Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Po naukę. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Po naukę. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 kwietnia 2024

Wiosenne miętusy



W połowie kwietnia razem z grupą znajomych uczestniczyłem w warsztatach ,,Wiosenne miętusy''. Miejscem naszego działania była rzeka Tanew w pobliżu wsi Szostaki. Bardzo malownicze, spokojne i czyste miejsce.

Opłacone zezwolenia na wędkowanie na wodach zamojskich, ogarnięte sprawy zaopatrzenia i obozowania. Przyjechałem w piątek przed wieczorem i miałem czas się rozejrzeć po okolicy. Tanew w tym miejscu ma mocny nurt, woda zimna i dobrze natleniona o małej przejrzystości z uwagi na wysoki stan. Sprawdziłem nawet ukształtowanie i rodzaj dna biorąc kąpiel. Ryby, które łapaliśmy były pięknie wybarwione, zwłaszcza miętusy.



Warsztaty poprowadził Andrzej Trębaczowski, autor książki ,,Zanim wyruszysz czyli Coś o survivalu''. Wg mojej oceny najbardziej wartościowej książki traktującej o bytowaniu w lesie w naszych warunkach. Napisana żywym, pełnym uroku językiem. Mnóstwo praktycznych porad, ciekawe historie i zdjęcia. Brałem już kiedyś udział w zajęciach prowadzonych przez Andrzeja w okolicy Janowca i bardzo mi się podobały. Tym razem było podobnie. Pod okiem Andrzeja, wyśmienitego wędkarza, uczyliśmy się połowu ryb na klasyczną wędkę metodą spławikową i gruntową. 

Adaś na leszczyniaka i swój gotowy zestaw wędkarski próbuje złapać płotkę. 


W dzień na spławik brały płocie, w nocy na grunt miętusy. Nie były to sztuki o rekordowych rozmiarach, ale dla nas istotna była nauka. Usmażone kolejnego dnia na śniadanie ryby smakowały wyśmienicie :) 

Sprawianie ryb.


Andrzej smaży ryby. Pozostała cześć ekipy niecierpliwie czeka. 


Nasze skromne połowy. Cześć wypuściliśmy zaraz po złowieniu. 


Tanew to nieduża rzeka, wiec i szansa na dużą rybę były małe. 


Zdradzę, że wkrótce ukaże się kolejna książka Andrzeja, której tematem będzie survival i ryby :)
Na zdjęciu spławiki z pióra produkcji Andrzeja. 


Na szkoleniu mieliśmy okazję poznać różne techniki survivalowe, nie tylko te dotyczące ryb. Staszek z Michałem testowali dla przykładu survivalowy patent na nocleg. A na zdjęciu poniżej Andrzej odpoczywa po nocnym połowie miętusów. Jedni spali, a inni czuwali. 



Zacna ekipa, wymiana doświadczeń w dzień i nocy :)



W planach duża woda i duże ryby :)  Pozdrawiam. 

środa, 29 listopada 2023

Idź swoją drogą


Zimny i śnieżny listopadowy wieczór. W końcu znalazłem chwilę czasu by spojrzeć na zdjęcia, które zrobiłem kilka miesięcy temu. Miło się ogląda i wspomina przyjemny czas urlopu. Czasu odpoczynku od pracy i realizacji swoich pasji. Świat się zmienia, ale nie moje pasje. Nie ulegam modzie, wpływom ani chwilowym trendom. Od kilkudziesięciu lat podążam leśną drogą, swoją drogą.

Idź swoją drogą, spolszczone przez Wojciecha Młynarskiego słowa piosenki My way, mogłoby stanowić motto nie jednej wyprawy, i nie tylko. Kolejny raz byłem w tym samym, dobrze znanym sobie miejscu . Nie miałem sił na ,,przeprowadzki'', chciałem posiedzieć przez tydzień i zająć się leśnym rzemiosłem. Mam zamiar zbudować neolityczną dłubankę i spłynąć Wisłą kilkadziesiąt kilometrów w reko stylu. Niestety nie znalazłem odpowiedniego miejsca ani materiału. Być może innym razem się powiedzie? Rozpoznanie zacząłem robić już wiosną, na lewym i prawym brzegu Wisły, w sumie kilka dni i kilkadziesiąt km. Udało mi się tylko popracować odrobinę ciosłem metalowym i krzemiennym. Praca w drewnie siekierą, wypalanie i wybieranie materiału. Pierwsze przymiarki już za mną. Na pewno w pojedynkę łatwe to nie będzie.

Obóz założyłem blisko brzegu Wisły na trawiastej, wysokiej skarpie pośród drzew. Miałem dogodną lokalizację do wędkowania, pływania, wędrówek i rzemiosła. Z drewna, które naniosła rzeka wybrałem materiał na mały pojemnik wykonany z wykorzystaniem ognia i muszli. 


Technika pal i skrob znana jest przez człowieka od tysiącleci. Umożliwia kształtowanie drewna, w sytuacji gdy nie dysponujemy narzędziami, od małych łyżek do kilkunastometrowych dłubanek. Do tej pory wypalałem jedynie pojemniki max. 1 m długości. Dłubanka, którą zamierzam zrobić ma mieć długość minimum 3-4 m. Liczę, że proces wypalania znacznie przyspieszy prace. Kontrolując co kilka godzin proces wypalanie można prowadzić przez całą dobę, czyli my śpimy, a dłubanka sama ''sama'' się robi. Plany spływu Wisłą dłubanką w stylu neolitycznym jeszcze bardziej stały się przejrzyste po obejrzeniu relacji z Ekspedycji Monoxylon IV. Znacie ,,Czeską szantę''?  Ja też ,,...chcę być marynarzem, pływając na czeskich statkach'' ;)  

Z braniami ogólnie było słabo, to też efekt moich nieumiejętności w moczeniu kija. Trochę drobnicy jednak wyciągnąłem i na wkładkę mięsną do kotła wystarczyło. 


Płotka, okonek czy jazgarz, nawet taki niewielki, upieczony na patyku jest pyszny. 


Jak ryba nie brała, to zajmowałem się innymi rzeczami. Ze stosiny pióra łabędzia zrobiłem spławik. Do tego gumki, haczyk, ciężarki, kilka metrów żyłki i świeżo wycięty kij z wierzby, taki powrót do dzieciństwa. 


Piór, nie tylko łabędzia, miałem więcej. Przyciąłem je i wykonałem lotki do drzewców miotacza oszczepów. 


Do tej pory korzystałem z pożyczonego sprzętu, obecnie pracuję nad własnym. Polować nie zamierzam, ale miotanie do celu jest w planach.

Na ostrodze, gdzie łowiłem ryby, opadająca woda odsłoniła dużo muszli. To przydatny materiał z którego można zrobić zaimprowizowane świeczki, miseczki, łyżki, pojemniki, skrobaki, noże oraz groty. Rozbiłem muszle kamieniem i wybrałem fragment o największej grubości ścianki. Po kilkunastu minutach szlifowania na piaskowcu otrzymałem grot. Muszle to materiał łatwo dostępny i prosty w obróbce.
 

Pełno śmieci, także tu gdzie biwakuję. Nie brakuje materiału na sprawdzenie survivalowych patentów. Z puszek po piwie i podgrzewaczy wykonałem oświetlenie. 


Testowałem kilka rozwiązań zaimprowizowanego noża - z wieczka metalowej puszki po konserwie, ze szlifowanej muszli oraz nóż hoko z krzemiennym ostrzem. Wyniki eksperymentu opiszę innym razem.

Z łodyg nadrzecznej roślinności wyplotłem matę na stolik. Dawno taki mat nie wyplatałem - to było jakieś 30 lat temu? Biegałem wtedy po bagnach, budowałem szałasy z łodyg pałki i wyplatałem duże maty do siedzenia. Spożywanie posiłków w plenerze i estetyka :)


Codziennie piekłem podpłomyki na różne sposoby. To żelazna cześć moich dłuższych wyjazdów. 


Był też bannock z dodatkiem dużej ilości suszonych owoców i ziaren. 


Fantastycznie smakuje z poranną, gorącą, gorzką kawą. 

Tylko jednego dnia musiałem schować się pod plandekę. Pogoda sprzyjała i mogłem spać tak lubię, czyli przy ognisku. Gleba, mata, na to śpiwór, wystarczy. 


Po śniadaniu czas na wędrówki po okolicy. Trafiłem na wysyp kań, ale innych jadalnych gatunków też nie brakowało. 


Grzyby w ilościach znacznie większych niż byłbym w stanie sensownie wykorzystać, także wracałem z niewielką cześć tego, co znalazłem. Przygotowywałem z nich sos, w osobnym naczyniu miałem kaszę gryczaną. Gotowałem też zupy, które uwielbiam. 

Stado krów, które cały dzień pasło się na wiślanej wyspie, wieczorem rolnik przygonił aby napiły się wody. Krowy ochoczo wchodzą do rzeki i niespiesznie piją. 


Słyszę głośne przeklinanie rolnika, który stara się opanować rozbrykane stado. Krowy, które kiedyś były stałym elementem wiejskiego krajobrazu, obecnie w naturze stanowią rzadki widok. Regulacja rzek, zaniechanie wypasu i zmiany gospodarcze przyczyniły się do sukcesji znacznej części nadwiślańskich pastwisk. Zmienia się krajobraz, roślinność, gatunki. Woda w rzecze na pierwszy rzut oka nie wygląda na zbyt czysta, ale myślę, że nie jest tak źle. Nie odmówiłem sobie codziennej kąpieli. Robię tak na każdym wyjeździe. 

Shou Sugi Ban, czyli technikę opalania drewna zastosowałem do wykonania deski do krojenia. Poskręcałem trochę sznurków i testowałem nowe pomysły przy technikach ogniowych. Po tych kilku miesiącach wszystkiego nie przypomnę sobie, tym bardziej że nie zawsze robiłem zdjęcia. Coraz mniej przykładam się do zapisywania tego, co robię.

Rozkład dnia wyglądał tak, że wstawałem przed świtem i szedłem zarzucić wędki. Po 3-4 godzinach przychodziłem i jadłem śniadanie. Później kilku godzinna wędrówka po okolicy, następnie powrót i przerwa obiadowa. Roboty w obozie, a później aż do 22.00 siedziałem na ostrodze. Wieczorem były najlepsze brania. A nawet jak brań nie było, to słuchałem nawoływania sów i obserwowałem drogę mleczną. Patrzyłem hen, hen daleko i snułem plany. A gdy podładowałam baterie w telefonie mogłem posłuchać ulubionej muzyki. 

Idź swoją drogą - (Autor oryginału - Paul Anka, opracowanie słów w języku polskim - Wojciech Młynarski)

Co dzień, gdy przejdziesz próg,
masz wiele dróg, co w świat prowadzą
i znasz sto mądrych rad,
co drogę w świat wybierać radzą
i wciąż ktoś mówi ci,
w czym właśnie tkwi tej sprawy sedno,
byś mógł - z tysiąca dróg -
wybrać tę jedną.

Lecz gdy, tak zrządzi traf,
że świata praw nie zechcesz zmieniać
i kark potrafisz zgiąć,
gdy siłą wziąć, sposobu nie ma,
gdy w tym nie zgubisz się,
nie zwiodą cię zbyt trudne cele,
wierz mi - na drodze tej
osiągniesz wiele.

Bo znajdziesz na tej jednej z dróg
i kobiet śmiech, i forsy huk,
choćby cię kląć świat cały miał,
lecz w oczy nikt nie będzie śmiał,
chcesz łatwo żyć, to śmiało idź,
idź taką drogą.

Lecz gdy przetarty szlak
wybierzesz, jak wielu wybrało
i nim osiągniesz już
co w życiu zawsze krótko trwało
lecz nim w świat wejdziesz ten,
gdzie według cen pochlebstwem płacisz,
choć raz, raz pomyśl, czy
czegoś nie tracisz...

Bo przecież jest niejeden szlak,
gdzie trudniej iść, lecz - żyjąc tak,
nie musisz brnąć w pochlebstwa dym
i karku giąć przed byle kim,
rozważ tę myśl, a potem idź -
idź swoją drogą!


Ahoj ;)

piątek, 24 marca 2023

Wieloosobowa jama śnieżna. Nocleg w śniegu. Bytowanie w górach w warunkach zimowych.

Na badaniach terenowych u szalonego profesora ;) Tak w jednym zdaniu można określić to, co zrobiliśmy w ostatni weekend. Na zaproszenie dr Staszka Kędzi, razem z Michałem i Darkiem, gdzieś w górach, w ostatni weekend, mieliśmy przyjemność w uczestniczenia w badaniach. Wyniki z tych badań zostaną zaprezentowane w tym roku na międzynarodowej konferencji organizowanej przez Akademię Wojsk Lądowych "Górskie Środowisko Walki - Doświadczenia i Perspektywy. 

Zasada trzech jedności - czas, miejsce, akcja. Pomysł badań terenowych pojawił się rok temu. Realizacja odwlekła się do połowy marca, aż wystąpiły sprzyjające warunki. Przez kilka ostatnich tygodni czekaliśmy w napięciu na telefon od Dottore. Plecaki  spakowane zgodnie z ustaleniami. Miejsce akcji poznaliśmy już wcześniej. Góry, tylko tam była szansa na odpowiedniej grubości pokrywę śnieżną.  Akcja - nie do powtórzenia ;) 

W piątek wieczorem, po kilku godzinach jazdy samochodem i przesiadkach, meldujemy się w klimatycznej bazie. Janusz robi na kolekcję pyszne naleśniki. Sączymy Becherovkę i omawiamy szczegóły. Staszek naszkicował na kartce papieru plan wieloosobowej jamy śnieżnej. I wszystko jasne, prawda? ;) 


Rano, po zjedzeniu porządnego śniadaniu, wyruszamy. Podziwiamy wspaniałe widoki ośnieżonych gór. Świeże powietrze, ciepło i słonecznie. Niezbędna jest ochrona oczu i głowy. Dźwigamy duże i ciężkie plecaki wypchane niezbędnym sprzętem. Niespiesznie pniemy się w górę. Po kilku przystankach jesteśmy na miejscu. Zrzucamy plecaki, siadamy, chwilę odpoczywamy, pijemy herbatę. Dokładnie badamy teren - ukształtowanie, strukturę i grubość pokrywy śnieżnej. Sonda lawinowa wskazuje ponad 3 m śniegu, parametry korzystne. 

 

Wyznaczamy wymiary wykopu - długość około 5 m i na szerokość ramion. Kopiemy, Staszek dowodzi. Podczas kopania zmieniamy się, dwie osoby kopią, dwie odpoczywają. Śnieg odrzucamy na boki. 


Stopniowo pogłębiamy wykop do około 1,8 m. W miejscu gdzie jest łapacz zimnego powietrza jest jeszcze głębiej. Robimy schodki wejściowe.


Zaznaczany zarys jam do spania i wybieramy śnieg stopniowo pogłębiając komory. Profilujemy ławy do spania. Łukowe sklepienia zapewniają większą wytrzymałość. Jamy są na tyle obszerne aby pomieścić nasze plecaki. 


Decydujemy się na wykopanie trzech jam, jednej z lewej strony wykopu i dwóch po prawej, oddzielonej filarem. Staszek chce spać na zewnątrz w bivi. 


Sprawdzamy wielkość jam, jest bardzo dobrze. Podziwiamy piękne widoki przez sufit, który musimy niestety zakryć. 


Przykrywamy wykop blokami śnieżnymi. Praca zespołowa jest niezbędna, Michał wycina bloki, Darek przynosi, ja montuję i uszczelniam. Robimy zmiany, trzy osoby pracują a jedna odpoczywa. Zostawiamy otwór wentylacyjny, przekrój regulujemy za pomocą łopaty ;) Kreatywność pomimo zmęczenia.


Robimy nadproże, widok z zewnątrz i od wewnątrz. Następnym razem nie robił bym nadproża z płyt, tylko wydrążył łopatą odpowiedni kształt w śniegu. Do realizacji takich planów potrzebne jest jednak doświadczenie. Kolejne obserwacje - przy tej wytrzymałości śniegu kusi, aby spróbować innego rodzaju schronienia, np. igloo. 


Pracę kończymy tuż po zachodzie słońca. Wnosimy plecaki, rozkładamy maty, można poczuć się jak w domu ;) 


Po pracowitym dniu uzupełniamy płyny i jemy ciepły posiłek. Na szczęście woda jest w zasięgu ręki ;) 


Dzielimy się wrażeniami. Jesteśmy zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi. Wejście tymczasowo zasłaniamy karimatą.


Docelowo na noc wejście zasłaniamy folią NRC i plecakami. W  kilku miejscach umieszczamy rejestratory temperatury. Szybko usypiamy. 



Wykopanie jamy śnieżnej dla trzech osób zajęło nam 4,5 h. Przeliczając na osobę daje to około 1,5 h. Uważam to za bardzo dobry wynik. Nocleg i warunki bytowe oceniam na komfortowe - cicho, ciepło i wygodnie. Chciałbym następnym razem mieć możliwość bytowania w tego typu schronieniu przez kilka dni. Wysiłek włożony w wybudowanie jamy śnieżnej rozłożył by się w dłuższym okresie czasu. Stwarza to pole do innych, równie ciekawych działań w terenie. 

Rano łyk gorącej herbaty z termosu i pakujemy się. Zasypujemy jamy i uprzątamy teren. Zarzucamy plecaki i w drogę powrotną. Szkoda tylko, że tak krótko. Na koniec zacytuję słowa Docttore - ,,Panowie, bez Was te badania terenowe nie miały szans powodzenia.'' Dziękuję :) 

czwartek, 24 marca 2022

Kochanie, idę w LAS!

Kochanie, idę w Las! Szczytny cel, zacne towarzystwo i na bliskim wschodzie, a więc niedaleko ;) Było sympatycznie i pożytecznie. Najlepsze jest to, że możemy się spotkać i cieszyć z przebywania na łonie natury. Wspólnie działać i przy okazji zrobić coś dla innych. 

Kochanie, idę w Las! Nie sam, lecz wspólnie z Leśny Ludzik, Ślimakowy Las, Borsuk i kilkudziesięcioma innymi osobami 23-24 października zorganizowaliśmy otwarty biwak koło Lublina. Dobra baza warsztatowa na prywatnej leśnej działce, łatwy dojazd i atrakcyjna lokalizacja. Ciekawi ludzie, pozytywny odbiór i duża frekwencja. Na zdjęciach jakoś nie wszyscy się zmieścili ;) 

Były rozmowy, leśne warsztaty, granie i śpiewanie przy ognisku. Tu poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko!

Zorganizowaliśmy zrzutkę na Hospicjum Nadzieja. 

Akcja, która miała miejsce w kilku miejscach Polski. Dobrze spędzony czas. 



Miałem telefon wiec po powrocie do domu mogłem zameldować, że - Tak kochanie, już wróciłem ;) Z błękitnym niebem:)