piątek, 10 stycznia 2020

Wintercampreconnet 2020



Nowy Rok zaczął się dla mnie bardzo pomyślnie od forumowego wyjazdu w góry. W roku ubiegłym koledzy w Gorcach zrobili 3-osobową jamę śnieżną. Zaraz po relacji z tego wydarzenia na forum reconnet pojawił się wątek powtórki w roku kolejnym. Nie tylko mi spodobał się pomysł biwakowania w surowych warunkach prawdziwej zimy. Prócz budowania jamy chcieliśmy też sprawdzić kilka innych pomysłów.

Rano wspólnie wyruszamy z parkingu. Pierwszego dnia plan zakładał dotarcie do miejsca noclegu, którym była chatka w środku lasu. Ja z Kopkiem cały sprzęt upchamy do plecaków, pozostałe osoby ciągnął ze sobą sanie z ładunkiem.


Idzie się nam dobrze i docieramy na wyznaczone miejsce dużo wcześniej niż zakładaliśmy. Rozpiera nas chęć działania, więc postawiamy większość sprzętu w chatce i we dwójkę ruszamy na polanę, na miejsce docelowe. Na polanie pośrodku lasu stoi drewniana bacówka, baza na kolejny dzień. Robimy rozpoznanie. Budowa jamy nie jest możliwa z powodu zbyt małej pokrywy śnieżnej. Maksymalnie śnieg sięgał po kolana. Szybka zmiana planów, budujemy quinzee na dwie osoby. Do zmroku jeszcze trochę pozostało. Wybieramy dogodne miejsce i łopatami usypujemy dużą górę śniegu. Ma ona prawie 2 m wysokości i ponad 3 m średnicy u podstawy. Mróz w nocy zwiąże śnieg, poza tym jutro będzie mniej roboty. W śnieżycy i przy światłach czołówek docieramy do chatki, gdzie nocujemy. 

Rano dalej pada, dużo świeżego puchu. 


Docieramy z kolegą do chatki pierwsi, odśnieżamy, znosimy opał i przywracamy do życia piec. 


Piję gorącą herbatę i biorę się za kopanie quinzee. Powoli, nigdzie nam się nie spieszy. Mamy spory rozmach, quinzee jest bardzo przestronne, 1,5m wysokości i dużo miejsca na sprzęt. W razie potrzeby trzy osoby mogą tu spać. Robimy otwór wentylacyjny i wieszaki. Kopek dobudowuje jeszcze osłonięte wejście z ''świerkowymi firankami'' :) Na zakończenie budowy wbijamy gałązkę świerku. Nikt z nas nie spoglądał na zegarek, ale oceniam, że łącznie budowa quinzee zajęła nam około 4 godziny pracy dwóch osób. Zostawiamy nasze schronienie na kilka godzin, aby mróz wzmocnił konstrukcję.


Docierają kolejne osoby. Dwie z nich próbuje wykopać jamę śnieżną. Niestety nic z tego nie wychodzi. Dach zapada się pod własnym ciężarem, gdyż górna warstwa śniegu ma zbyt małą wytrzymałość. Pozostaje spanie w śnieżnym okopie, czyli ''kop se grób'';)

 

Z kilku dłuższych kłód rozpalamy solidne ognisko. Po całym dniu można się osuszyć i ogrzać. Wieczór mija na rozmowach. W naszym przytulnym quinzee montujemy improwizowana lampkę z podgrzewacza i aluminiowej puszki. Chwalimy zalety naszego schronienia. Jest w nim ciepło i zacisznie. Zakopuję się do śpiwora i śpię mocno, dopiero rano budzi mnie głos kolegi. Nie chce się wstawać. 


Na koniec testowanie naszego pancernego schronienia. Jestem zaskoczony jego wytrzymałością. Na szczyt wspina się Kopek, później moja kolej. W sumie ponad 200 kg i nic się nie dzieje. Robimy kilka zdjęć ze zdobycia szczytu :) 


Na koniec trochę wygłupów i uprzątanie po sobie. 

 

Pakowanie i w drogę powrotną.

 

Ten biały stój, który przywdziałem to jednorazowy kombinezon ochronny. Taki jak się używa np. w lakierniach. Prezent od Kopka, który testowałem, świetnie się sprawdził, jako zabezpieczenie przed wilgocią i wiatrem podczas kopania quinzee. Nie wspomnę o doskonałym maskowaniu.


Góry na pożegnanie sprawiły nam miłą niespodziankę. Rano poprawiły się warunki pogodowe i z naszej miejscówki oglądaliśmy wspaniałą panoramę na Tatry.


Jest apetyt na kolejne tego typu wyprawy. Szczególnie jak przybędzie śniegu i temperatury będą niższe. Na razie planuję się doposażyć. Dziękuję bardzo wszystkim uczestnikom wypadu. A czytającym życzę wspaniałych widoków w Nowym Roku, nie tylko tych z gór. Z forumowym pozdrowieniem, kop se grób! ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz