piątek, 6 października 2023

Skórzany docisk do łuku ogniowego

W opracowaniach antropologów opisujących życie Indian z USA i północnego Meksyku spotkamy się z informacją, że niektóre plemiona nie wykonywały żadnego specjalnego zestawu łuku ogniowego. W razie potrzeby modyfikowali oni nawet łuki bojowe, aby wprowadzić w obroty świder. Nie korzystali też z docisków. Po prostu składali kawałek skóry aby chronić dłoń. Zaintrygowało mnie użycie kawałka skóry.

Mamy tendencję do grzęźnięcia w z góry przyjętych poglądach na temat tego, jak coś musi wyglądać. Docisk - tradycyjnie jest to kawałek czegoś twardego, drewno, kamień, poroże, kość lub muszla w którym górna część świdra będzie się ślizgać. 

Widoczne ślady polerowania górnego końca świdra w zestawieniu ze skórzaną podkładką. Efekt uzyskany po jednej próbie uzyskania żaru (kilkanaście sekund pracy łukiem).

Z grzbietowej cześć jeleniej skóry z włosiem wyciąłem fragment i złożyłem na pół. Miał on przejąć rolę docisku. Górny koniec świdra, zamiast zaostrzy jak się to tradycyjnie robi, zaokrągliłem. Pozostałe elementy łuku ogniowego nie uległy zmianie. 

Żar, co było do przewidzenia, uzyskałem bez większego problemu. Docisk ze skóry działa dobrze, chociaż dało się wyczuć większy opór świdra. Jak widać na zdjęciach skóra, pod wpływem tarcia i wysokiej temperatury, w miejscu styku ze świdrem, lekko się zwęgliła i przetarła. 

Posmarowanie gniazda tłuszczem bądź podłożenie dodatkowo świeżego liścia powinna temu zapobiec.  

Lekcja prostoty od tych, którzy w niej żyli. 

wtorek, 18 lipca 2023

Sznurek z robinii akacjowej

 
Łyko robinii akacjowej to bardzo dobry surowiec na sznurki. Roślina bardzo ekspansywna, ma negatywny wpływ na środowisko, należy ją więc zwalczać. Nie miejmy skrupułów przy zbieraniu kory z młodych pni robinii. 

Materiał pozyskujemy w okresie wiosenno-letnim, gdy łatwo ona odchodzi od pnia i jest elastyczna. Pozyskujemy długie i wąskie pasma łyka z korą, której należy się pozbyć, np. za pomocą noża. 


Poniżej oczyszczone łyko robinii akacjowej. 



Jak widać na zdjęciu, łyko można dzielić na warstwy. 


Gdy mamy przygotowany materiał, możemy przystąpić do skręcania sznurka. Skręcamy równej wielkości pasma. Tam gdzie są cieńsze, słabsze lub się kończą dobieramy kolejne. Pamiętajmy o utrzymaniu odpowiedniej wilgotności łyka, łatwiej nam będzie pracować. 


Skręcanie sznurków z naturalnych materiałów jest czasochłonnym, ale lekkim i miłym zajęciem zwłaszcza, gdy upalne popołudnia spędzamy w obozie, w cieniu drzew. Tego typu sznurki robię, przy okazji, np. gdy pilnuję wędek. W większości do bieżących zastosowań. Łyko z robinii jest łatwiejsze do przygotowania niż łyko z wierzby. Właściwości z kolei sznurka z łyka robinii akacjowej zbliżone są do sznurka z wierzby czy lipy. 

środa, 5 lipca 2023

Pojemniki z kości


Zwierzęce kości wykorzystałem do zrobienia praktycznych pojemników. Pierwszy służy mi za solniczkę lub pojemnik na przyprawy/hubkę, drugi za igielnik. Wykorzystałem maksymalnie naturalne właściwości znalezionych kości. Pierwszy pojemnik został zrobiony z fragmentu rurkowatej kości, w której odciąłem końce. Jeden z nich uszczelniłem korkiem zrobionym z sosnowej kory i sosnową żywicą. Zatyczka zrobiona z krótkiego kawałka wierzbowej gałązki. W drugim pojemniku wystarczyło dorobić tylko korek z sosnowej kory. 

Naturalny kształt, rurkowaty przekrój, duża wytrzymałość i szczelność, to największe zalety pojemników wykonanych z kości zwierząt. 


poniedziałek, 5 czerwca 2023

Krzesiwa tradycyjne wykonane ze starego pilnika w oprawie z dębiny oraz w oplocie z kory brzozowej



Stary, duży, pokryty rdzą pilnik przerobiłem na krzesiwa tradycyjne. Chociaż takim fragmentem połamanego pilnika można bez problemu krzesać iskry, to pomyślałem, że właściwy leśny charakter uzyskają po oprawieniu w tradycyjne materiały. Dwa z nich, widoczne na zdjęciach, już oprawiłem. Zastosowałem drewno i korę. Pierwsze krzesiwo ma oprawę z kawałka dębiny. Po wyszlifowaniu i zaolejowaniu uwidocznił się pięknie rysunek słojów drewna.
We fragmencie dębiny wyciąłem na długości 2 cm rowek o grubości minimalnie większej niż grubość pilnika. Następnie wkleiłem pilnik na dziegieć i uzupełniłem nim nieszczelności. Ostatni etap to szlifowanie papierem ściernym i zabezpieczenie olejem.

Drugie krzesiwo ma oprawę wykonaną z kory brzozowej. Technika podobna jak przy wykonywaniu pochewki do siekiery, Dodatkowo cieńszym paskiem kory owinąłem końce krzesiwa. Pilnik został również wklejony na dziegieć. 

poniedziałek, 29 maja 2023

Bulwki ziarnopłonu wiosennego zwane dziką pszenicą


Ziarnopłon wiosenny (Ficaria verna), roślina wieloletnia z rodziny jaskrowatych. W Polsce pospolita, zajmuje siedliska żyzne leśne, najczęściej nad brzegami rzek, strumieni, źródliskami, w grądach i łęgach. Tworzy całe łany. Wczesną wiosną przed kwitnieniem jadalne są młode liście ziarnopłonu. Na surowo lub gotowane jak zielenina. Jeden z moich ulubionych składników sałatek. Bardzo smaczne, zawierają dużo witaminy C. Uwaga! Cała roślina w okresie kwitnienia jest lekko trująca! Wzrasta wtedy udział protoanemoniny - substancji trującej występującej we wszystkich jaskrowatych. Ostry, piekący smak rośliny jest sygnałem, że nie należy jej spożywać. 

Jadalne są również bulwki korzeniowe o maczugowatym kształcie oraz drobniejsze bulwki łodygowe.


W starożytności, ze względu na podobieństwo małych bulwek łodygowych do ziarniaków pszenicy, roślina nazywana dziką pszenicą. Po obumarciu liści leżą one na ziemi. Masowe wytwarzanie i gromadzenie się bulwek na powierzchni gleby po obfitych wiosennych deszczach nazywane było na naszych ziemiach pszennym deszczem. Spożywane przez człowieka już w mezolicie.  Zbieramy je jednak dopiero pod koniec maja, gdy roślina przechodzi w stan spoczynku (liście żółkną i zamierają). 


Zbiór jest łatwy, bulwki korzeniowe są płytko pod powierzchnią gleby. W kopaniu pomagam sobie zaostrzonym patykiem lub drewnianą kopaczką. 


Ze względu na małe rozmiary bulwek wydajność jest jednak mała. Przygotowanie większej porcji bulwek ziarnopłonu może potrwać kilka godzin. Zbiory dokładnie płuczę w czystej wodzie. Bulwki możemy gotować, piec lub smażyć. Bogate w skrobię, mączyste i sycące. Najczęściej przygotowuję je gotując 15-20 minut, odlewam wodę i lekko solę. Bardzo smaczne. 


Co roku zbieram liście i bulwki ziarnopłonu. To, że małe, nie ma dla mnie znaczenia. Zamiast gapić się w TV lub komórkę, wolę wcielić się mezolitycznego łowcę-zbieracza. Wszystkiego dzikiego :)

sobota, 6 maja 2023

Ziołowe chlebki pieczone na patyku oraz wojskowej menażce LWP. Koktajl i twaróg z bluszczykiem kurdybankiem.


Na wiosnę zbieram ziele bluszczyku kurdybanka, który o tej porze ma delikatny smak i zapach. To już u mnie tradycja. Aromatyczna, ziołowa nuta bluszczyku wspaniale smakuje w wypiekach, np. ziołowych chlebkach. Równie smaczny jest ziołowy koktajl czy twaróg z bluszczykiem. 


Skubię tylko młode końcówki łodyg bluszczyku z listkami. 


Drobno siekam. Do naczynia wsypuję mąkę,  proszek do pieczenia, sól, dodaję odrobinę masła i dużo posiekanego bluszczyku. Dokładnie mieszam wszystkie składniki. Wlewam wodę i zagniatam miękkie ciasto. Dzielę na porcje. Rozwałkowuję dłońmi każdy kawałek ciasta na długi sznurek. Przyklejam jeden koniec do patyka, a następnie owijam. Chlebki piekę nad żarem. 

                           

Jedna porcję ciasta zostawiłem na koniec i upiekłem ziołowy chlebek w woskowej menażce LWP. Ciasto ułożyłem na kawałku puszki aluminiowej. 


Włożyłem do środka menażki i złożyłem. Rozgarnąłem żar na boki, na środku umieściłem menażkę i zasypałem żarem. Piekłem około 40 minut. 


Chlebki wyszły doskonale wypieczone, aromatyczne i smaczne. Polecam sprawdzić :)

sobota, 15 kwietnia 2023

Szyszkówka świerkowa na grzankach

Szyszkówka świerkowa (Strobilurus esculentus), niewielki, smaczny grzyb pojawiający się wczesną wiosną, głównie marzec-czerwiec, rzadziej jesienią (październik-listopad). Średnica kapelusza do 3,5 cm, miąższ o łagodnym smaku, bez zapachu. Pospolity wszędzie tam, gdzie występują świerki, gromadnie, po kilkanaście owocników wokół jednej szyszki. 


Pomimo niewielkich rozmiarów zbiera się go szybko i przyjemnie. 


Zebrane kapelusze szyszkówek z cebulką podsmażyłem na maśle. 


Do tego odrobina przypraw. Przygotowałem grzanki. Wtarłem ząbek czosnku. Na grzanki wyłożyłem podsmażone grzybki. Pyszności. 


Do tego była jeszcze kawa, bo jakiś oklapły byłem ;)

wtorek, 11 kwietnia 2023

Soki drzew- sposób na pozyskanie czystej wody


Jedną z możliwości uzupełnienia zapasów wody pitnej podczas wędrówki jest uzupełnianie ich o soki drzew. To woda wzbogacona o niewielkie ilości dodatków, przefiltrowana przez system korzeniowy, a wiec bezpieczna. 

W ''sezonie na sok'' robię tak często, z różnych powodów. Są smaczne, zdrowe i dają mi energię do działania. Pozyskany sok jest zamiennikiem wody, więc nie muszę jej dźwigać w plecaku. Pozyskuję na miejscu tylko tyle, ile jest mi potrzebne. Soki z drzew ratują sytuację gdzie jest problem z pozyskaniem czystej wody, np. tereny rolnicze.

W zależności od gatunku oraz warunków pogodowych soki można pozyskiwać od stycznia do kwietnia, najwcześniej z klonu, później z brzozy i grabu. Okres zbioru uzależniony jest od warunków pogodowych, zwykle trwa 2-4 tygodni.

Metody zbioru opisałem we wpisach: ,,Soku z brzozy. Syrop z soku z brzozy'' oraz ,,Syrop klonowy zrób sam''. Zachęcam do zapoznania się ze starszymi moimi wpisami. Jest tam dużo informacji odnośnie soków brzozy i klonu. 


Najczęściej korzystam z dobrodziejstwa brzozy, klonu i grabu. Prócz tych gatunków drzewne soki można pozyskiwać z buka, czereśni, lipy, olchy i osiki. Sok z brzozy i klonu zawiera pewne ilości cukru i jest nieco słodki. Sok z grabu smakuje jak zwykła woda. Brzoza czy grab potrafi być bardzo ''wydajna'' jeśli chodzi o zbiór, nawet kilkanaście litrów z jednego punktu. 


Z olchy korzystam w ostateczności, gdyż jest mało wydajna i jej sok jest gorzki. 


Sok z drzew to nie tylko woda, ale też niewielkie ilości cukrów, związków żywicznych, garbników, kwasów organicznych, soli mineralnych i witamin. Ich ilość jest zmienna i zależy od wielu różnych czynników, między innymi gatunku drzewa i pory zbioru. Bardziej szczegółowo opisałem to we wspomnianych wcześniej wpisach. 

Po zebraniu sok z drzew zwykle wymaga przefiltrowania z drobnych zanieczyszczeń. Wystarczy przelać go przez bandanę. Piję najczęściej świeży lub gotuję i zaparzam herbatę (z zebranych po drodze ziół) lub kawę. Poza tym drzewnych soków używam tak samo jak zwykłej wody. 


Należy pamiętać, że soki drzew są bardzo zmiennym, a zarazem i zawodnym źródłem wody. Warto mieć alternatywę i znać inne możliwości jej uzupełniania.

Na koniec podstawy, etyka korzystania z dobrodziejstw natury, nie śmiecić, nie szkodzić. 

piątek, 24 marca 2023

Wieloosobowa jama śnieżna. Nocleg w śniegu. Bytowanie w górach w warunkach zimowych.

Na badaniach terenowych u szalonego profesora ;) Tak w jednym zdaniu można określić to, co zrobiliśmy w ostatni weekend. Na zaproszenie dr Staszka Kędzi, razem z Michałem i Darkiem, gdzieś w górach, w ostatni weekend, mieliśmy przyjemność w uczestniczenia w badaniach. Wyniki z tych badań zostaną zaprezentowane w tym roku na międzynarodowej konferencji organizowanej przez Akademię Wojsk Lądowych "Górskie Środowisko Walki - Doświadczenia i Perspektywy. 

Zasada trzech jedności - czas, miejsce, akcja. Pomysł badań terenowych pojawił się rok temu. Realizacja odwlekła się do połowy marca, aż wystąpiły sprzyjające warunki. Przez kilka ostatnich tygodni czekaliśmy w napięciu na telefon od Dottore. Plecaki  spakowane zgodnie z ustaleniami. Miejsce akcji poznaliśmy już wcześniej. Góry, tylko tam była szansa na odpowiedniej grubości pokrywę śnieżną.  Akcja - nie do powtórzenia ;) 

W piątek wieczorem, po kilku godzinach jazdy samochodem i przesiadkach, meldujemy się w klimatycznej bazie. Janusz robi na kolekcję pyszne naleśniki. Sączymy Becherovkę i omawiamy szczegóły. Staszek naszkicował na kartce papieru plan wieloosobowej jamy śnieżnej. I wszystko jasne, prawda? ;) 


Rano, po zjedzeniu porządnego śniadaniu, wyruszamy. Podziwiamy wspaniałe widoki ośnieżonych gór. Świeże powietrze, ciepło i słonecznie. Niezbędna jest ochrona oczu i głowy. Dźwigamy duże i ciężkie plecaki wypchane niezbędnym sprzętem. Niespiesznie pniemy się w górę. Po kilku przystankach jesteśmy na miejscu. Zrzucamy plecaki, siadamy, chwilę odpoczywamy, pijemy herbatę. Dokładnie badamy teren - ukształtowanie, strukturę i grubość pokrywy śnieżnej. Sonda lawinowa wskazuje ponad 3 m śniegu, parametry korzystne. 

 

Wyznaczamy wymiary wykopu - długość około 5 m i na szerokość ramion. Kopiemy, Staszek dowodzi. Podczas kopania zmieniamy się, dwie osoby kopią, dwie odpoczywają. Śnieg odrzucamy na boki. 


Stopniowo pogłębiamy wykop do około 1,8 m. W miejscu gdzie jest łapacz zimnego powietrza jest jeszcze głębiej. Robimy schodki wejściowe.


Zaznaczany zarys jam do spania i wybieramy śnieg stopniowo pogłębiając komory. Profilujemy ławy do spania. Łukowe sklepienia zapewniają większą wytrzymałość. Jamy są na tyle obszerne aby pomieścić nasze plecaki. 


Decydujemy się na wykopanie trzech jam, jednej z lewej strony wykopu i dwóch po prawej, oddzielonej filarem. Staszek chce spać na zewnątrz w bivi. 


Sprawdzamy wielkość jam, jest bardzo dobrze. Podziwiamy piękne widoki przez sufit, który musimy niestety zakryć. 


Przykrywamy wykop blokami śnieżnymi. Praca zespołowa jest niezbędna, Michał wycina bloki, Darek przynosi, ja montuję i uszczelniam. Robimy zmiany, trzy osoby pracują a jedna odpoczywa. Zostawiamy otwór wentylacyjny, przekrój regulujemy za pomocą łopaty ;) Kreatywność pomimo zmęczenia.


Robimy nadproże, widok z zewnątrz i od wewnątrz. Następnym razem nie robił bym nadproża z płyt, tylko wydrążył łopatą odpowiedni kształt w śniegu. Do realizacji takich planów potrzebne jest jednak doświadczenie. Kolejne obserwacje - przy tej wytrzymałości śniegu kusi, aby spróbować innego rodzaju schronienia, np. igloo. 


Pracę kończymy tuż po zachodzie słońca. Wnosimy plecaki, rozkładamy maty, można poczuć się jak w domu ;) 


Po pracowitym dniu uzupełniamy płyny i jemy ciepły posiłek. Na szczęście woda jest w zasięgu ręki ;) 


Dzielimy się wrażeniami. Jesteśmy zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi. Wejście tymczasowo zasłaniamy karimatą.


Docelowo na noc wejście zasłaniamy folią NRC i plecakami. W  kilku miejscach umieszczamy rejestratory temperatury. Szybko usypiamy. 



Wykopanie jamy śnieżnej dla trzech osób zajęło nam 4,5 h. Przeliczając na osobę daje to około 1,5 h. Uważam to za bardzo dobry wynik. Nocleg i warunki bytowe oceniam na komfortowe - cicho, ciepło i wygodnie. Chciałbym następnym razem mieć możliwość bytowania w tego typu schronieniu przez kilka dni. Wysiłek włożony w wybudowanie jamy śnieżnej rozłożył by się w dłuższym okresie czasu. Stwarza to pole do innych, równie ciekawych działań w terenie. 

Rano łyk gorącej herbaty z termosu i pakujemy się. Zasypujemy jamy i uprzątamy teren. Zarzucamy plecaki i w drogę powrotną. Szkoda tylko, że tak krótko. Na koniec zacytuję słowa Docttore - ,,Panowie, bez Was te badania terenowe nie miały szans powodzenia.'' Dziękuję :)