niedziela, 29 września 2013

Kamień optymizmu


Przepraszam, ale pozwólcie, że ten wpis będzie nieco wyjątkowy, bardziej osobisty;/

A zacznę od takiego pytania, gdybyście byli np. fanami piłki nożnej i mieli taką możliwość to, co wybierzecie:
bramka nr 1 - oglądacie samotnie mecz w domu na ekranie telewizora,
bramka nr 2 - oglądacie mecz ze znajomymi na żywo na stadionie,
bramka nr 3 - macie możliwość zagrać w meczu?

Ja wybrałem bramkę nr 3, od jakiegoś czasu stało się to oczywiste, wręcz naturalne. Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział mi, że będę robił to, co teraz, to bym nie uwierzył. Nawet nie marzyłem o tym.
Nie jestem pewien, może to jakiś znak z Niebios, powinienem coś zmienić w swoim dotychczasowym życiu, jakieś konkretne decyzje, bo to że podążam w dobrą stronę nie mam wątpliwości. Ten rok jest bardzo wyjątkowy, miałem przyjemność uczestniczyć w wielu pokazach, dużo zobaczyć, doświadczyć, poznać wspaniałych ludzi i przeżyć cudowne chwile, z czego jestem bardzo zadowolony.

Mój serdeczny kompan z kilku tegorocznych pokazów, niejaki Grześ potrafi pokonać wszelkie trudności i załatwić jak to się mówi prawie wszystko, a czasami nawet więcej. Ponownie mnie wrobił a ja łatwowierny mu uwierzyłem, tym razem miałem wziąć udział w imprezie w Sandomierzu, jeszcze wtedy nie wiedziałem, czym to grozi. Powiedział, że będą znajomi, na pewno będzie bardzo sympatycznie, totalny luz, jak to mawia - spokojnie, powoluśku, noga za nogą...:D
Napiszę cała prawdę, jak było, najwyżej więcej mnie nie zaproszą. Nie do końca mówił prawdę, czas upłyną bardzo szybko i było znacznie przyjemniej, to się po prostu ''w pale nie mieści'' :D
Nie da się tego ani opisać, opowiedzieć czy pokazać na zdjęciach, z 5 dni w kilku zdaniach to nie możliwe, nawet nie zamierzam spróbować.

Pod każdym względem było wyjątkowo, miejsce, wydarzenia, ludzie. Królewskie Miasto Sandomierz, nadwiślański gród, światowa stolica krzemienia pasiastego. Można zobaczyć tu jedną z największych kolekcji biżuterii z wykorzystaniem tego kamienia. W Muzeum Okręgowym w dziale archeologicznym wystawiane są najstarsze wyroby człowieka z krzemienia pasiastego, w licznych galeriach można nie tylko obejrzeć, ale również kupić wyroby współczesne. Sam pomysł imprezy powstał wcześniej bo na przełomie 2010 i 201, Cezary Łutowicz i Mariusz Pajączkowski, artyści w głowach, których zrodziła się idea i bez których nie było by festiwalu. W tym roku odbyła się już druga edycja Festiwalu Krzemień pasiasty - kamieniem optymizmu. Kamień jest odwiecznym symbolem trwałości, mocy, pochodzi z głębin ziemi. Z krzemienia można zrobić  narzędzia, których człowiek potrzebuje w swej codzienności, przy uderzeniu o stal daje iskrę, w więc symbol ognia. Kamień pasiasty to coś jeszcze więcej, charakterystyczny ''pasiak'', warstwy jaśniejsze i ciemniejsze przypominają fale wody, symbolizują zatem siły wiatru i wody. W takim kamyku można dostrzec połączenie różnych żywiołów. Dzięki niepowtarzalnemu wyglądowi i unikatowemu występowaniu krzemieniowi pasiastemu przypisywano w przeszłości najróżniejsze znaczenia symboliczne, współcześnie panuje przekonanie, że krzemień pasiasty podnosi poziom optymizmu. Kamień pasiasty występuję tylko w jednym miejscu na świecie, u podnóża Gór Świętokrzyskich. Używany był już w neolicie 4000 tys. lat temu, wtedy również był wyjątkowo ceniony, powstawały z niego nie tylko przedmioty użytkowe, ale i symbole kultu, władzy, bogactwa. Festiwal krzemienia pasiastego to kontynuacja w czasie, jest kamieniem wyjątkowym, kiedyś i dzisiaj.

W programie tegorocznego Festiwalu, który trwał od 7 września do 30 października, były kiermasze, wystawy, konkursy, pokazy, warsztaty, koncerty, filmy, spotkania, wycieczki. Mnóstwo atrakcji, działo się bardzo wiele, nieraz jednocześnie w kilku miejscach. Wszystko łączy oczywiście tematyka związana z krzemieniem pasiastym. Szczegółowy program był podany w linku w przedostatnim wpisie, ja skupię się na opisaniu tego, co utkwiło mi w pamięci.

Nasze obozowisko znajdowało się na dziedzińcu przed Zamkiem, nieco ''egzotyczne'' miejsce - równy, wyłożony granitową kostką plac, murek z cegieł, zadbana roślinność. Sytuację ratował nawieziony piach, dolomit z którego odwzorowaliśmy wychodnię kopalni krzemienia oraz powstałe obozowisko. Nie zdążyliśmy przerzucić całego dolomitu z nadzieją, że wspomogą nas turyści, niektórzy myśleli, że to krzemień, a gdy mówiliśmy że nie wolno tego ruszać oni z jeszcze większym zapałem po kryjomu pakowali kamyki do torebek i plecaków na pamiątkę:)
Największy szałas (mieści się w nim kilkadziesiąt osób) był ekipy PraOsady Rydno, dawał przytulne schronienie w czasie deszczu i chłodu, w środku  paliło się ognisko, przy którym piekliśmy placuszki i gotowali strawę. Tylko jednego dnia, przed południem deszcz uniemożliwił nam normalne pokazy, siedzieliśmy więc przy ognisku w środku szałasu, taka wspólnota plemienna przy ''telewizorze''. Obok powstały dwa mniejsze szałasy, wspomniana wcześniej wychodnia i obozowisko ekipy z Rydna.

Opał był do przygotowania, na szczęście nie musieliśmy iść codziennie na polowanie:)
Organizatorzy zadbali, by nie zabrakło nam świeżego mięsa na pieczyste, mieliśmy też dostawy jajek, wszystko zostało zagospodarowane. Mięsko nadziane na kij i upieczone przy ognisku bez jakichkolwiek przypraw też jest smaczne, mieliśmy jajeczka smażone na kamieniu podane na kościanej łopatce z drewnianym ''widelcem''. Robiliśmy placuszki w wersji na słodko i słono, jak ktoś nie dopilnował to były również inne, specjalne dla wybrednych - niedopieczone dla lubiących przeżuwać, suszone tzw. ''szczękołamacze'', wersja do przegryzania z piaskiem dla osób pragnących pozbyć się kamienia nazębnego czy wzbogacona o węgiel dla cierpiących na zatrucia pokarmowe:)
Przywiozłem ze sobą korzenie kilku dziko rosnących roślin jadalnych, z kłączy czyśćca smażyłem frytki, z pozostałych korzeni ugotowałem wraz z dodatkami zupę "na bogato''. Pierwszy kociołek to wersja ''łagodna'', ponieważ ''nie smakowała'' znikła w żołądkach głodnych, druga wersja dla ''niemowląt'' łagodna i wodnista, znikła jeszcze szybciej. Barwnie było, gdy zanosiliśmy ''obiad'' na rynek dla naszych współplemieńców, no ale to nie było tak zupełnie bezinteresownie:) Najsmaczniejsza zdaniem szacownego ''jury'' była zupa z dodatkiem pokrzywy i podagrycznika, a że za każdym razem towarzyszyła mi improwizacja, przepis pozostanie tajemnicą:)
Kiedyś usłyszałem, że moja wiedza jest smaczna. Nie zdawałem sobie początkowo sprawy, że chodzi o wiedzę dotyczącą sposobów przygotowywania roślin jadalnych.
Fajnie było wziąć wiklinowy kosz i w przebraniu przespacerować się po ''zakupy'', czyli świeżą, młodą pokrzywę i podagrycznik z pobliskiego parku, bez portfela czy karty kredytowej. Któregoś dnia siedziałem przed szałasem i nożem kroiłem na drobno pokrzywę na placuszki, od czasu do czasu przegryzałem świeże listki pokrzywy. Widząc duże zainteresowanie zwiedzających chciałem ich poczęstować, rozdawałem witaminki za darmo, niestety chętnych nie było. Co więcej w ich oczach pojawiło się zdumienie i strach, jak to, zjadł pokrzywę na surowo i się nie poparzył, nie możliwe, jakieś diabelskie sztuczki? Wiele razy próbowałem namówić zwiedzających do spróbowania specjałów przygotowanych przy naszym ognisku, niestety zwykle bezskutecznie. Twierdzi się, że średniowiecze to niewiedza, zacofanie, mroczna epoka pełna przesądów i czarów, ja myślę, że w co niektórych pozostała ona do dzisiaj.

Rozkład dnia, o 9 mieliśmy śniadanie w Klubie Lapidarium na rynku, później pokazy od godz. 10 do 18, obiadokolacja o 18.30 i dalej ''życie nocne neandretalów'', już poza planem :)
W naszej osadzie neolitycznej (przekrój czasowy był trochę szerszy) można było zobaczyć jak dawniej wyglądało obozowe życie (nie opiszę szczegółowo, widać na zdjęciach), zajmowaliśmy się pokazami archeologii doświadczalnej dobrze się przy tym bawiąc. Kontrast - zwiedzający, pachnący, wystrojeni, w garniturach, sukniach, i my przy dymiącym ognisku, przyodziani w skóry lub ''worki'' dobrze, że  ''zieloni'' nie protestowali :)
Na dziedzińcu odbywały się również spektakle "Śmierć wodza'', ''Wymiana'' i ''Teatr ognia'' a wieczorem spotkania przy ognisku i piosence turystycznej.
Komiczne sytuacje podczas pokazów, których nie brakowało nie dadzą się opisać czy powtórzyć, można by było z tego niezłą komedię zrobić. Niektóre komentarze obserwujących: ''o pijany, pijany!'' -gdy umierał wódz, ''ale dzida'', ''ja chcę zdjęcie z tym panem z dużą fają'', ''jajka mamuta'', ''a czy kiedyś to były takie papierosy'', ''co ma pani pod skórami'', ''a wy tutaj tak cały czas mieszkacie'', ''widziała pani takie ...''. Wesoło było cały czas (widać na zdjęciach), zwiedzający zazdrościli nam tak beztroskiego życia i dopytywali o szczegóły - tego patentu nie sprzedajemy:)
Robili nam zdjęcia jako ''atrakcja turystyczna'', czasami jednak można było się poczuć jak zwierzęta na wybiegu w zoo, jeszcze trochę a ludzie rzucaliby nam banany czy orzeszki, byśmy ładnie pozowali do zdjęć.

W Sandomierzu miałem robić pokazy niecenia ognia, taki był plan, ale jakoś tak wyszło, że w zasadzie 4 dni kucharzyłem, a tylko ostatniego dnia zająłem się ogniem, ale to nie istotne. Cieszę się, bo udało mi się zobaczyć wystawę archeologiczną na Zamku oraz wystawy zorganizowane w kilku innych miejscach. W klubie wysłuchałem koncertu oraz obejrzałem filmy ''Pierwszy flet'' i ''Trzcinica - Karpacka Troja''. Miałem przyjemność być w Galerii Otwartej na ogłoszeniu wyników II Konkursu Biżuterii Autorskiej Krzemień Pasiasty-Kamień Optymizmu (się działo). Podziwiałem prace najlepszych artystów i krzemieniarzy.

Najważniejsze, fajnie że mogłem się znów spotkać ze ''starymi'' znajomymi jak też poznać nowe osoby, porobić coś wspólnie, porozmawiać. Generalnie miło spędzony czas, we wspaniałej atmosferze, którą stworzyli fantastyczni ludzie. Chciałbym wszystkim podziękować, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się tej atmosfery. Dziękuję Grzesiowi K., on to sprawca wszystkiego, Marioli za kawę, co potrafi ''mamuta wskrzesić'' dzięki której cało wróciłem do domu, Kasi N. (kokon też człowiek) za rozmowę, drugiemu Grzesiowi za ''kiszonki i c... anielice'', Januszowi za ''średniowieczne narzędzie tortur'', Patrycji za uśmiech i pomoc przy kucharzeniu, Kasi za malunki na moim ciele (już ja się następnym razem odegram), drugiej Kasi za jajeczka z kamienia i pyszne ciasto, Michałowi za mięsko z ogniska i jego Kasi za pilnowanie mojej ''owieczki'', Sykstusowi za niewyczerpane źródło historyjek ze swego bogatego życia i poczucie humoru, Marcinowi za łupanie, Tomkowi (skrytożerczym ciastkożercom mówimy stanowcze - nie), Juli (twarda dziewczyna), Monice za oprowadzenie po muzeum, Izie (siostrzyczki z Archeo), Beacie, Małgosi, Piotrkowi, tym co mi pomogli jednego wieczora - to ''uprawianie sztuki'' wcale nie jest takie łatwe :D
Dziękuję za zaproszenie Mariuszowi, bez niego ta impreza by się nie odbyła.
Specjalne podziękowania dla wszystkich sprawców nieustannego, 5 dniowego bólu brzucha ze śmiechu. Przepraszam jeśli kogoś pominąłem.

Link do zdjęć: https://picasaweb.google.com/101961305466505913296/Sandomierz2013#

Miało być bardziej osobiście i będzie, na koniec. Wróciłem późnym wieczorem do domu, niewyspany i zmęczony. Sprawdziłem pocztę a zaraz później zdjęcia, chciałem sprawdzić jak wyszły. Oglądałem i śmiałem się, tak było przez chwilę, by popaść w drugą skrajność. Niestety życie jest takie, że po chwilach szczęścia przychodzi smutek i zwątpienie. Myślę nawet, że im większa radość tym później większe rozczarowanie i żal. Często wydaje mi się, że wszystko co najlepsze to już w życiu doświadczyłem, lepiej już być nie może, nie ma więc sensu...
Od kilku osób w niedługim odstępie czasu usłyszałem, że nie ma we mnie wiary. Zdziwiło, zaniepokoiło, a może mówią prawdę tylko ja nie chcę się z tym pogodzić. Na ile można poznać człowieka po kilku minutach rozmowy, czy w kontaktach z innymi jestem sobą, zachowuje się normalnie myślę, że nie? Jeśli czegoś nie widać na moich zdjęciach, nie mówię o tym to czy znaczy, że tego nie ma?

Z Sandomierza przywiozłem ze sobą kamyk optymizmu, gdy biorę go do ręki na myśl przychodzi mi taka sentencja J. Kochanowskiego - ''Nie porzucaj nadzieje jakoć się kolwiek dzieje: bo nie już słońce ostatnie zachodzi a po złej chwili piękny dzień przychodzi…”  

3 komentarze:

  1. Ten kamień zdobył 2 miejsce na Giełdzie minerałów w AGH przed ? laty.
    Ja dawałem kolekcji przepięknie obrobionych krzemieni pasiastych 1 miejsce, no ale nie byłem w JURY.
    W świecie "pasiaki" promowane są w biżuterii przez "światowców",
    Jako tam się dzieje, nie śledzę, natomiast wiem jedno: wzorek jest urzekający i tzw. debeściarski!
    Gdyby taki kamyk był: halal lub kosher? Ooo, mój panie! To by trzeba było ściągać ze śląskich kopalni, kombajny węglowe! No i może wpadłby do budżetu ten 1% zysku ze sprzedaży. Pilnujta dobra "Scyzory", bo czasy takie tfuuu! Pies

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak sobie myślę, że nasi antenaci niczym się nie różnili od nas, jeśli mowa o poczuciu piękna. Fakt : piękno leży w oku patrzącego.
    Krzemień pasiasty musiał przypaść do gustu praszczurom, skoro tak intensywnie dobywali go z takim upodobaniem i przetwarzali.

    Czytając relację chciało by się skomentować : "Chyba więcej neandertali było po drugiej stronie, ino panie w innym przyodziewku". Buractwa w tym narodzie nigdy nie brakowało i szczerze pisząc, nie sądzę aby to się miało zmienić. Bo te starsze płodzą i WYCHOWUJĄ następne pokolenie i burak trwa.
    Era elektryczności i elektroniki trwa i jak pokazuje historia ludzkości musi minąć bo: Panta rhei kai ouden menei. A burak i tak to przetrwa, dopóki ludzkość ... . Pies

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeglądam Wilsonowe królestwo (mój nowy sport :-) ) i szukam jakichś inspiracji. Tak to jest, że ludzie działający w terenie, o zbliżonych zainteresowaniach wzajemnie się inspirują lub odgapiają (np. na próbę) coś do przetestowania.
    Starzy :-) wyjadacze, mają swoje zwyczaje (doświadczenie) i zanim zrezygnują z czegoś na rzecz "nowego patentu" przemaglują go we wszystkie strony.
    Nie uważam się za nieomylnego, ale SWOJE zdanie mam.
    Wilson popadł w zadumę jak i każdy inny (imprezy męczą :-) ). Ten kamień "na pociechę" przypomniał mi mój kamień. Znaleziony zupełnie w innym miejscu polski krzemień pasiasty, ale o zupełnie innych barwach. Kolor biały zastąpiony był beżowym zaś "wzorek" podobny. Widziałem sporo "pasiaków" ale taki, tylko 1 w życiu. Pochwaliłem się pewnemu geologowi i ... ukradł mi go!
    Było to parę dziesiątków lat wstecz. Do tej pory nie odzyskałem mojego okazu, ani nie spotkałem podobnego.
    Kamień pesymizmu.
    Straciłem wiarę w ludzi? W pewnym sensie tak. Nie wyobrażam siebie w roli tego szanowanego w środowisku ZŁODZIEJA. Cóż, kamień to tylko kamień. Nie był zupełnie bez wartości (materialnej) ale miał dużą sentymentalną! Z moich okolic, nie leżał "na ulicy" ani "w błocie". Wiem gdzie go znalazłem i w jak nietypowych okolicznościach.
    Lustrzane odbicie Wilsona, negatyw? :-)
    Człowiek uczy się całe życie. Nie sądzę aby coś takiego drugi raz się trafiło i jak na razie "nauka nie poszła w las". Ten utracony pasiak odcisnął na mnie swoje piętno. Myślę, że na całe życie. Tu nie o kamień, lecz o zaufanie do człowieka, który je zawiódł na zawsze. Oczywiście, że są inni uczciwsi, słowniejsi i nie zakłamani. Pokażcie mi takiego :-)
    Dobra. Życie toczy się dalej ale ludzkość się nie zmienia, więc co jakiś czas trafiam na podobnych i ... mają do mnie pretensję, że się nie dałem im w ... (konia?) zrobić :-). Pies

    OdpowiedzUsuń