piątek, 24 marca 2023

Wieloosobowa jama śnieżna. Nocleg w śniegu. Bytowanie w górach w warunkach zimowych.

Na badaniach terenowych u szalonego profesora ;) Tak w jednym zdaniu można określić to, co zrobiliśmy w ostatni weekend. Na zaproszenie dr Staszka Kędzi, razem z Michałem i Darkiem, gdzieś w górach, w ostatni weekend, mieliśmy przyjemność w uczestniczenia w badaniach. Wyniki z tych badań zostaną zaprezentowane w tym roku na międzynarodowej konferencji organizowanej przez Akademię Wojsk Lądowych "Górskie Środowisko Walki - Doświadczenia i Perspektywy. 

Zasada trzech jedności - czas, miejsce, akcja. Pomysł badań terenowych pojawił się rok temu. Realizacja odwlekła się do połowy marca, aż wystąpiły sprzyjające warunki. Przez kilka ostatnich tygodni czekaliśmy w napięciu na telefon od Dottore. Plecaki  spakowane zgodnie z ustaleniami. Miejsce akcji poznaliśmy już wcześniej. Góry, tylko tam była szansa na odpowiedniej grubości pokrywę śnieżną.  Akcja - nie do powtórzenia ;) 

W piątek wieczorem, po kilku godzinach jazdy samochodem i przesiadkach, meldujemy się w klimatycznej bazie. Janusz robi na kolekcję pyszne naleśniki. Sączymy Becherovkę i omawiamy szczegóły. Staszek naszkicował na kartce papieru plan wieloosobowej jamy śnieżnej. I wszystko jasne, prawda? ;) 


Rano, po zjedzeniu porządnego śniadaniu, wyruszamy. Podziwiamy wspaniałe widoki ośnieżonych gór. Świeże powietrze, ciepło i słonecznie. Niezbędna jest ochrona oczu i głowy. Dźwigamy duże i ciężkie plecaki wypchane niezbędnym sprzętem. Niespiesznie pniemy się w górę. Po kilku przystankach jesteśmy na miejscu. Zrzucamy plecaki, siadamy, chwilę odpoczywamy, pijemy herbatę. Dokładnie badamy teren - ukształtowanie, strukturę i grubość pokrywy śnieżnej. Sonda lawinowa wskazuje ponad 3 m śniegu, parametry korzystne. 

 

Wyznaczamy wymiary wykopu - długość około 5 m i na szerokość ramion. Kopiemy, Staszek dowodzi. Podczas kopania zmieniamy się, dwie osoby kopią, dwie odpoczywają. Śnieg odrzucamy na boki. 


Stopniowo pogłębiamy wykop do około 1,8 m. W miejscu gdzie jest łapacz zimnego powietrza jest jeszcze głębiej. Robimy schodki wejściowe.


Zaznaczany zarys jam do spania i wybieramy śnieg stopniowo pogłębiając komory. Profilujemy ławy do spania. Łukowe sklepienia zapewniają większą wytrzymałość. Jamy są na tyle obszerne aby pomieścić nasze plecaki. 


Decydujemy się na wykopanie trzech jam, jednej z lewej strony wykopu i dwóch po prawej, oddzielonej filarem. Staszek chce spać na zewnątrz w bivi. 


Sprawdzamy wielkość jam, jest bardzo dobrze. Podziwiamy piękne widoki przez sufit, który musimy niestety zakryć. 


Przykrywamy wykop blokami śnieżnymi. Praca zespołowa jest niezbędna, Michał wycina bloki, Darek przynosi, ja montuję i uszczelniam. Robimy zmiany, trzy osoby pracują a jedna odpoczywa. Zostawiamy otwór wentylacyjny, przekrój regulujemy za pomocą łopaty ;) Kreatywność pomimo zmęczenia.


Robimy nadproże, widok z zewnątrz i od wewnątrz. Następnym razem nie robił bym nadproża z płyt, tylko wydrążył łopatą odpowiedni kształt w śniegu. Do realizacji takich planów potrzebne jest jednak doświadczenie. Kolejne obserwacje - przy tej wytrzymałości śniegu kusi, aby spróbować innego rodzaju schronienia, np. igloo. 


Pracę kończymy tuż po zachodzie słońca. Wnosimy plecaki, rozkładamy maty, można poczuć się jak w domu ;) 


Po pracowitym dniu uzupełniamy płyny i jemy ciepły posiłek. Na szczęście woda jest w zasięgu ręki ;) 


Dzielimy się wrażeniami. Jesteśmy zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi. Wejście tymczasowo zasłaniamy karimatą.


Docelowo na noc wejście zasłaniamy folią NRC i plecakami. W  kilku miejscach umieszczamy rejestratory temperatury. Szybko usypiamy. 



Wykopanie jamy śnieżnej dla trzech osób zajęło nam 4,5 h. Przeliczając na osobę daje to około 1,5 h. Uważam to za bardzo dobry wynik. Nocleg i warunki bytowe oceniam na komfortowe - cicho, ciepło i wygodnie. Chciałbym następnym razem mieć możliwość bytowania w tego typu schronieniu przez kilka dni. Wysiłek włożony w wybudowanie jamy śnieżnej rozłożył by się w dłuższym okresie czasu. Stwarza to pole do innych, równie ciekawych działań w terenie. 

Rano łyk gorącej herbaty z termosu i pakujemy się. Zasypujemy jamy i uprzątamy teren. Zarzucamy plecaki i w drogę powrotną. Szkoda tylko, że tak krótko. Na koniec zacytuję słowa Docttore - ,,Panowie, bez Was te badania terenowe nie miały szans powodzenia.'' Dziękuję :) 

czwartek, 16 marca 2023

Placki ziemniaczane smażone na kamieniu, w tym z dodatkiem dzikich, wiosennych ziół. Chipsy. Improwizowana tarka z puszki.

Pomysł zaczął się od improwizowanej tarki. W dnie puszki, blisko siebie, zrobiłem gwoździem otwory. Wygląda dobrze, ale czy działa?  

Dwie puszki i dwie tarki. 

Przygotowania ;) Plan awaryjny, jeśli z tarki nic nie wyjdzie, to chociaż chipsy ziemniaczane zrobię. Od tego zacząłem. 

Ułożyłem kamienie i rozpaliłem ognisko. Gdy kamień rozgrzał się poprószyłem gruboziarnistej soli i kładłem pokrojone w cienkie plasterki ziemniaki. 

Po kilku minutach przewracałem plasterki na drugą stronę. Kilka kolejnych minut i chipsy ziemniaczane gotowe. 

To teraz trudniejsze zadanie. Obieranie ziemniaków i ścieranie na improwizowanej tarce. Wbrew obawom tarka działa znakomicie. Wielkość idealna na placki ziemniaczane. Starłem ziemniaki, posoliłem, wymieszałem i odstawiłem. Po kilkunastu minutach odcisnąłem wodę. Dodałem pieprz, startą cebulę i wymieszałem.



Miejsce na kamieniu, gdzie chciałem smażyć placki ziemniaczane smarowałem smalcem a następnie wykładałem porcję masy. Formowałem płaski, okrągły placek i smażyłem. Najpierw z jednej strony, później z drugiej. Co jakiś czas dodawałem tłuszczu i sprawdzałem jak przebiega smażenie. 



W drodze do obozowiska nazbierałem trochę młodych dzikusów. 


Posiekałem i wymieszałem z ciastem na placki ziemniaczane. Usmażyłem. Jeszcze smaczniejsze!


Uwieńczeniem obiadu była herbata. 

piątek, 10 marca 2023

Batony energetyczne własnej roboty



Wybierając się do lasu, szczególnie na dłuższe wędrówki, warto zadbać aby w plecaku nie zabrakło zapasowych racji żywnościowych. Ja chętnie zabieram własnej roboty batony energetyczne. Robiąc tego typu batony sami decydujemy o użytych składnikach a to, przekłada się na ich kaloryczność, zawartość poszczególnych składników odżywczych, witamin, minerałów, smak czy cenę. Przepisów na batony energetyczne jest bardzo dużo. Zanim wybierzemy musimy zdecydować czym będziemy się kierować: maksymalną ilością kcal/100g, zawartością składników odżywczych, dostępnością dodatków, łatwością przygotowania, smakiem a może kosztem wytworzenia? Poniżej przepis z którego korzystam. Niezdecydowanym tylko powiem, że batony energetyczne własnej roboty pod wieloma względami przewyższają te ze sklepu. 

Lista składników, które ja używam, do wyboru:
- masło orzechowe, miód, melasa buraczana, syrop klonowy lub cukier (trzcinowy, kokosowy)
- kakao lub czekolada
- masło, olej lub olej kokosowy
- płatki owsiane błyskawiczne (lub inne)
- pełne mleko w proszku lub mielone ziarno konopi
- sezam, siemię lniane, słonecznik, dynia
- borówka, goi, miechunka, śliwka, morwa, wiórki kokosowe
- rodzynki, daktyle, figi, morele, żurawina
- wszelkie suszone orzechy: włoskie, laskowe, ziemne, nerkowca, pinii, migdały, pistacje, brazylijskie

Większe orzechy i owoce rozdrabniamy, dodajemy suche składniki, kolejno pozostałe i mieszamy. Podgrzewamy, ponownie mieszamy do uzyskania jednorodnej masy. Im chłodniejsza masa tym ciężej będzie nam ja wymieszać. Wykładamy podgrzaną masę do prostokątnej foremki wyłożonej papierem do pieczenia i odstawiamy. Po wystygnięciu batony tnę na kawałki i pakuję w papier. Swoje batoniki przechowuję w lodówce. Naturalne, zdrowe i zapewniające mnóstwo energii.

niedziela, 5 marca 2023

Zbiór i oczyszczanie świerkowej żywicy



Do produkcji lepiszcza potrzebowałem żywicy sosnowej lub świerkowej, a tej zapasy skończyły mi się pod koniec jesieni. Przez kilka lat korzystałem z żywicy sosnowej zgromadzonej w plastikowym pojemniku, który znalazłem w lesie. Jest to pozostałość po żywicowaniu sosen w celach gospodarczych. 

Kilka tygodni temu wybrałem się do lasu, aby uzupełnić zapas żywicy. Znalazłem dorodny świerk, którego pień do wysokość kilku metrów był pokryty licznymi naciekami żywicy.



Zastygłą żywicę oddzielałem od pnia zaostrzonym patykiem i zbierałem do puszki. Z tego jednego świerka żywicy było tyle, że napełniłem nią dwie metalowe puszki o pojemności około 0,5 l każda. Niestety żywica ta była w dużym stopniu zanieczyszczona fragmentami kory, igliwiem, ściółką itd. 


Przyznaję, że nigdy wcześniej nie bawiłem się w oczyszczanie żywicy, nie było mi to potrzebne. Gdy potrzebna była mi żywica, to szedłem do lasu i chodziłem, aż ją znalazłem. Nie miałem z tym najmniejszego problemu. Tym razem potrzebowałem czystej żywicy do produkcji dobrej jakości lepiszcza. Przetestowałem kilka sposobów oczyszczania żywicy. Najlepszy patent zakłada wykorzystanie muślinowej tkaniny. Wycinamy, np. ze starej firanki, fragment o wielkości 30x30 cm. Na środku umieszczamy zanieczyszczone kawałki żywicy oraz kamyk dla obciążenia. 



Zawijamy brzegi tkaniny i wiążemy sznurkiem.



Pakunek z żywicą wkładamy do naczynia z wodą i stawiamy na żarze/ogniu.  



Wysoka temperatura spowoduje zagotowanie się wody i jednoczesne topienie żywicy. Przenikać ona będzie przez materiał i zbierać na powierzchni wody. Zanieczyszczenia pozostaną w woreczku. 



Żywica przenika stopniowo. Po godzinie gotowania wyciągnąłem woreczek, a do garnka wlałem trochę zimnej wody (aby przyspieszyć stygnięcie, spieszyłem się). Żywica płynna w ciągu kilku sekund zmieniła postać na półpłynną. Zebrałem ją na patyk i palcami uformowałem. Wybrałem ten sposób przechowywania żywicy, bo jest dla moich celów najkorzystniejszy. W każdej chwili mogę odłamać dowolnej wielkości fragment. Gdy przechowywałem stopioną żywicą w metalowej puszce, to czasem miałem problem aby się do niej dobrać. Szczególnie przy niskich temperaturach.  

Wynikiem oczyszczania żywicy z zastosowaniem muślinowego woreczka jest bardzo czysty produkt finalny. Jest to też metoda bezpieczna, a garnek po takim eksperymencie łatwo doczyścić. Minusem jest konieczność posiadania muślinu, naczynia oraz pracochłonność. Przy jednokrotnym gotowaniu z zanieczyszczeniami w woreczku pozostaje część żywicy. Zwykle powtarzam proces jeszcze raz - zmiana wody i gotowanie. Po takim zabiegu żywicy w oczyszczanym materiale zostaje bardzo niewiele.  



Niekiedy można znaleźć kawałki zastygłej żywicy pozbawione zanieczyszczeń lub występują, ale w stopniu nie mającym znaczenia.


Gdy jest potrzebna żywica, to podgrzewam ją w ognisku.



Drugi sposób na oczyszczenie żywicy nie wymaga muślinowego woreczka. Potrzebne będą nam za to dwie metalowe puszki lub pojemniki. Do mniejszej puszki, w której w dolnej cześć robimy wcześniej małe otwory, wrzucamy kawałki zanieczyszczonej żywicy. Wstawiamy to do większej puszki, a całość w żar. Wysoka temperatura spowoduje stopienie żywicy i przeciekanie jej przez otwory do większej puszki, gdzie będzie się gromadzić. Czystą żywicę zbieramy, zanieczyszczenia pozostaną w mniejszej puszce. Metoda mniej bezpieczna, gdyż żywica może się zapalić jeśli będzie za wysoka temperatura. Kolejny minus, to konieczność posiadania dwóch puszek. Metoda brudna, obie puszki wymazane żywicą. 



Na zdjęciu poniżej, na dłoni, kawałki oczyszczonej w ten sposób żywicy. Ciemniejszy jej kolor wynika z faktu, że nie upilnowałem ogniska i doszło do zapalenia się żywicy. 



Na ostatnim zdjęciu widzimy dwie metody oczyszczania żywicy jednocześnie. W puszcze po prawej gromadziłem czystą żywicę. Opisałem tu metody, które sam sprawdziłem, ale możliwości jest więcej.