środa, 2 kwietnia 2014

Placuszki ze szczawiem


Prawdziwi mistrzowie codziennego survivalu, to wszyscy ci, którzy żyją z dnia na dzień, potrafią utrzymać siebie, a czasami i rodzinę, za kilka PLN. Rzadko jest to świadomy wybór, większość zmusza do tego sytuacja. Rok temu oglądałem wywiad w telewizji z taką właśnie osobą, stary hipis, który był szczęśliwy, gdy mógł na jedzenie wydać 10 PLN/dzień. Nie będę oceniał czy to dużo, ale jak pomyślę, że za jedno moje krzesiwo ten człowiek przeżyłby ponad 2 tygodnie, a za nóż kilka miesięcy, to mi wstyd.

Zaciekawiło mnie bardzo, co jadł, bo może i kiedyś  mnie spotka to samo, a wtedy takie doświadczenie się przyda. Otóż pokazywał jak robi placuszki z pokrzywą, ale nie w takiej wersji luksusowej, jaką ja podałem. Smażenie na oleju, że się tak wyrażę, to szczyt rozrzutności i czyste burżujstwo, gdy liczy się każdy gram żywności i każda kaloria jaką można z niej pozyskać. Większość oleju jest zmarnowana, jego placuszki powstawały z mąki i posiekanych roślin, pieczone na sucho, na rozgrzanej patelni bądź kamieniu, bez soli, skromnie. Spodobał mi się ten wariant i coraz częściej w ten sposób robię placuszki.

Tym razem podam wersję na placuszki ze szczawiem zwyczajnym, mogą to też być inne gatunki o kwaśnych liściach. Zbieramy czyste listki szczawiu zwyczajnego, jeśli są zanieczyszczone piaskiem płuczemy. Rośliny drobno siekamy, łatwiej będzie wyrobić ciasto. Dodajemy mąkę, proporcje inne niż w smażonych placuszkach z pokrzywy, tutaj mąki musi być więcej niż roślin. Poza tym dodajemy mniej wody, tylko tyle żeby dało się zagnieść jak najcieńsze placuszki. Pieczemy na rozgrzanym kamieniu z obu stron. Smak lekko kwaśny, bardziej czuć smak roślin. Smażenie na tłuszczu jednak bardziej zmienia smak roślin i placuszki są kruche.

4 komentarze:

  1. Dzięki za ten wpis. Tak sobie czasem myślę, że i mnie może to spotkać. Życie w lesie to takie właśnie wyzwanie. Zresztą olej i sól to dawniej był właśnie luksus. Jednak ludzie z lasu jakoś przyprawiali swoje jadło. Co proponujesz jako przyprawowy dodatek - ten z lasu. Czosnaczek? Coś jeszcze? Myślę, że dobrze byłoby sobie przez cały rok uzbierać coś przyprawowego z listków czy korzonków. Tylko co? Muszę sprawdzić jak smakują takie placuszki :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma za co.
    Nie, czosnaczek traci swoje właściwości pod wpływem wysokiej temperatury. Ja wolę inne rośliny przyprawowe jak macierzanka, tymianek, jałowiec, marchew, barszcz, pasternak, mięta, dziki czosnek, bluszczyk kurdybanek, kuklik pospolity, chrzan, grzyby itd. Roślin przyprawowych jest mnóstwo, dostępne o różnych porach roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Placuszków z samym szczawiem nie robiłem, zawsze lądował ze sporą kompanią kolegów z łąki (mix zielska). U mnie szczaw z niewielkimi dodatkami ląduje tylko w zupie szczawiowej, a tak stanowi zazwyczaj ułamek zielonej masy. Tak już się przyzwyczaiłem i tak mam.
    Ciekawe info o hipisie. Takich ludzi, którzy nie potrafią żebrać jest sporo. Żyją skromnie, nikogo o nic nie proszą choć mogli by i pewno lepiej by im się żyło.
    Tanich prostych potraw jest sporo, należało by poszukać w literaturze lub zrobić jak ja. Upraszczam przepisy i wymyślam nowe, jak najprostsze. Swego czasu zaszokowałem na wyprawie uczestników, łącząc 2 niezbyt lubiane produkty (trwała dyskusja czego nie zabierać ze spożywki) w 1 potrawę i zjadłem. Dało się zjeść, ale miny obserwatorów wyrażały dużą dezaprobatę. Nikt się nie odważył pomóc/skosztować. Pies

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeglądam "Wilsonowe włości" (byle z dala od wody :-) ) i przypomniał mi się szczaw, który trzeba będzie spod śniegu na ostatnią w tym roku szczawiówkę z jajkiem "przetrącić" (pisze ktoś tak jeszcze?) .
    Co do ww. przypraw, to nie tak "siup", przyprawa musi współgrać z potrawą.
    Jestem naprawdę mało wybredny (mam też swoje widzimisię) i mało grymaszę, ale przyprawę trzeba jednak umieć dobrać do potrawy.
    Nie na darmo mówi się: "aleś to spieprzył" lub "skminił". Czyli da się!
    Nie tylko czosnaczek na zimno, chrzan też lepszy na zimno. Bardzo lubię kurdybanek i gdy tylko pichcę coś z czym konweniuje, to bluszczyk okrasza strawę swoim aromatem. Swego czasu "gęsto" musiałem się tłumaczyć z czegoś, co mi wydawało się normalne, a komuś nie :-). Poszło o przyprawę, młode listki chrzanu, które użyłem z umiarem, ale ktoś ich nigdy w życiu nie jadł i musiałem odpowiadać, czy nimi aby się nie otrujemy!
    Skoro roślina trującą nie jest to jak !!! To nie koniec, musiałem wszystko zjeść sam i ... cały romantyzm prysł! Ale bym się władował w "bagno" gdyby nie młodziutkie listki chrzanu, do dziś lubię je DUBELTOWO :-) !
    Pies

    OdpowiedzUsuń