II Krzemionkowskie spotkania z Epoką kamienia odbyły się w dniach 20-21 lipca na terenie rezerwatu ''Krzemionki'' niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego. Miejsce bardzo ciekawe ze względu na pradziejowe kopalnie krzemienia pasiastego, przepiękny surowiec. Impreza miała na celu promowanie archeologii, odtwórstwa historycznego oraz archeologii eksperymentalnej, zjechali pasjonaci archeologii z całej Polski, specjaliści z wielu dziedzin. Na terenie zrekonstruowanej wioski było można zapoznać się z najróżniejszymi aspektami życia człowieka w epoce neolitu i brązu, a nawet trochę szerzej, taka ''epoka kamienia na żywo''. Pokazy dotyczyły myślistwa epoki kamienia, garncarstwa, tkactwa, obróbki surowców organicznych, miedzi, brązu, krzemienia, przygotowania pożywienia, kultury duchowej. Najmłodsi mogli wziąć udział w wykopach archeologicznych czy postrzelać z łuku, był spacer po terenie rezerwatu, wykłady i filmy. Ciekawe dla mnie były badania traseologiczne oraz próby związane z odlewnictwem miedzianego ostrza siekierki, pewnie niektóre rzeczy mnie też ominęły.

Krótko o tym, co robiłem, byłem odpowiedzialny za prezentację sposobów rozpalania ognia oraz przygotowanie pożywienia zdobywanego sposobami nie rolniczymi i nie hodowlanymi odpowiednimi dla tamtej epoki. Ograniczyłem pokazy do ''dwóch kamieni'', ''dwóch patyków'' i łuku ogniowego, warunki pogodowe sprzyjały, ''walka o ogień'' wygrana. Jak zwykle mnóstwo osób pytało o technikę krzesania iskier za pomocą dwóch kamieni, nie wiem skąd się to bierze, ale prawie wszyscy byli przekonani, że można to zrobić za pomocą dwóch kawałków krzemienia. Wydaje się, że jest to kwestia edukacji na poziomie podstawowym, dużo niedomówień i przekłamań jest również w filmach. Sporo osób było mocno zdziwiona jak szybko można rozniecić ognia przy pomocy świdra ręcznego, wydawało się im, że to potrwa kilka godzin, no cóż, może ja jestem za szybki :)
Swoje malutkie stanowisko rozłożyłem koło chaty brązownika gdzie przygotowywaliśmy wspólnie z innymi posiłki. Przywiozłem ze sobą kilka rzeczy (grzybki, miodek, korzonki, roślinki, przyprawy), po drodze tez zajechałem do kamieniołomów w Nasiłowie i tam nad brzegiem Wisły nazrywałem różnych jadalnych roślin - macierzankę, tymianek, pasternak, dziką marchewkę, rdest ostrogorzki, które potem wykorzystaliśmy w naszej kuchni. Chociaż jeszcze nie pora na wykopywanie korzonków to można było porównać wygląd marchewki dostępnej obecnie w sklepie z jej dzikim przodkiem, jak ogromne zmiany zaszły w wyniku uprawy na przełomie kilku tysięcy lat. Ugotowaliśmy, co powoli staje się tradycją tego typu spotkań, barszcz z barszczu, prócz tego była pyszna polewka z soczewicy, placuszki z różnymi dodatkami i pieczone mięsiwa. Zdziwienie wielu osób budziło to, jak można doskonale gotować w glinianym garnku, jest osmolony i wygląda z daleka jak żeliwny,  ale to gliniany garnek o grubych ściankach specjalnie przeznaczony do gotowania. Zabawne było też jak zwiedzający niedowierzali, że to co gotujemy jest do jedzenia, wydawało im się że to robimy na pokaz, wcale tego nie jemy a żywimy się tym co w bufecie. Nawet nie wiedzą jak smaczne potrawy przygotowywaliśmy, niektórzy, tylko co odważniejsi próbowali naszych wyrobów.
Na tego typu imprezach pada mnóstwo pytań od zwiedzających, nie zawsze umiem odpowiedzieć, wtedy człowiek uświadamia sobie, że jest malutki i wiele jeszcze czeka go nauki. 
Przywiozłem jak zwykle z tego typu imprez sporo giftów, sam nie wiem gdzie to upchnę, nazbierałem już tyle, że chyba muzeum otworzę :)

To, że archeologia jest fajna, wiem od dawna. W Krzemionkach było sympatycznie, długo będzie co wspominać.
Dziękuję bardzo wszystkim za tak przyjemnie spędzony czas. Za zaproszenie, możliwość spotkania się, wspaniałą atmosferę, pokazy, kuchnię, towarzystwo, rozmowy - szczególnie te nocne :)

Więcej informacji o samej kopalni i czasach, gdy one funkcjonowały: http://krzemionki.pl/o-krzemionkach/kopalnie/

środa, 17 lipca 2013

Naleśniki z pyłkiem z pałki i jagodami




Po 2 tygodniach wędrówki po górach i kulinarnych przygodach w ''Niemcowej'', gdzie razem z Iwo tworzyliśmy niezwykłe dania kuchni kaukaskiej (min. bliny z różnymi nadzieniami), pomyślałem dzisiaj o naleśnikach, na słodko z jagodami.

Ciasto zrobiłem tak jak do zwykłych naleśników z tym wyjątkiem, że do mąki pszennej dodałem pyłek z pałki szerokolistnej, stąd ten żółty kolor. Jagody dodałem po wylaniu ciasta na patelnię. Nie pytajcie czy było dobre, to oczywiste.
Żałuję tylko, że tak mało w tym roku pyłku nazbierałem.

środa, 3 lipca 2013

Krzesanie ognia za pomocą markasytu, krzemienia i puchu topoli


O markasycie wspomniałem już
przy okazji opisywania pirytu, ma identyczne zastosowanie - krzesania ognia. Znajomość tego zjawiska wykorzystywano już w młodszym paleolicie.

Markasyt fizycznie i krystalograficznie różni się od pirytu. Krystalizuje w układzie rombowym, a jego kryształy maja kształt płaskich płytek lub piramid. Jest jaśniejszy od pirytu, na świeżych powierzchniach jest srebrzysto biały lub jasnożółty, ma metaliczny połysk. Szybko pod wpływem powietrza matowieje na kolor żółtawy lub brązowawy i daje czarną smugę. Twardość markasytu, podobnie jak piryt, 6-6,5 w ska­li Mohsa, jest bardziej kruchy niż piryt. Pod wpływem uderzenia piryt pęka wzdłuż nie­regularnych linii, nie tworząc gładkich krawędzi, markasyt z kolei ma wyraźny, chociaż nierówny przełam. Podobnie jak piryt ulega rozkładowi pod wpływem wody i powietrza. Markasyt tworzy skupienia masywne, zbite, ziarniste, grudkowate, nerkowate, promieniste, często występuje razem z pirytem.
Rzadszy od pirytu, w Polsce występuje w regionie śląsko-krakowskim, Turoszowa (kopalnie węgla brunatnego), Nowej Słupi, w Pomorzanach k. Olkusza, w kopalniach rudy miedzi k. Lubina, kopalnia węgla Bogdanka, poza tym Rudki, Kowala, Wolin. Najczęściej w utworach osadowych np. wapieniach, marglach, skałach ilastych w także w pokładach węgla w postaci konkrecji.

Najwygodniej posługiwać się dwoma ''kamieniami'' takiej wielkości, abyśmy mogli je pewnie uchwycić w dłoni. Jeśli mam mały kawałek markasytu to krzeszą iskry podobnie jak pirytem, przyciskam markasytem hubkę do podłoża i uderzam krzemieniem. Duża konkrecja markasytu stwarza większe możliwości,
wygodniej się posługiwać, więcej iskier powstaje przy pojedynczym uderzeniu gdyż większa jest powierzchnia, można również krzesać iskry trzymając markasyt i krzemień nad hubką, jest to pomocne zwłaszcza przy hubkach puszystych takich jak np. puch topoli. Jednak uważam tą technikę za mniej skuteczną, wymagającą większego ''zdarcia'' materiału i czasu. Zaletą techniki krzesania iskier nad hubką jest to, że jej nie zgniatamy, cały czas pozostaje puszysta. W technice krzesania, gdzie markasyt lub piryt styka się bezpośrednio z hubką, iskry mają stosunkowo krótką drogę. Gdy krzeszemy ''kamieniami'' nad hubką iskry ''pokonują'' większa odległość, spadają bardziej rozproszone na większą powierzchnię, aby zrównoważyć skuteczność w porównaniu z wcześniejszą techniką trzeba użyć większej ilości hubki, co może okazać się wadą. Dodatkowo przy wietrznej pogodzie hubkę zwiewa, zwłaszcza puch topoli, który jest bardzo lekki. Odpowiednią technikę trzeba dopasować do sytuacji tego, czym dysponujemy, wielkości i właściwości konkrecji markasytu/pirytu, hubki, warunków. Z pewnością też własne nawyki i upodobania mają tu znaczenie.

Krzemień powinien mieć ostre krawędzie, będzie łatwiej wtedy o iskrę. Nie powinien mieć jednak zbyt cienkich krawędzi, ponieważ przy uderzeniu szybko się wykruszą i pokryją hubkę warstwą pyłu, który utrudniał będzie złapanie iskry. Podobnie jak przy pirycie napastnikiem nie musi być krzemień, można użyć innych twardych skał/minerałów. Bardzo dobrze spełnia swoją rolę np. kwarc, kwarcyt, radiolaryt, agat oraz inne odmiany chalcedonu.

Hubką może być hubiak pospolity, trzeba ostrym krzemiennym wiórem zeskrobać włókna tak by utworzyły puszysty materiał, lub puch roślinny np. wierzby czy topoli. Puch topoli bardzo ładnie przyjmuje iskry, im bardziej jego włókna są oprószone pyłem z markasytu tym lepiej. Wadą puchu jest większa wrażliwość na zawilgocenie, bardzo szybko wchłania wilgoć z powietrza, pod tym względem hubka z hubiaka jest bezkonkurencyjna.
Jest takie popularne określenie krzesanie ognia ''dwoma kamieniami'' (podobnie zresztą jak ''dwa patyki'' w odniesieniu do świdra ręcznego), można się zastanawiać czy te ''dwa kamienie'' to jakieś uproszczenie, skrót? Czy określają różne czy te same minerały, czy można otrzymać iskry z  dwóch kawałków pirytu lub markasytu? Otóż cały czas pisałem o układzie, w którym wykorzystujemy piryt lub markasyt i krzemień, gdyż jest to najczęściej spotykany  i opisywany zestaw. Ze źródeł etnograficznych jednak wiadomo, że w przeszłości do krzesania iskier wykorzystywane były (w mniejszym stopniu) też dwa takie same ''kamienie'', iskry (i to wcale nie mniejsze) można otrzymać z układu: piryt-piryt, piryt-markasyt, markasyt-piryt, markasyt-markasyt.

Niektórzy twierdzą, że skrzesanie ognia markasytem jest łatwiejsze niż za pomocą pirytu, sam tego nie mogę potwierdzić, pomimo licznych prób z pirytem jak i markasytem pochodzących z różnych miejsc. Wg mnie większe znaczenie mają cechy fizyczne konkretnego okazu, które mogą być odmienne, nawet jeśli są z tej samej lokalizacji.

Techniki krzesania ognia za pomocą ''dwóch kamieni'' są łatwe do opanowania, nie potrzebny jest trening czy wcześniejsze przygotowanie fizyczne, nie są tak męczące. To również mniej zawodna metoda uzyskania ognia, mniej wrażliwa na zawilgocenie i złe warunki przechowywania.

Ktoś, kto pierwszy raz weźmie do rak markasyt i krzemień i uderza z taka siłą by powstały iskry, jak najbardziej jest w stanie uzyskać ogień. A więc można powiedzieć że jest to dla każdego, no prawie...