piątek, 22 grudnia 2023

Ditlenek manganu czyli chemia dla neandertalczyka


Podczas wykopalisk w 
Pech-de-l’Azé w południowo-wschodniej Francji na stanowisku archeologicznym liczącym ponad 50 000 lat odkryto dużą liczbę małych czarnych bryłek, które okazały się ditlenkiem manganu. Powszechna interpretacja jest taka, że neandertalczycy zbierali je ze względu na właściwości barwiące i wykorzystywali do dekoracji ciała, potencjalnie w celach symbolicznych. Jednak to wymagało by dużo większego wysiłku niż powszechnie dostępne, udokumentowane w literaturze etnograficznej, sadza i węgiel drzewny. Badacze z Holandii sugerują, że grupa neandertalczyków z południowej Francji do rozpalania ognia mogła używać ditlenku manganu. Przeprowadzone przez nich eksperymenty wykazały, że sproszkowany ditlenek manganu obniża temperaturę zapłonu drewna o około stopni Celsjusza (z 350 do 250) i zwiększa szybkość spalania. Używanie innych tlenków manganu nie daje takich rezultatów. Dokładnie jak to robili, jaką techniką, czy to był świder ręczny, łuk ogniowy, a może krzemień i piryt, nie wiemy? Wyniki badań trudno uznać za mocne, gdyż taki sposób wykorzystania ditlenku manganu nie był znany żadnym innym grupom zbieracko-łowieckim. 

Kupiłem fragment skały pokryty ditlenkiem manganu, który użyłem do swoich eksperymentów. Obejmowały one techniki cierne (świder ręczny i łuk ogniowy) oraz krzesiwo tradycyjne. Najbardziej interesowały mnie wyniki eksperymentów z technikami ciernymi, piryt i krzemień mnie nie interesował wcale  więc nawet nie próbowałem, a krzesiwo tradycyjne wyszło tak przy okazji. 

Wyniki eksperymentów zacznę omawiać od krzesiwa. Jako hubki użyłem wysuszonego fragmentu amadou hubiaka pospolitego, bez i ze sproszkowanym, wtartym we włókna ditlenkiem manganu. Różnice w łatwopalności hubki są łatwo zauważalne, już niewielka ilość sproszkowanego ditlenku manganu obniża temperaturę zapłonu hubki. W przypadku łuku ogniowego i świdra ręcznego też można zauważyć korzyści płynące z chemicznego wspomagania, ale nie jest to już tak łatwo dostrzegalne. Nie poczułem tych 100 stopni mniej, co najwyżej kilkadziesiąt? Nie wiem, czy użyty przeze mnie ditlenek manganu posiadał identyczne właściwości jak ten z Pech-de-l’Azé oraz czy technika, sposób użycia ditlenku manganu, był prawidłowy? Mogę tylko powiedzieć, że gdybym był takim neandertalczykiem i znalazł w terenie coś, co pomogłoby pomóc w rozpalaniu ognia, to bym tego użył. 

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Mini łuk ogniowy - konkurs


Dawno temu (po datach widzę, że pierwsza propozycja nadesłana została w marcu 1998 r.) na jednej z grup tematycznych ogłoszono konkurs na najmniejszy zestaw łuku ogniowego na świecie. Celem konkursu było promowanie prymitywnych technik ogniowych i rozwijanie umiejętności. Zasady były następujące:

1. Stwórz jak najmniejszy zestaw.
2. Zestaw ma działać.
3. Prześlij zdjęcia.
4. Podaj wymiary i użyte materiały.
5. Nie ma sędziów, nie oszukujemy.
6. Nagrodą jest dobra zabawa.
7. Konkurs nie jest zamknięty, ciągle trwa.

Jesteście ciekawi wyników? Oto trzy pierwsze kolejno nadesłane propozycje:
1. Dick Baugh z USA
świder 84/8 mm, podstawka 100x31x9 mm, docisk 52x19x11 mm, łuk 230 mm
2. Nelson Bay z Australii
świder 47/10 mm, podstawka 50x17 mm, docisk 47x37x15 mm, łuk 160 mm
3. Randy Haas Jr z USA
świder 120/8 mm, podstawka grubości 7 mm, docisk długość 67 mm, łuk 122 mm

Późno, ale ja też przyłączyłem się do tej zabawy. Zestaw widoczny na zdjęciu. Nazwijmy go kieszonkowy lub też mini łuk ogniowy :) Podstawka świerkowa, świder z konyzy, docisk z żywicznej gałęzi sosnowej, łuk z derenia. Wymiary podstawki 98x23x10 mm, świdra 73x8 mm, docisku 30x22x34 mm i łuku 184x6 mm. Trochę trzeba się nagimnastykować, ale zabawa dobra. Dwa podejścia, dwa razy uzyskałem żar. To moje pierwsze podejście do mini łuku ogniowego. Pewnie przy kolejnej próbie mój zestaw byłby jeszcze mniejszy. Nieistotne, które miejsce zajmiemy. Ten konkurs ma na celu rozwijanie umiejętności, a przede wszystkim mamy się dobrze bawić. To miłej zabawy :)

środa, 29 listopada 2023

Idź swoją drogą


Zimny i śnieżny listopadowy wieczór. W końcu znalazłem chwilę czasu by spojrzeć na zdjęcia, które zrobiłem kilka miesięcy temu. Miło się ogląda i wspomina przyjemny czas urlopu. Czasu odpoczynku od pracy i realizacji swoich pasji. Świat się zmienia, ale nie moje pasje. Nie ulegam modzie, wpływom ani chwilowym trendom. Od kilkudziesięciu lat podążam leśną drogą, swoją drogą.

Idź swoją drogą, spolszczone przez Wojciecha Młynarskiego słowa piosenki My way, mogłoby stanowić motto nie jednej wyprawy, i nie tylko. Kolejny raz byłem w tym samym, dobrze znanym sobie miejscu . Nie miałem sił na ,,przeprowadzki'', chciałem posiedzieć przez tydzień i zająć się leśnym rzemiosłem. Mam zamiar zbudować neolityczną dłubankę i spłynąć Wisłą kilkadziesiąt kilometrów w reko stylu. Niestety nie znalazłem odpowiedniego miejsca ani materiału. Być może innym razem się powiedzie? Rozpoznanie zacząłem robić już wiosną, na lewym i prawym brzegu Wisły, w sumie kilka dni i kilkadziesiąt km. Udało mi się tylko popracować odrobinę ciosłem metalowym i krzemiennym. Praca w drewnie siekierą, wypalanie i wybieranie materiału. Pierwsze przymiarki już za mną. Na pewno w pojedynkę łatwe to nie będzie.

Obóz założyłem blisko brzegu Wisły na trawiastej, wysokiej skarpie pośród drzew. Miałem dogodną lokalizację do wędkowania, pływania, wędrówek i rzemiosła. Z drewna, które naniosła rzeka wybrałem materiał na mały pojemnik wykonany z wykorzystaniem ognia i muszli. 


Technika pal i skrob znana jest przez człowieka od tysiącleci. Umożliwia kształtowanie drewna, w sytuacji gdy nie dysponujemy narzędziami, od małych łyżek do kilkunastometrowych dłubanek. Do tej pory wypalałem jedynie pojemniki max. 1 m długości. Dłubanka, którą zamierzam zrobić ma mieć długość minimum 3-4 m. Liczę, że proces wypalania znacznie przyspieszy prace. Kontrolując co kilka godzin proces wypalanie można prowadzić przez całą dobę, czyli my śpimy, a dłubanka sama ''sama'' się robi. Plany spływu Wisłą dłubanką w stylu neolitycznym jeszcze bardziej stały się przejrzyste po obejrzeniu relacji z Ekspedycji Monoxylon IV. Znacie ,,Czeską szantę''?  Ja też ,,...chcę być marynarzem, pływając na czeskich statkach'' ;)  

Z braniami ogólnie było słabo, to też efekt moich nieumiejętności w moczeniu kija. Trochę drobnicy jednak wyciągnąłem i na wkładkę mięsną do kotła wystarczyło. 


Płotka, okonek czy jazgarz, nawet taki niewielki, upieczony na patyku jest pyszny. 


Jak ryba nie brała, to zajmowałem się innymi rzeczami. Ze stosiny pióra łabędzia zrobiłem spławik. Do tego gumki, haczyk, ciężarki, kilka metrów żyłki i świeżo wycięty kij z wierzby, taki powrót do dzieciństwa. 


Piór, nie tylko łabędzia, miałem więcej. Przyciąłem je i wykonałem lotki do drzewców miotacza oszczepów. 


Do tej pory korzystałem z pożyczonego sprzętu, obecnie pracuję nad własnym. Polować nie zamierzam, ale miotanie do celu jest w planach.

Na ostrodze, gdzie łowiłem ryby, opadająca woda odsłoniła dużo muszli. To przydatny materiał z którego można zrobić zaimprowizowane świeczki, miseczki, łyżki, pojemniki, skrobaki, noże oraz groty. Rozbiłem muszle kamieniem i wybrałem fragment o największej grubości ścianki. Po kilkunastu minutach szlifowania na piaskowcu otrzymałem grot. Muszle to materiał łatwo dostępny i prosty w obróbce.
 

Pełno śmieci, także tu gdzie biwakuję. Nie brakuje materiału na sprawdzenie survivalowych patentów. Z puszek po piwie i podgrzewaczy wykonałem oświetlenie. 


Testowałem kilka rozwiązań zaimprowizowanego noża - z wieczka metalowej puszki po konserwie, ze szlifowanej muszli oraz nóż hoko z krzemiennym ostrzem. Wyniki eksperymentu opiszę innym razem.

Z łodyg nadrzecznej roślinności wyplotłem matę na stolik. Dawno taki mat nie wyplatałem - to było jakieś 30 lat temu? Biegałem wtedy po bagnach, budowałem szałasy z łodyg pałki i wyplatałem duże maty do siedzenia. Spożywanie posiłków w plenerze i estetyka :)


Codziennie piekłem podpłomyki na różne sposoby. To żelazna cześć moich dłuższych wyjazdów. 


Był też bannock z dodatkiem dużej ilości suszonych owoców i ziaren. 


Fantastycznie smakuje z poranną, gorącą, gorzką kawą. 

Tylko jednego dnia musiałem schować się pod plandekę. Pogoda sprzyjała i mogłem spać tak lubię, czyli przy ognisku. Gleba, mata, na to śpiwór, wystarczy. 


Po śniadaniu czas na wędrówki po okolicy. Trafiłem na wysyp kań, ale innych jadalnych gatunków też nie brakowało. 


Grzyby w ilościach znacznie większych niż byłbym w stanie sensownie wykorzystać, także wracałem z niewielką cześć tego, co znalazłem. Przygotowywałem z nich sos, w osobnym naczyniu miałem kaszę gryczaną. Gotowałem też zupy, które uwielbiam. 

Stado krów, które cały dzień pasło się na wiślanej wyspie, wieczorem rolnik przygonił aby napiły się wody. Krowy ochoczo wchodzą do rzeki i niespiesznie piją. 


Słyszę głośne przeklinanie rolnika, który stara się opanować rozbrykane stado. Krowy, które kiedyś były stałym elementem wiejskiego krajobrazu, obecnie w naturze stanowią rzadki widok. Regulacja rzek, zaniechanie wypasu i zmiany gospodarcze przyczyniły się do sukcesji znacznej części nadwiślańskich pastwisk. Zmienia się krajobraz, roślinność, gatunki. Woda w rzecze na pierwszy rzut oka nie wygląda na zbyt czysta, ale myślę, że nie jest tak źle. Nie odmówiłem sobie codziennej kąpieli. Robię tak na każdym wyjeździe. 

Shou Sugi Ban, czyli technikę opalania drewna zastosowałem do wykonania deski do krojenia. Poskręcałem trochę sznurków i testowałem nowe pomysły przy technikach ogniowych. Po tych kilku miesiącach wszystkiego nie przypomnę sobie, tym bardziej że nie zawsze robiłem zdjęcia. Coraz mniej przykładam się do zapisywania tego, co robię.

Rozkład dnia wyglądał tak, że wstawałem przed świtem i szedłem zarzucić wędki. Po 3-4 godzinach przychodziłem i jadłem śniadanie. Później kilku godzinna wędrówka po okolicy, następnie powrót i przerwa obiadowa. Roboty w obozie, a później aż do 22.00 siedziałem na ostrodze. Wieczorem były najlepsze brania. A nawet jak brań nie było, to słuchałem nawoływania sów i obserwowałem drogę mleczną. Patrzyłem hen, hen daleko i snułem plany. A gdy podładowałam baterie w telefonie mogłem posłuchać ulubionej muzyki. 

Idź swoją drogą - (Autor oryginału - Paul Anka, opracowanie słów w języku polskim - Wojciech Młynarski)

Co dzień, gdy przejdziesz próg,
masz wiele dróg, co w świat prowadzą
i znasz sto mądrych rad,
co drogę w świat wybierać radzą
i wciąż ktoś mówi ci,
w czym właśnie tkwi tej sprawy sedno,
byś mógł - z tysiąca dróg -
wybrać tę jedną.

Lecz gdy, tak zrządzi traf,
że świata praw nie zechcesz zmieniać
i kark potrafisz zgiąć,
gdy siłą wziąć, sposobu nie ma,
gdy w tym nie zgubisz się,
nie zwiodą cię zbyt trudne cele,
wierz mi - na drodze tej
osiągniesz wiele.

Bo znajdziesz na tej jednej z dróg
i kobiet śmiech, i forsy huk,
choćby cię kląć świat cały miał,
lecz w oczy nikt nie będzie śmiał,
chcesz łatwo żyć, to śmiało idź,
idź taką drogą.

Lecz gdy przetarty szlak
wybierzesz, jak wielu wybrało
i nim osiągniesz już
co w życiu zawsze krótko trwało
lecz nim w świat wejdziesz ten,
gdzie według cen pochlebstwem płacisz,
choć raz, raz pomyśl, czy
czegoś nie tracisz...

Bo przecież jest niejeden szlak,
gdzie trudniej iść, lecz - żyjąc tak,
nie musisz brnąć w pochlebstwa dym
i karku giąć przed byle kim,
rozważ tę myśl, a potem idź -
idź swoją drogą!


Ahoj ;)

piątek, 6 października 2023

Skórzany docisk do łuku ogniowego

W opracowaniach antropologów opisujących życie Indian z USA i północnego Meksyku spotkamy się z informacją, że niektóre plemiona nie wykonywały żadnego specjalnego zestawu łuku ogniowego. W razie potrzeby modyfikowali oni nawet łuki bojowe, aby wprowadzić w obroty świder. Nie korzystali też z docisków. Po prostu składali kawałek skóry aby chronić dłoń. Zaintrygowało mnie użycie kawałka skóry.

Mamy tendencję do grzęźnięcia w z góry przyjętych poglądach na temat tego, jak coś musi wyglądać. Docisk - tradycyjnie jest to kawałek czegoś twardego, drewno, kamień, poroże, kość lub muszla w którym górna część świdra będzie się ślizgać. 

Widoczne ślady polerowania górnego końca świdra w zestawieniu ze skórzaną podkładką. Efekt uzyskany po jednej próbie uzyskania żaru (kilkanaście sekund pracy łukiem).

Z grzbietowej cześć jeleniej skóry z włosiem wyciąłem fragment i złożyłem na pół. Miał on przejąć rolę docisku. Górny koniec świdra, zamiast zaostrzy jak się to tradycyjnie robi, zaokrągliłem. Pozostałe elementy łuku ogniowego nie uległy zmianie. 

Żar, co było do przewidzenia, uzyskałem bez większego problemu. Docisk ze skóry działa dobrze, chociaż dało się wyczuć większy opór świdra. Jak widać na zdjęciach skóra, pod wpływem tarcia i wysokiej temperatury, w miejscu styku ze świdrem, lekko się zwęgliła i przetarła. 

Posmarowanie gniazda tłuszczem bądź podłożenie dodatkowo świeżego liścia powinna temu zapobiec.  

Lekcja prostoty od tych, którzy w niej żyli. 

wtorek, 18 lipca 2023

Sznurek z robinii akacjowej

 
Łyko robinii akacjowej to bardzo dobry surowiec na sznurki. Roślina bardzo ekspansywna, ma negatywny wpływ na środowisko, należy ją więc zwalczać. Nie miejmy skrupułów przy zbieraniu kory z młodych pni robinii. 

Materiał pozyskujemy w okresie wiosenno-letnim, gdy łatwo ona odchodzi od pnia i jest elastyczna. Pozyskujemy długie i wąskie pasma łyka z korą, której należy się pozbyć, np. za pomocą noża. 


Poniżej oczyszczone łyko robinii akacjowej. 



Jak widać na zdjęciu, łyko można dzielić na warstwy. 


Gdy mamy przygotowany materiał, możemy przystąpić do skręcania sznurka. Skręcamy równej wielkości pasma. Tam gdzie są cieńsze, słabsze lub się kończą dobieramy kolejne. Pamiętajmy o utrzymaniu odpowiedniej wilgotności łyka, łatwiej nam będzie pracować. 


Skręcanie sznurków z naturalnych materiałów jest czasochłonnym, ale lekkim i miłym zajęciem zwłaszcza, gdy upalne popołudnia spędzamy w obozie, w cieniu drzew. Tego typu sznurki robię, przy okazji, np. gdy pilnuję wędek. W większości do bieżących zastosowań. Łyko z robinii jest łatwiejsze do przygotowania niż łyko z wierzby. Właściwości z kolei sznurka z łyka robinii akacjowej zbliżone są do sznurka z wierzby czy lipy. 

środa, 5 lipca 2023

Pojemniki z kości


Zwierzęce kości wykorzystałem do zrobienia praktycznych pojemników. Pierwszy służy mi za solniczkę lub pojemnik na przyprawy/hubkę, drugi za igielnik. Wykorzystałem maksymalnie naturalne właściwości znalezionych kości. Pierwszy pojemnik został zrobiony z fragmentu rurkowatej kości, w której odciąłem końce. Jeden z nich uszczelniłem korkiem zrobionym z sosnowej kory i sosnową żywicą. Zatyczka zrobiona z krótkiego kawałka wierzbowej gałązki. W drugim pojemniku wystarczyło dorobić tylko korek z sosnowej kory. 

Naturalny kształt, rurkowaty przekrój, duża wytrzymałość i szczelność, to największe zalety pojemników wykonanych z kości zwierząt. 


poniedziałek, 5 czerwca 2023

Krzesiwa tradycyjne wykonane ze starego pilnika w oprawie z dębiny oraz w oplocie z kory brzozowej



Stary, duży, pokryty rdzą pilnik przerobiłem na krzesiwa tradycyjne. Chociaż takim fragmentem połamanego pilnika można bez problemu krzesać iskry, to pomyślałem, że właściwy leśny charakter uzyskają po oprawieniu w tradycyjne materiały. Dwa z nich, widoczne na zdjęciach, już oprawiłem. Zastosowałem drewno i korę. Pierwsze krzesiwo ma oprawę z kawałka dębiny. Po wyszlifowaniu i zaolejowaniu uwidocznił się pięknie rysunek słojów drewna.
We fragmencie dębiny wyciąłem na długości 2 cm rowek o grubości minimalnie większej niż grubość pilnika. Następnie wkleiłem pilnik na dziegieć i uzupełniłem nim nieszczelności. Ostatni etap to szlifowanie papierem ściernym i zabezpieczenie olejem.

Drugie krzesiwo ma oprawę wykonaną z kory brzozowej. Technika podobna jak przy wykonywaniu pochewki do siekiery, Dodatkowo cieńszym paskiem kory owinąłem końce krzesiwa. Pilnik został również wklejony na dziegieć. 

poniedziałek, 29 maja 2023

Bulwki ziarnopłonu wiosennego zwane dziką pszenicą


Ziarnopłon wiosenny (Ficaria verna), roślina wieloletnia z rodziny jaskrowatych. W Polsce pospolita, zajmuje siedliska żyzne leśne, najczęściej nad brzegami rzek, strumieni, źródliskami, w grądach i łęgach. Tworzy całe łany. Wczesną wiosną przed kwitnieniem jadalne są młode liście ziarnopłonu. Na surowo lub gotowane jak zielenina. Jeden z moich ulubionych składników sałatek. Bardzo smaczne, zawierają dużo witaminy C. Uwaga! Cała roślina w okresie kwitnienia jest lekko trująca! Wzrasta wtedy udział protoanemoniny - substancji trującej występującej we wszystkich jaskrowatych. Ostry, piekący smak rośliny jest sygnałem, że nie należy jej spożywać. 

Jadalne są również bulwki korzeniowe o maczugowatym kształcie oraz drobniejsze bulwki łodygowe.


W starożytności, ze względu na podobieństwo małych bulwek łodygowych do ziarniaków pszenicy, roślina nazywana dziką pszenicą. Po obumarciu liści leżą one na ziemi. Masowe wytwarzanie i gromadzenie się bulwek na powierzchni gleby po obfitych wiosennych deszczach nazywane było na naszych ziemiach pszennym deszczem. Spożywane przez człowieka już w mezolicie.  Zbieramy je jednak dopiero pod koniec maja, gdy roślina przechodzi w stan spoczynku (liście żółkną i zamierają). 


Zbiór jest łatwy, bulwki korzeniowe są płytko pod powierzchnią gleby. W kopaniu pomagam sobie zaostrzonym patykiem lub drewnianą kopaczką. 


Ze względu na małe rozmiary bulwek wydajność jest jednak mała. Przygotowanie większej porcji bulwek ziarnopłonu może potrwać kilka godzin. Zbiory dokładnie płuczę w czystej wodzie. Bulwki możemy gotować, piec lub smażyć. Bogate w skrobię, mączyste i sycące. Najczęściej przygotowuję je gotując 15-20 minut, odlewam wodę i lekko solę. Bardzo smaczne. 


Co roku zbieram liście i bulwki ziarnopłonu. To, że małe, nie ma dla mnie znaczenia. Zamiast gapić się w TV lub komórkę, wolę wcielić się mezolitycznego łowcę-zbieracza. Wszystkiego dzikiego :)

sobota, 6 maja 2023

Ziołowe chlebki pieczone na patyku oraz wojskowej menażce LWP. Koktajl i twaróg z bluszczykiem kurdybankiem.


Na wiosnę zbieram ziele bluszczyku kurdybanka, który o tej porze ma delikatny smak i zapach. To już u mnie tradycja. Aromatyczna, ziołowa nuta bluszczyku wspaniale smakuje w wypiekach, np. ziołowych chlebkach. Równie smaczny jest ziołowy koktajl czy twaróg z bluszczykiem. 


Skubię tylko młode końcówki łodyg bluszczyku z listkami. 


Drobno siekam. Do naczynia wsypuję mąkę,  proszek do pieczenia, sól, dodaję odrobinę masła i dużo posiekanego bluszczyku. Dokładnie mieszam wszystkie składniki. Wlewam wodę i zagniatam miękkie ciasto. Dzielę na porcje. Rozwałkowuję dłońmi każdy kawałek ciasta na długi sznurek. Przyklejam jeden koniec do patyka, a następnie owijam. Chlebki piekę nad żarem. 

                           

Jedna porcję ciasta zostawiłem na koniec i upiekłem ziołowy chlebek w woskowej menażce LWP. Ciasto ułożyłem na kawałku puszki aluminiowej. 


Włożyłem do środka menażki i złożyłem. Rozgarnąłem żar na boki, na środku umieściłem menażkę i zasypałem żarem. Piekłem około 40 minut. 


Chlebki wyszły doskonale wypieczone, aromatyczne i smaczne. Polecam sprawdzić :)

sobota, 15 kwietnia 2023

Szyszkówka świerkowa na grzankach

Szyszkówka świerkowa (Strobilurus esculentus), niewielki, smaczny grzyb pojawiający się wczesną wiosną, głównie marzec-czerwiec, rzadziej jesienią (październik-listopad). Średnica kapelusza do 3,5 cm, miąższ o łagodnym smaku, bez zapachu. Pospolity wszędzie tam, gdzie występują świerki, gromadnie, po kilkanaście owocników wokół jednej szyszki. 


Pomimo niewielkich rozmiarów zbiera się go szybko i przyjemnie. 


Zebrane kapelusze szyszkówek z cebulką podsmażyłem na maśle. 


Do tego odrobina przypraw. Przygotowałem grzanki. Wtarłem ząbek czosnku. Na grzanki wyłożyłem podsmażone grzybki. Pyszności. 


Do tego była jeszcze kawa, bo jakiś oklapły byłem ;)

wtorek, 11 kwietnia 2023

Soki drzew- sposób na pozyskanie czystej wody


Jedną z możliwości uzupełnienia zapasów wody pitnej podczas wędrówki jest uzupełnianie ich o soki drzew. To woda wzbogacona o niewielkie ilości dodatków, przefiltrowana przez system korzeniowy, a wiec bezpieczna. 

W ''sezonie na sok'' robię tak często, z różnych powodów. Są smaczne, zdrowe i dają mi energię do działania. Pozyskany sok jest zamiennikiem wody, więc nie muszę jej dźwigać w plecaku. Pozyskuję na miejscu tylko tyle, ile jest mi potrzebne. Soki z drzew ratują sytuację gdzie jest problem z pozyskaniem czystej wody, np. tereny rolnicze.

W zależności od gatunku oraz warunków pogodowych soki można pozyskiwać od stycznia do kwietnia, najwcześniej z klonu, później z brzozy i grabu. Okres zbioru uzależniony jest od warunków pogodowych, zwykle trwa 2-4 tygodni.

Metody zbioru opisałem we wpisach: ,,Soku z brzozy. Syrop z soku z brzozy'' oraz ,,Syrop klonowy zrób sam''. Zachęcam do zapoznania się ze starszymi moimi wpisami. Jest tam dużo informacji odnośnie soków brzozy i klonu. 


Najczęściej korzystam z dobrodziejstwa brzozy, klonu i grabu. Prócz tych gatunków drzewne soki można pozyskiwać z buka, czereśni, lipy, olchy i osiki. Sok z brzozy i klonu zawiera pewne ilości cukru i jest nieco słodki. Sok z grabu smakuje jak zwykła woda. Brzoza czy grab potrafi być bardzo ''wydajna'' jeśli chodzi o zbiór, nawet kilkanaście litrów z jednego punktu. 


Z olchy korzystam w ostateczności, gdyż jest mało wydajna i jej sok jest gorzki. 


Sok z drzew to nie tylko woda, ale też niewielkie ilości cukrów, związków żywicznych, garbników, kwasów organicznych, soli mineralnych i witamin. Ich ilość jest zmienna i zależy od wielu różnych czynników, między innymi gatunku drzewa i pory zbioru. Bardziej szczegółowo opisałem to we wspomnianych wcześniej wpisach. 

Po zebraniu sok z drzew zwykle wymaga przefiltrowania z drobnych zanieczyszczeń. Wystarczy przelać go przez bandanę. Piję najczęściej świeży lub gotuję i zaparzam herbatę (z zebranych po drodze ziół) lub kawę. Poza tym drzewnych soków używam tak samo jak zwykłej wody. 


Należy pamiętać, że soki drzew są bardzo zmiennym, a zarazem i zawodnym źródłem wody. Warto mieć alternatywę i znać inne możliwości jej uzupełniania.

Na koniec podstawy, etyka korzystania z dobrodziejstw natury, nie śmiecić, nie szkodzić.