wtorek, 5 kwietnia 2022

Lizaki i lody z klonowego syropu. Struganie łyżek. Trochę zimy na początku wiosny.


Na początku wiosny na krótko powróciła zima. Taki pogodowy, weekendowy bonus :) Mrozu było niewiele, śnieg dopisał, nawet bałwana udało się ulepić ;) Ta zima minęła mi nie wiadomo kiedy, nie zdążyłem się nacieszyć śniegiem i mrozem. Brakowało mi biwakowania w zimowych warunkach. Pewne plany nie zrealizowałem, przeniesione więc są na kolejny sezon.
Sobotni poranek przyjemnie mnie zaskoczył, za oknem było biało. Spakowałem szybko graty i popędziłem do lasu, zanim śnieg stopnieje :) Warunki pogodowe ogólnie były paskudne. Ciągłe opady topniejącego śniegu, zacinający wiatr, duża wilgotność. Nie chodziłem długo, po kilku godzinach nieprzedzierania się przez krzaki, wiatrołomy, bagna i śnieg chciałem odpocząć. Znalazłem dogodne miejsca na rozwieszenie plandeki w sosnowym młodniku, później zbieranie materiału na posłanie i ognisko. Wszystko było mokre, ociekało wodą. Posłanie przygotowałem z brzozowych witek, pędów malin i trzciny. Na to rzucona kurtka i nie było źle. Połupałem gałęzie sosnowe i zastrugałem pukli drzewnych. Izolacja od wilgotnego podłoża, brzozowa kora, drewniane strużyny, cierpliwości i mam ogień. Mogę ogrzać zmarznięte dłonie i się wysuszyć. 


Gromadzę opał, suszę, na ognisko wstawiam czajnik z wodą na herbatę. 


Siedzę pod plandeką i obserwuję podlatujące bardzo blisko rudziki, sikorki i gile. Mam wrażenie jakby one też chciały się schronić pod moją plandeka i ogrzać przy ognisku.

Kilka tygodni wcześniej zebrałem kilka litrów soku klonowego i przerobiłem go na syrop. Gdy spadł śnieg wpadł mi do głowy pomysł, aby z tego syropu zrobić leśne słodycze. Syrop przelałem do garnka, wstawiłem nad ognisko i odparowywałem jeszcze bardziej go zagęszczając. Na małym ogniu, powolusieńku. Kolejnego dnia proces kontynuowałem. 


Sobotni wieczór upłynął mi na piciu gorącej herbaty i struganiu łyżek z brzozowych gałęzi. Dawno tego nie robiłem, a bardzo lubię. Taka pogoda ma też swoje zalety :)

W nocy nieco na minusie, przestało wiać i padać. Rano błękitne niebo i cudowna, słoneczna pogoda. Trzeba się spieszyć z lizakami, bo na skraju lasu już wiosna;)

Klonowy syrop zagęściłem ile się dało uzyskując płynny karmel. Słodki, pachnący, jasno brązowy, bardzo smaczny i gorący. Gdy przestygł, ale był nadal płynny wylewałem go porcjami na ubity zmarznięty śnieg i wsadzałem brzozowy patyk. 

Po chwili syrop tężał i miałem leśne słodycze. Lizaki! Pyszne, karmelowe lizaki z klonowego syropu własnej produkcji. Zrobiłem kilka. Bałwanowi też dałem spróbować ;)



Lizaki na brzozowych gałązkach mają jeszcze jedna zaletę. Po zjedzeniu słodyczy gałązki można wykorzystać do czyszczenia zębów, zamiast szczoteczki. 

Lody robi się podobni tyle, że syrop klonowy miesza się ze śniegiem i ugniata gałkę ;) Nie zrobiłem niestety zdjęć, sorry, taki mamy klimat ;)

Do wykonania leśnych słodyczy z klonowego syropu, lizaków i lodów, konieczne są odpowiednie warunki, czyli śnieg i mróz.

Dzień już długi. Dokończyłem niespiesznie struganie łyżek przy dziennym świetle. 


Coś tam zjadłem, napiłem się herbaty, zwinąłem obóz i poszedłem tropić zwierzynę. Chodziłem długo tego dnia. Patrzyłem, słuchałem, oddychałem, wietrzyłem umysł. Tego mi potrzeba.



Na śniegu doskonale widać tropy. Łoś, jego sierść i ślady legowiska, można odczytać skąd i gdzie poszedł, jak szybko się poruszał, czy to samiec czy samica, w jakim wieku i kondycji. 


Ogryzione przez jelenie pnie topoli, dołem i większymi kawałkami zajęły się bobry. Słychać koguta bażanta, przebiega rudel saren. 


Dziki, zające, na rozlewiskach mnóstwo ptactwa, w przyrodzie wielkie ożywienie. Bociany, a więc już wiosna :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz