sobota, 3 sierpnia 2013

Ogień mnie jara


Ogień mnie jara, kiedyś, dziś i pewnie za 30 lat będzie tak samo, to zainteresowanie wcale nie
słabnie. Ogniem zajmuję się od dawna i ciągle mnie to bawi, widać to po tym, co robię i piszę. Ogień jest najważniejszy, to podstawa bytu, tak jak kilka tysięcy lat temu tak i obecnie, rzecz ponadczasowa.

Dzień słoneczny, gorący, by odrobinę się schłodzić kupiłem loda, nawet smaczny tyle, że bardzo mały. Nauka wymaga poświęceń, kupiłem więc jeszcze jednego, większego, co sobie będę żałował :)

Normalny człowiek nic niezwykłego w takim lodzie nie zobaczy, ale że ja jestem świrem i mam obsesję w temacie ognia od razu dostrzegłem ukryte możliwości - oczywiście związane z uzyskania ognia.

Firma produkuje lody w plastikowych opakowaniach, w których wieczko ma paraboliczny kształt. Wystarczy nalać do wieczka wody i soczewka gotowa. Przetestowałem dwie wielkości pokrywek, obie działają bardzo dobrze, kilka sekund w jednym punkcie przytrzymałem i był żar. Użyłem spreparowanego hubiaka, podobne hubki też powinny się sprawdzić. Bardzo prosty i szybki sposób na otrzymanie żaru.

To taki mój pomysł na zabawę dla dzieciaków w słoneczny dzień, tych małych i tych większych :)




środa, 24 lipca 2013

II Krzemionkowskie spotkania z Epoką kamienia


Jest takie powiedzenie - raz zobaczyć, to więcej niż 1000 słów, w przypadku Krzemionek to zbyt
mało. Kto nie był, nie widział i sam nie przeżył nie zrozumie.
Nie napisałem relacji z Pińczowskich sobótek ani 2 tygodniowej wędrówki po górach, więc chociaż to. Napisać relację, łatwo się mówi, z takiej imprezy, gdzie tyle się wydarzyło!

Z różnych powodów nie jest możliwe opisanie wszystkiego, a więc moja relacja nie będzie wyczerpująca. Ze względu na duża liczbę zwiedzających zajmowałem się prezentacją na swoim stanowisku, bardzo niewiele czasu miałem by zobaczyć sąsiednie stanowiska, tym bardziej nie widziałem wszystkiego tego, co się w przeciągu tych dwóch dni działo. Najgorsza rzecz - zawiódł mnie sprzęt foto, zdjęć jest niewiele i marnej jakości, przepraszam.
Nie potrafię pięknie pisać, opiszę tak jak umiem, podałem również linki do galerii ze zdjęciami innych osób.

W Muzeum w Krzemionkach byłem ładnych kilka lat temu, miejsce bardzo mi się spodobało, gdy w tym roku dostałem zaproszenie ucieszyłem się. Ponownie zobaczę kopalnie krzemienia, spotkam się ze znajomymi, będzie możliwość poznania ciekawych osób i obejrzenia wielu pokazów. Pojechałem jako osoba, która miała się tam zająć odtwarzaniem i miało to wiele dodatkowych zalet, niedostępnych dla zwiedzających. 
II Krzemionkowskie spotkania z Epoką kamienia odbyły się w dniach 20-21 lipca na terenie rezerwatu ''Krzemionki'' niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego. Miejsce bardzo ciekawe ze względu na pradziejowe kopalnie krzemienia pasiastego, przepiękny surowiec. Impreza miała na celu promowanie archeologii, odtwórstwa historycznego oraz archeologii eksperymentalnej, zjechali pasjonaci archeologii z całej Polski, specjaliści z wielu dziedzin. Na terenie zrekonstruowanej wioski było można zapoznać się z najróżniejszymi aspektami życia człowieka w epoce neolitu i brązu, a nawet trochę szerzej, taka ''epoka kamienia na żywo''. Pokazy dotyczyły myślistwa epoki kamienia, garncarstwa, tkactwa, obróbki surowców organicznych, miedzi, brązu, krzemienia, przygotowania pożywienia, kultury duchowej. Najmłodsi mogli wziąć udział w wykopach archeologicznych czy postrzelać z łuku, był spacer po terenie rezerwatu, wykłady i filmy. Ciekawe dla mnie były badania traseologiczne oraz próby związane z odlewnictwem miedzianego ostrza siekierki, pewnie niektóre rzeczy mnie też ominęły.

Krótko o tym, co robiłem, byłem odpowiedzialny za prezentację sposobów rozpalania ognia oraz przygotowanie pożywienia zdobywanego sposobami nie rolniczymi i nie hodowlanymi odpowiednimi dla tamtej epoki. Ograniczyłem pokazy do ''dwóch kamieni'', ''dwóch patyków'' i łuku ogniowego, warunki pogodowe sprzyjały, ''walka o ogień'' wygrana. Jak zwykle mnóstwo osób pytało o technikę krzesania iskier za pomocą dwóch kamieni, nie wiem skąd się to bierze, ale prawie wszyscy byli przekonani, że można to zrobić za pomocą dwóch kawałków krzemienia. Wydaje się, że jest to kwestia edukacji na poziomie podstawowym, dużo niedomówień i przekłamań jest również w filmach. Sporo osób było mocno zdziwiona jak szybko można rozniecić ognia przy pomocy świdra ręcznego, wydawało się im, że to potrwa kilka godzin, no cóż, może ja jestem za szybki :)
Swoje malutkie stanowisko rozłożyłem koło chaty brązownika gdzie przygotowywaliśmy wspólnie z innymi posiłki. Przywiozłem ze sobą kilka rzeczy (grzybki, miodek, korzonki, roślinki, przyprawy), po drodze tez zajechałem do kamieniołomów w Nasiłowie i tam nad brzegiem Wisły nazrywałem różnych jadalnych roślin - macierzankę, tymianek, pasternak, dziką marchewkę, rdest ostrogorzki, które potem wykorzystaliśmy w naszej kuchni. Chociaż jeszcze nie pora na wykopywanie korzonków to można było porównać wygląd marchewki dostępnej obecnie w sklepie z jej dzikim przodkiem, jak ogromne zmiany zaszły w wyniku uprawy na przełomie kilku tysięcy lat. Ugotowaliśmy, co powoli staje się tradycją tego typu spotkań, barszcz z barszczu, prócz tego była pyszna polewka z soczewicy, placuszki z różnymi dodatkami i pieczone mięsiwa. Zdziwienie wielu osób budziło to, jak można doskonale gotować w glinianym garnku, jest osmolony i wygląda z daleka jak żeliwny,  ale to gliniany garnek o grubych ściankach specjalnie przeznaczony do gotowania. Zabawne było też jak zwiedzający niedowierzali, że to co gotujemy jest do jedzenia, wydawało im się że to robimy na pokaz, wcale tego nie jemy a żywimy się tym co w bufecie. Nawet nie wiedzą jak smaczne potrawy przygotowywaliśmy, niektórzy, tylko co odważniejsi próbowali naszych wyrobów.
Na tego typu imprezach pada mnóstwo pytań od zwiedzających, nie zawsze umiem odpowiedzieć, wtedy człowiek uświadamia sobie, że jest malutki i wiele jeszcze czeka go nauki. 
Przywiozłem jak zwykle z tego typu imprez sporo giftów, sam nie wiem gdzie to upchnę, nazbierałem już tyle, że chyba muzeum otworzę :)

To, że archeologia jest fajna, wiem od dawna. W Krzemionkach było sympatycznie, długo będzie co wspominać.
Dziękuję bardzo wszystkim za tak przyjemnie spędzony czas. Za zaproszenie, możliwość spotkania się, wspaniałą atmosferę, pokazy, kuchnię, towarzystwo, rozmowy - szczególnie te nocne :)

Więcej informacji o samej kopalni i czasach, gdy one funkcjonowały: http://krzemionki.pl/o-krzemionkach/kopalnie/

środa, 17 lipca 2013

Naleśniki z pyłkiem z pałki i jagodami




Po 2 tygodniach wędrówki po górach i kulinarnych przygodach w ''Niemcowej'', gdzie razem z Iwo tworzyliśmy niezwykłe dania kuchni kaukaskiej (min. bliny z różnymi nadzieniami), pomyślałem dzisiaj o naleśnikach, na słodko z jagodami.

Ciasto zrobiłem tak jak do zwykłych naleśników z tym wyjątkiem, że do mąki pszennej dodałem pyłek z pałki szerokolistnej, stąd ten żółty kolor. Jagody dodałem po wylaniu ciasta na patelnię. Nie pytajcie czy było dobre, to oczywiste.
Żałuję tylko, że tak mało w tym roku pyłku nazbierałem.

środa, 3 lipca 2013

Krzesanie ognia za pomocą markasytu, krzemienia i puchu topoli


O markasycie wspomniałem już
przy okazji opisywania pirytu, ma identyczne zastosowanie - krzesania ognia. Znajomość tego zjawiska wykorzystywano już w młodszym paleolicie.

Markasyt fizycznie i krystalograficznie różni się od pirytu. Krystalizuje w układzie rombowym, a jego kryształy maja kształt płaskich płytek lub piramid. Jest jaśniejszy od pirytu, na świeżych powierzchniach jest srebrzysto biały lub jasnożółty, ma metaliczny połysk. Szybko pod wpływem powietrza matowieje na kolor żółtawy lub brązowawy i daje czarną smugę. Twardość markasytu, podobnie jak piryt, 6-6,5 w ska­li Mohsa, jest bardziej kruchy niż piryt. Pod wpływem uderzenia piryt pęka wzdłuż nie­regularnych linii, nie tworząc gładkich krawędzi, markasyt z kolei ma wyraźny, chociaż nierówny przełam. Podobnie jak piryt ulega rozkładowi pod wpływem wody i powietrza. Markasyt tworzy skupienia masywne, zbite, ziarniste, grudkowate, nerkowate, promieniste, często występuje razem z pirytem.
Rzadszy od pirytu, w Polsce występuje w regionie śląsko-krakowskim, Turoszowa (kopalnie węgla brunatnego), Nowej Słupi, w Pomorzanach k. Olkusza, w kopalniach rudy miedzi k. Lubina, kopalnia węgla Bogdanka, poza tym Rudki, Kowala, Wolin. Najczęściej w utworach osadowych np. wapieniach, marglach, skałach ilastych w także w pokładach węgla w postaci konkrecji.

Najwygodniej posługiwać się dwoma ''kamieniami'' takiej wielkości, abyśmy mogli je pewnie uchwycić w dłoni. Jeśli mam mały kawałek markasytu to krzeszą iskry podobnie jak pirytem, przyciskam markasytem hubkę do podłoża i uderzam krzemieniem. Duża konkrecja markasytu stwarza większe możliwości,
wygodniej się posługiwać, więcej iskier powstaje przy pojedynczym uderzeniu gdyż większa jest powierzchnia, można również krzesać iskry trzymając markasyt i krzemień nad hubką, jest to pomocne zwłaszcza przy hubkach puszystych takich jak np. puch topoli. Jednak uważam tą technikę za mniej skuteczną, wymagającą większego ''zdarcia'' materiału i czasu. Zaletą techniki krzesania iskier nad hubką jest to, że jej nie zgniatamy, cały czas pozostaje puszysta. W technice krzesania, gdzie markasyt lub piryt styka się bezpośrednio z hubką, iskry mają stosunkowo krótką drogę. Gdy krzeszemy ''kamieniami'' nad hubką iskry ''pokonują'' większa odległość, spadają bardziej rozproszone na większą powierzchnię, aby zrównoważyć skuteczność w porównaniu z wcześniejszą techniką trzeba użyć większej ilości hubki, co może okazać się wadą. Dodatkowo przy wietrznej pogodzie hubkę zwiewa, zwłaszcza puch topoli, który jest bardzo lekki. Odpowiednią technikę trzeba dopasować do sytuacji tego, czym dysponujemy, wielkości i właściwości konkrecji markasytu/pirytu, hubki, warunków. Z pewnością też własne nawyki i upodobania mają tu znaczenie.

Krzemień powinien mieć ostre krawędzie, będzie łatwiej wtedy o iskrę. Nie powinien mieć jednak zbyt cienkich krawędzi, ponieważ przy uderzeniu szybko się wykruszą i pokryją hubkę warstwą pyłu, który utrudniał będzie złapanie iskry. Podobnie jak przy pirycie napastnikiem nie musi być krzemień, można użyć innych twardych skał/minerałów. Bardzo dobrze spełnia swoją rolę np. kwarc, kwarcyt, radiolaryt, agat oraz inne odmiany chalcedonu.

Hubką może być hubiak pospolity, trzeba ostrym krzemiennym wiórem zeskrobać włókna tak by utworzyły puszysty materiał, lub puch roślinny np. wierzby czy topoli. Puch topoli bardzo ładnie przyjmuje iskry, im bardziej jego włókna są oprószone pyłem z markasytu tym lepiej. Wadą puchu jest większa wrażliwość na zawilgocenie, bardzo szybko wchłania wilgoć z powietrza, pod tym względem hubka z hubiaka jest bezkonkurencyjna.
Jest takie popularne określenie krzesanie ognia ''dwoma kamieniami'' (podobnie zresztą jak ''dwa patyki'' w odniesieniu do świdra ręcznego), można się zastanawiać czy te ''dwa kamienie'' to jakieś uproszczenie, skrót? Czy określają różne czy te same minerały, czy można otrzymać iskry z  dwóch kawałków pirytu lub markasytu? Otóż cały czas pisałem o układzie, w którym wykorzystujemy piryt lub markasyt i krzemień, gdyż jest to najczęściej spotykany  i opisywany zestaw. Ze źródeł etnograficznych jednak wiadomo, że w przeszłości do krzesania iskier wykorzystywane były (w mniejszym stopniu) też dwa takie same ''kamienie'', iskry (i to wcale nie mniejsze) można otrzymać z układu: piryt-piryt, piryt-markasyt, markasyt-piryt, markasyt-markasyt.

Niektórzy twierdzą, że skrzesanie ognia markasytem jest łatwiejsze niż za pomocą pirytu, sam tego nie mogę potwierdzić, pomimo licznych prób z pirytem jak i markasytem pochodzących z różnych miejsc. Wg mnie większe znaczenie mają cechy fizyczne konkretnego okazu, które mogą być odmienne, nawet jeśli są z tej samej lokalizacji.

Techniki krzesania ognia za pomocą ''dwóch kamieni'' są łatwe do opanowania, nie potrzebny jest trening czy wcześniejsze przygotowanie fizyczne, nie są tak męczące. To również mniej zawodna metoda uzyskania ognia, mniej wrażliwa na zawilgocenie i złe warunki przechowywania.

Ktoś, kto pierwszy raz weźmie do rak markasyt i krzemień i uderza z taka siłą by powstały iskry, jak najbardziej jest w stanie uzyskać ogień. A więc można powiedzieć że jest to dla każdego, no prawie...


wtorek, 18 czerwca 2013

Po markasyt


Krzesałem ogień za pomocą markasytu i krzemienia zanim zdobyłem piryt. Kupienie pirytu odpowiedniej wielkości okazało się większym problemem.

Pierwszy okaz markasytu miałem z rejonu Olkusza, mały, płaski kawałek z żółtymi warstwami pirytu. Następne to nawarstwienia markasytu na barycie z kopalni miedzi z Lubina oraz kilka z innych lokalizacji. Ładne, błyszczące, większość to okazy bardziej kolekcjonerskie. Dało się z nich krzesać iskry. ale byłem niezadowolony. Wprawdzie efektownie wyglądały ale mi zależało na okazach markasytu wyglądających bardziej naturalnie.

Marzyły mi się konkrecje w formie soczewek lub guzków, chociażby takie jak można znaleźć w nadmorskich wapiennych klifach we Francji, Wielkiej Brytanii czy choćby w kopalniach kredy na Ukrainie. Poszukiwałem informacji, pisałem, pytałem gdzie się tylko dało. Specjalistów na forach, kolekcjonerów na giełdach minerałów, w sklepach z minerałami, przeglądałem aukcje internetowe, niestety, nikt nie miał.

Kilka dni temu rano, zanim jeszcze słońce wzeszło, pojechałem na hałdy, w nowe miejsce. Chciałem tak jak poprzednio w odpadach pokopalnianych poszukać pirytu. Nie wiedziałem jaka miła niespodzianka mnie tego dnia czeka. Po 2 godzinach cały plecak obładowany markasytem, aż kolana mi się uginały. Konkrecji septariowych z kryształami różnych minerałów i odcisków roślin już niestety nie zdołałem zabrać. Piękne okazy markasytu, nielicznie markasyt z pirytem, najczęściej w formie płaskich soczewek o grubości 1 - 4 cm, choć trafiały się i grubsze. O różnych formach krystalizacji, często z warstwowaniami węgla lub skał towarzyszących.

W domu, po obmyciu ze szlamu przeprowadziłem selekcję. Najciekawsze okazy trafiły do mojej kolekcji. Ten błysk i barwa, nie dziwi mnie wcale określenie ''złoto głupców''. Małe okazy markasytu, w formie płaskich tabliczek, będę wykorzystywał do krzesania iskier z krzesiwem tradycyjnym zamiast krzemienia. Większe kawałki w zestawie markasyt-krzemień, w połączeniu z techniką gdzie hubkę przyciskamy do podłoża (jak przy pirycie), zaś największe konkrecje będę używał do techniki w której krzeszemy iskry nad hubką.

Początkowo miałem niewielkie obawy, czy wtrącenia węgla i innych zanieczyszczeń, nie będą uniemożliwiały krzesanie iskier. Zrobiłem kilka prób. Okazało się, że iskry sypią aż miło patrzeć. Markasyt bardzo dobrej jakości, twardy, nie kruszy się i nie pęka zbyt łatwo.

W najbliższym czasie napiszę w jaki sposób uzyskać ogień z markasytu i krzemienia.

To co na zdjęciach widać, to tylko część z tego co przywiozłem. Myślę że spokojnie na najbliższe kilkadziesiąt lat krzesania mi wystarczy :)

piątek, 14 czerwca 2013

Hubka z puchu wełnianki i siarki


To, czego nie ma, trzeba wymyślić.

Mam dużo hubek z różnych materiałów, spreparowane i niespreparowane. Wszystkie gdy spadną na nie iskry z krzesiwa tradycyjnego zaczynają się żarzyć. A więc krzesiwo, obojętnie jaka hubka, oznacza żar, a nie ogień, przynajmniej nie bezpośrednio. Aby otrzymać ogień tlącą się hubkę trzeba umieścić w rozpałce. Najczęściej jest to już inny materiał, o wyższej temperaturze zapłonu, i rozdmuchać. To wszystko traktowałem jako zwykłą kolej rzeczy, której nie da się zmienić. Sądziłem, że energia z iskier jest na tyle mała, że nie możliwy jest zapłon hubki tak, aby od razu pojawił się płomień.

Przy okazji łyżki siarkowej eksperymentowałem trochę z siarką. Pierwiastek o ciekawych właściwościach, temperatura zapłonu (wg producenta) siarki mielonej wynosi 157 °C ! Dla porównania, zwęglona bawełna to 235 °C, błyskoporek 330 °C.
Pomyślałem, że skoro nie można uzyskać wyższej temperatury z iskier z krzesiwa tradycyjnego to trzeba iść w drugą stronę, czyli obniżyć temperaturę zapłonu hubki. Chciałem, aby było tak jak z krzesiwem syntetycznym i np. korą brzozy czy puchem ostu, bezpośrednio z hubki otrzymać płomień.

Siarka nadawała się do tego celu doskonale, a sposób przygotowania hubki okazał się banalnie prosty. Wymieszałem dokładnie w pojemniku puch wełnianki sp. ze mieloną siarką, wszystkie włókna były nią oprószone. Puch wełnianki nie jest konieczny, można zastosować inne materiały. Hubkę umieściłem na krzemieniu i po kilku uderzeniach krzesiwem iskry spowodowały najpierw żarzenie się włókien a następnie, w bardzo krótkim odstępie czasu, zapłon. Na kilka sekund pojawił się niebieskawy płomień, czuć było zapach spalanej siarki. Gdy płomień zgasł hubka dalej się żarzyła, dmuchnąłem i znów pojawił się płomień.

Nie miałem, ale teraz już mam. Hubka z wełnianki i siarki, która płonie.

Reszta w krótkim klipie.



środa, 12 czerwca 2013

Ręczny świder ogniowy - łopian



Kolejna roślina, która bardzo dobrze nadaje się na świder ręczy to łopian.  W Polsce występują cztery gatunki: łopian większy (Arctium lappa), łopian mniejszy (Arctium minus), łopian pajęczynowaty (Arctium tomentosum) i łopian gajowy (Arctium nemorosum), wszystkie mają podobne zastosowanie. Łopian sp. jest gatunkiem rodzimym, pospolicie występującym na terenie całego kraju. Roślina ruderalna, rośnie na dobrych glebach, przydroża, zarośla, olszyny, brzegi wód, zręby, skraje lasów. Najbardziej okazały jest łopian większy, wyrasta nawet do 2 m tworząc mocną i silnie rozgałęzioną łodygę, pozostałe gatunki osiągają mniejsze rozmiary.



Od początku zimy do lata wyszukujemy uschniętych, zdrewniałych łodyg, jak najbardziej prostych i długich. Orientacyjne wymiary moich świdrów z łopianu to ok. 8 mm średnicy i  30 cm długości, są najkrótszymi jakie używam. Czasami jest problem ze znalezieniem prostej łodygi łopianu o wystarczającej długości, w takim wypadku można zastosować świder z przegubem. Zwykle materiałem na podstawkę jest świerk, rzadziej sosna czy klon.