środa, 4 lutego 2015

Ryż z curry i dzikimi roślinami



Czytam po raz kolejny książkę Johna Krakauera "Wszytko za życie'' i złość mnie bierze, że nie mam odwagi  zrealizować wszystkich swoich marzeń. Robię małe rzeczy, ale to nie to, pozostaje niedosyt. Drobne działania, które są tylko namiastką prawdziwej przygody. Książka Krakauera to dla mnie źródło inspiracji, dużo wspaniałych cytatów i informacji. Nie będę pisał o wzniosłych ideach ani omawiał tego co zrobił, to pozostawię czytelnikowi jego własnej ocenie, zajmę się bardziej przyziemnymi sprawami, a mianowicie ryżem :)

McCandless wędrując niedaleko Zatoki Kalifornijskiej przeżył ponad miesiąc odżywiając się w tym czasie ryżem (nieco ponad 2 kg na 36 dni!) i tym, co udało mu się wyłowić z morza. Również na ostatnią podróż zabrał 5 kilogramową torbę ryżu, to było jedyne pożywienie jakie zabrał. Wiemy,  że swoją dietę uzupełniał o upolowane zwierzęta i dzikie rośliny jadalne. Oczywiście jego bilans energetyczny był ujemny, ale nie o to mi chodzi. Miał odwagę, to czego wielu nam brakuje, nie szedł na łatwiznę, zdobywanie dzikiego pożywienia dawało mu poczucie wolność, niezależność od sklepów i pieniędzy.

Zdecydowana większość z nas postępuje inaczej, myślę że w 99% naszych wypraw jedzenie zabieramy ze sobą w plecaku, no bo tak wygodniej. Obliczamy kalorie, zawartość poszczególnych składników odżywczych, minerałów i witamin. Wybieramy takie racje, które mają korzystny stosunek kalorii do wagi, dobrze znoszą transport i łatwo je przygotować. Zwykle zgarniamy prosto ze sklepowej pułki, liofilizatory rzadko w naszych plecakach lądują ze względu na cenę, czasami sami coś przygotowujemy. Jedni przejmują się bardziej, a inni mniej. Dla niektórych wycieczka kończy się z chwilą gdy kończą się kanapki, ciasteczka, papierosy lub piwo, oni też uprawiają swoisty rodzaj survivalu, jak przeżyć bez alkoholu :)

Według mnie w większości przypadków nie ma problemu by podczas naszych wędrówek znaleźć jadalne roślin. To tylko kwestia naszego obeznania z tematem i chęci. Zbieranie roślin jadalnych to dla mnie nie tylko wielka frajda, ale potrawy zyskują na smaku, korzysta na tym mój organizm i portfel, mniej dźwigam, częściowo uniezależniam się od sklepów, Moje wyprawy mają inny wymiar, bardziej zbliżam się do natury.

Wracając do tematu, sam ryż jest wartościowym pożywieniem, podstawowy składnik wielu innych dań. Nie ma problemu by wrzucić do plecaka kilka torebek, nie warzą dużo. Wymaga długiego gotowania, co nie jest na ognisku żadnym problemem. Przepisów bez liku, zwykle gotuje go z zebranymi roślinami, trochę korzeni, zieleniny oraz inne zdobycze.
Kilka dni temu (1 luty) wyruszyłem w teren, warunki były sprzyjające, las obdarzył. W kociołku wylądowała pokrzywa, gwiazdnica, rzeżucha, korzenie chmielu, marchwi, wiesiołka, kłącza czyśćca błotnego i topinambur oraz kilka grzybków. Do tego ryż i curry. Danie smaczne i sycące, zjadłem niecałą połowę, resztę zabrałem do domu.

Piękna słoneczna pogoda, bez śniegu z  niewielkim tylko mrozem w nocy. Klony zaczęły już puszczać słodki sok. Cały dzień wędrowałem, tysiące hektarów lasów, bagien i zaniedbanych łąk, i tymi wszystkimi skarbami mogłem się cieszyć sam, bo tego dnia nie spotkałem nikogo. Nikt nie zakłócił mi spokoju. Dużo dobrej energii wchłonąłem, odpocząłem. Niektóre rzeczy by zrozumieć trzeba poczuć. Oby takich chwil jak najwięcej.

8 komentarzy:

  1. Masz rację: oby takich chwil jak najwięcej :) Zainspirowałam się Twoim ostatnim "żywieniowym" wpisem i postanowiłam uzbierać coś zielonego ale na drugi dzień spadł śnieg i chwycił mróz, wprawdzie lekki ale zawsze. Tutejszy las trochę uboższy, lecz pewnie coś dalej by się znalazło, trzeba iść i ćwiczyć szukanie, rozpoznanie. Ja za bramkę a za mną 4 koty rządkiem i miauczą :) Dobrze, że chodzisz a potem piszesz. To daje energię i bodziec nawet bardziej niż McCandless. On poszedł bez doświadczenia. Dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyjdzie wiosna to i Tobie uda się nazbierać coś zielonego. Tak, daje to energię, bardzo. Dziękuję. Jestem zdania, że McCandless miał doświadczenie, pomyłki zdarzają się każdemu.

    OdpowiedzUsuń
  3. można kiedyś z Tobą zabrać się na podobny rajd? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wilson ,a próbowałeś może pozyskiwać żółty pyłek z tzw. kotków z leszczyny ? Będąc na spacerze z psem zerwałem kiedyś ich całą garść i położyłem je na piecyku , a rano zobaczyłem że na dole jest dość sporo pyłku , a Łukasz Łuczaj w swojej książce pisze, że jest on dość energetyczny i zawiera sporo białka, więc warto się nim zainteresować. Pomyślałem , że gdyby tak zerwać tych tzw. kotków jakieś wiadro co by nie było problemem bo dość szybko je się pozyskuje i wysuszyć, a następnie przesiać przez gazę lub jakieś sito, to może by tak uzbierał tego pyłu na jakąś niewielką bułeczkę , ale w przypadku walki o przetrwanie to dobre i tyle. Można jeść tez i całe ,, kotki'' , ale są one bez smaku jak dla mnie i nie wiem czy ta zielona część ma dużo kalorii , ale raczej niewiele. Jeżeli miałeś z tą rośliną jakieś doświadczenie to jak możesz to opisz , a jeżeli nie to namawiam do prób i podziel się z nami wiedzą, tylko nie wiem czy jeszcze ten pyłek się utrzymuje i czy nie jest już za póżno na niego ,ale to chyba zależy od regionu ,bo ja je zrywałem jakieś 2 tyg. temu to był.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie próbowałem jeszcze, ale sprawdzę co i jak z pyłkiem leszczyny.

    OdpowiedzUsuń
  6. a nie boisz sie bomblownicy czy półpaśca

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie bardziej niż zatrucia produktami zakupionymi w sklepie.

    OdpowiedzUsuń