wtorek, 5 lutego 2019

Moja pierwsza kuksa


Swoją pierwsza kuksę wystrugałem kilka lat temu. Gdy przystępowałem do roboty, nie bardzo wiedziałem jak ma wyglądać tradycyjna fińska kuksa. To były początki poznawania tej sztuki. Inni robią kuksy, to i ja. Chociaż chciejstwo nie zawsze kończy się szczęśliwie, to tym razem obyło się bez przykrych niespodzianek. Ktoś wrzucił zdjęcie na forum swojej kuksy. Z opisu wynikało, że to taki drewniany kubek. Nie szukałem wzorów ani nie czytałem, jak taka kuksę wykonać. Podszedłem entuzjastycznie do sprawy. Nóż łyżkowy już wtedy miałem i używałem go do strugania łyżek. Nieco w drewnie obeznania też miałem. Wypatrzyłem nisko rosnącą czeczotę na brzozie na bagnach. Odciąłem piłą i strugałem. Siekiera, nóż, na oko, bez szkicowania, obrysu. Dalej kolejno suszenie, szlifowanie, olejowanie i cierpliwe czekanie.

Gdy ją skończyłem, byłem zadowolony. Teraz patrzę na nią z nieco innego punktu. Kuksa ma zbyt małą pojemność jak na moje potrzeby. Poza tym widoczny lekko owalny kształt i nierównomierna grubość ścianek. Uchwyt też jakoś mało dopasowany formą. Przesadziłem z grubością ścianek. Są zdecydowanie za cienkie. Są miejsca gdzie prześwituje przez nie światło. Kuksę używałem sporadycznie do parzenia w niej kawy bądź herbaty. Przeżyła kilka upadków na twarde podłoże. To, że nie popękała jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Na jej wytrzymałość składa się sposób obróbki, wykończenia, a przede wszystkim sam materiał. Nigdy później już nie trafiłem na czeczotę o takich wspaniałych właściwościach. Słoje są bardzo poskręcane i gęste, materiał jest twardy, dużo bardziej niż zwykłe drewno brzozy. Po polimeryzacji oleju materiał, z jakiego zrobiona jest kuksa przypomina bardziej kompozyt niż drewno.

Ech..., gdybym teraz trafił na taką czeczotę. Chociaż tej zimy postawiłem na obróbkę krzemienia, to w planach mam jeszcze jedną kuksę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz